-Czym mogę służyć?- Yyyy...dupą? Nie no,do takiej trzeba powoli.Teraz trzeba być szarmanckim Edwardem.
-Pani...-Spojrzałem na plakietkę.-...Amando.Czy byłaby pani tak miła i udzieliła mi informacji w którym hotelu się znajduję?
-Oczywiście,panie Cullen. Znajduje się pan w hotelu Winter Plaza.
-Rozumiem. Czy ma może pani,pani Amando,jakąś aspirynę lub coś podobnego?
-Tak,oczywiście.-Schyliła się pod ladę,a ja ukradkiem zobaczyłem jakie ma śliczne majteczki.
-Proszę bardzo.-Podała mi opakowanie aspiryny.
-Mógłbym dostać jakiś plik gazet? Wie pani,trzeba być na bieżąco.-Dziewczyna zupełnie się zagubiła i robiła wszystko mechanicznie. Podała mi kilka dzisiejszych gazet.
-Bardzo ci dziękuję,Amando.
-Bardzo proszę,panie Cullen.-Już odchodziłem od stolika,gdy niby pod pretekstem czegoś tam-jestem mistrzem wymyślania pretekstów na szybko- zawróciłem z powrotem.
-Wie pani co...?-Dziewczyna spojrzała na mnie z nadzieją.
-Tak?
-Podałaby mi pani,pani Amando swój numer telefonu? Gdyby tak...-Specjalnie nie dokończyłem zdania.Dziewczyna uśmiechnęła się z dumą. Chyba dlatego że chciałem jej numer. Jakie laski są głupie,nie wiedzą że mnie chodzi tylko o seks?
-Oczywiście.-Zapisała ciąg liczb na kartce i podała mi ją.
-Bardzo pani dziękuję,pani Amando...-Uśmiechnąłem się łobuzersko.-...I mam nadzieję,do zobaczenia...
-Do zobaczenia...-Odparła na wpół rozmarzonym głosem i prawie położyła się na ladzie.
Wróciłem do pokoju.W windzie,odtańczyłem mój taniec zwycięstwa,jako że mam laskę na dzisiejszy wieczór do łóżka. Otworzyłem pokój. Dziewczyn nie było,a na stoliku leżała jakaś kartka.
Dziękujemy ci za wspaniałą noc.
Mamy nadzieję,że jeszcze kiedyś się spotkamy.
Do zobaczenia
Loren i Briget
No chyba śnią! Ale liścik miły. No nic. Usiadłem sobie w bardzo wygodnym fotelu i od razu połknąłem dwie aspiryny,żeby pozbyć się tego pierdolonego uczucia,że mam dwa razy większą głowę. Położyłem nogi na drugim fotelu i przeglądnąłem gazety. Nic ciekawego nie ma...Polityka...Praca...Biznes...Sport...Chociaż nie!
Los Angeles Dodgers wygrali z Red Socksami 24 do 20! Tak jest!!! Bardzo dobrze chłopcy!!! Odrzuciłem gazetę do tyłu i ogarnąłem następną. O KURWA!!!! W moje ręce wpadł "LA style". Głupie pierdolone dziwki!!! Jak mogły coś takiego napisać!!! Spojrzałem na okładkę. Było na nim zdjęcie mnie,tańczącego w klubie z Loren i Briget. Kto to kurwa zrobił??!?!?!?!?!?!? Ja mu kurwa pokażę!!! Pozwę go normalnie!!!! Zrobiłem się cały czerwony na twarzy. I co to za cholerna suka z tej Swan!!! Chyba jej nakopię do dupy!!! Jak mogła coś takiego o mnie napisać!?!?!?!?!?!? O mnie-bożyszczu wszystkich nastolatek!!!!!!! Chyba ja zajebię!!!! Co za suka!!!! Pierdolona,pojebana dziwka!!!!!!!!!!! Jakim prawem mnie tak oczernia?!?!?!?!?!?!?! Dobra...spokojnie...muszę się uspokoić. W moim ataku furii porozrzucałem wszystkie rzeczy po pokoju. Wziąłem pięć głębokich wdechów. Już ja się zemszczę. Zobaczy ta Swan,na co mnie stać. I ta głupia redaktorka Hale też!!! Jeszcze mnie te suki popamiętają!!! Wyszedłem z pokoju trzaskając drzwiami. Pożegnałem się z Amandą-śliczną-dupcią i wyszedłem z hotelu. Wsiadłem do mojego bugatti i odjechałem z piskiem opon. Rachunkiem się nie przejąłem,za to płaci odgórnie mój manager.Wiedziałem gdzie muszę jechać. Do mieszkania Jaspera. Czerwone światło. Kurwa!!!!! Stanąłem i wybrałem numer do brata.
-Halo?
-Jazz tu Edward.
-Ah...to ty.-Wyszczerzyłem się do siebie.
-Nie zadzwoniła?
-Jeszcze nie.
-Przykro mi bro.-Mówiłem serio.Było mi przykro. Jasper nie był taki jak ja. Nie zwracał uwagi tylko na to jaki która ma tyłek,czy aby ma ładne cycki. Najpierw patrzał na charakter,a jak to szło w parze z urodą to był w siódmym niebie. I teraz chyba serio się zakochał,bo miał strasznie smutny głos jak to mówił.
-Może jeszcze zadzwoni.To było wczoraj,może ma dużo pracy.Wiesz,miała torebkę z Prady,wiec myślę,że dużo pracuje.
-Tak,też tak myślę. Słuchaj mogę wpaść do ciebie?
-Jasne,kiedy?
-Za jakieś 15 minut.
-Okey,spoko wbijaj.
-To do zoba.
-Cześć.
Rozłączyłem się. Zielone!!!!! Fuck yeah!!!!! Ruszyłem z piskiem opon ze skrzyżowania i napisałem sms-a do mamy,że nie przyjadę na obiad.No co kurwa!!!?!?!?!?!?! Jak człowiek jest sławny to obiadu u matki zjeść nie może czy jak?!?!Nagle w moje auto coś uderzyło. Wyskoczyłem z auta,dostałem szewskiej pasji. Jakaś brunetka wyszła ze swojego porsche,to ona we mnie wjebała.
-Nienormalna jesteś!?!?!?!?!?!?!?!-Spojrzała na mnie dziwnie. Zbiło mnie to z tropu. Stanąłem i gapiłem się na nią. Ładna była. Czekoladowe oczy,ładna twarz,fajne kształty,śliczne długie włosy. Ideał!Ale to nie zmienia faktu,że wjebała w mojego kochanego Rysia!
-Dziewczyno wiesz ile to auto kosztowało!?!?!?!?!-Ona też się zreflektowała.
-Trzeba było nie pisać esemesa!!! To nie moja wina,ze nie patrzysz na drogę!
-Ale to ty we mnie wjebałaś!!!!
-I co z tego?!Pewnie i tak masz tyle forsy,że kupisz sobie takie samo,a nawet droższe tylko za sprawą pstryknięcia palcem!!!
-A żebyś wiedziała!-Spojrzałem na zegarek.Za siedem minut miałem być u brata,a jeszcze daleka droga przede mną.
-Dobra,daruję ci to tym razem.
-Dziękuję za łaskę!!!-Krzyknęła,wsiadła do samochodu i skręciła w boczną ulicę. Co za tupet! Nie dość,ze we mnie wjebała,to jeszcze się suka awanturuje.Głupota ludzka nie zna granic.Wsiadłem do samochodu i pojechałem do brata.
***
Jasper mieszkał w domu,który miał garaż,ale nie był to sobie taki zwykły dom. Miał fajne mieszkanie,czteropokojowe dwupoziomowe. Na dole była kuchnia,salon,łazienka dla gości,a u góry cztery pokoje urządzone ze smakiem,chociaż mogłoby się wydawać,że facet się na takich rzeczach nie zna. Otóż Jasper zna się na nich jak nikt inny,ponieważ jest architektem. Dla mnie trochę chujowy zawód,ale mój brachol po prostu ułożył sobie życie. Jedyne czego mu brakuje to żona i gromadka dzieci. Ma własną,że tak powiem firmę architektoniczna,która składa się z 12-stu osób. Czasami jak na niego patrzę to mam wrażenie,że osiągnął w życiu więcej niż ja. No,ale jest trzy lata starszy ode mnie. Ma już 28 wiosen. Tak jak mówiłem do pełni szczęścia brakuje mu tylko kobiety i dzieci. A o kasę to on się nigdy nie martwi,bo firma dobrze prosperuje. Dobra,koniec sielanki. Zaparkowałem pod jego domem,wyszedłem z auta i zadzwoniłem na dzwonek. Od razu zostałem wpuszczony. Przywitaliśmy się i zostałem zaproszony do środka. Rozsiedliśmy się na fajnych,sofach,miękkich z fajnymi obiciami.
-No więc?-Zaczął.
-Widziałeś dzisiejszy "LA style"?-Spojrzał na mnie jak na wariata.
-Nie czytam takich szmatławców. Gdybym miał dziewczynę,to może,ale że jej nie ma i na razie się nie zanosi no to,nie czytam takiego chujstwa. Czemu pytasz?
-Bo na okładce jestem ja z dwoma tańczącymi dziewczynami,ściślej biorąc Loren i Briget z którymi dzisiaj spałem.-Jasper zrobił nieodgadnioną minę. Nienawidziłem jak tak robił,bo nie mogłem się dowiedzieć,czy jest na mnie zły czy nie. Mój brat był w pewnym sensie moja wyrocznią,która podpowiadała mi jak zareaguje nasz ojciec na taką albo taką wieść. Jazz był do niego bardzo podobny,ale tylko w ocenianiu takich spraw. Cała reszta się między nimi różniła. Wracając do tematu.
-No i co chcesz z tym zrobić? Pozwiesz "LA style"?-Spojrzałem na niego krzywo.
-Nie chcę tracić forsy na szmatławiec. A co ty myślisz?
-Wiesz co myślę. Zrób tak jak zawsze,olej to. W prasie mów,że to było jednorazowo i się już nie powtórzy.
-No dobra,tak zrobię,zobaczymy co z tego kurwa wyjdzie.-Przypomniałem sobie jego tekst z początku rozmowy.
-Ej,co to znaczy,że się nie zanosi? Ja myślę,że skoro jak mówisz ona ma torebkę od Prady to rzeczywiście zadzwoni niedługo,bo może ma dużo pracy.-Brat posmutniał na twarzy.
-Może masz rację. Dobra,nie gadajmy o tym. Wiesz,ze LA Dodgers wygrali z Red Socks'ami?
-No...co prawda nie widziałem meczu,ale fajnie,że ich rozgromili...-Nie dokończyłem zdania,bo telefon Jaspera rozdzwonił się.
-Halo?-Usłyszałem jakiś kobiecy głos po drugiej stronie słuchawki,chociaż nie powinienem podsłuchiwać,ale co tam! Edward Cullen może wszystko!
-Dzisiaj? Tak,nie ma sprawy. Będę. Tak...do zobaczenia.-Może to ona do niego zadzwoniła? Nagle z sąsiedniego pokoju usłyszałem triumfalne "yessssssst" i mój brat w trymiga znalazł się obok mnie.
-Ona?
-Tak. Edwardzie,sorry,ze to mówię,ale spierdalaj,bo nie mam czasu.-I prawie wypchnął mnie za drzwi. Co miałem robić? Pojechałem do mieszkania i zadzwoniłem do Amandy. Przyjechała pół godziny później. Cała noc była świetną zabawą...
_____________________________
Cześć i czołem,witam się zespołem!
Przeczytawszy dzisiejszą notkę Bells nie mogłam się powstrzymać,bo dostałam weny i oto...
Oddaję Wam w ręce jeszcze gorący rozdział numer 4!
Tak,macie rację dziewczynki...ta kobieta która wjechała w Edwarda to Bella.
Mam nadzieję,że rozdział się podoba.
Czekamy na to co nam wymyśli nasza kochana Bells.
A ja całuję Was gorąco!
I żegnam gromkimi brawami!
Całusy
Misia
Czy to jakiś spisek przeciw mnie?!Mam na imię Amanda i to nie jest zbytnio miłe... Ale to pominę. Ja Rosa , akceptuję ten rozdział. Zajebiaszczy! Oby tak dalej dziewczęta!
OdpowiedzUsuńWasza Rosa/Amanda!
Ojeju Roso,nie chciałam cie urazić,po prostu pasowało mi to imię. Wybacz :*
UsuńHej fajny rozdział normalnie rozwaliło mnie to zdanie: Edward Cullen może wszystko!"
OdpowiedzUsuńOby tak dalej
życzę weny twoja Katerina
Jebany Cullen we mnie wjechał?! W moje zajebiaszczo kurewskie porshe?! Ejj, tak się nie robi!! Oj Edwardzie pożałujesz!!! Ja pierdolę jak on pożałuje. Zemsta będzie słodka!!
OdpowiedzUsuńMisiu, jak ty mogłaś? W poje porshe?
Edward pozna słodką mściwość Belli!
Rozdział jest fenomenalny, jak zwykle zresztą! Zabieram się za pisanie kolejnego!!
Wasza Bells!!
No wiesz,ale przynajmniej już sie poznali :) Cieszę się że ci się podobało,a tak w ogóle to może dodasz obserwatorów? Bo jakoś tak tutaj troszkę pusto
UsuńA gdzie 22 rozdział ;] W każdym razie wczytałam się w waszego bloga i dwoma słowami go opiszę- jest zajebisty w swojej zajebistości!!XD
OdpowiedzUsuń