wtorek, 25 grudnia 2012

Rozdział 31 "Tak..."

Poczułam jak po policzkach lecą mi łzy. Nie mogłam w to uwierzyć. On na prawdę mi się oświadczył, to nie były żadne omamy wzrokowo-słuchowe. On to zrobił i powiedział. Wyznał mi miłość. Kochał mnie tak jak ja jego. Kochał mnie! Odwzajemniał moje uczucie. Spojrzałam na niego. Klęczał przede mną, a na wyciągniętej dłoni trzymał śliczny pierścionek zaręczynowy. Wszyscy milczeli, rozejrzałam się. Na pewno byłam zarumieniona. Zdałam sobie sprawę, że Alice i Jasper, oraz ich rodzice również są zaskoczeni. Alice nie maczała w tym palców. Edward...on sam od siebie. Uświadomiłam sobie, że on cały czas czeka na moją odpowiedź. Otworzyłam usta aby coś powiedzieć, ale nie mogłam. Płacz mi to uniemożliwiał.
-Tak, Edwardzie - wyszeptałam przez łzy. Zobaczyłam jak się uśmiecha. Wstał, wyciągnęłam przed siebie moją drżącą dłoń, a on umieścił na niej pierścionek zaręczynowy. Zarzuciłam mu dłonie na szyję i przytuliłam się do niego. Usłyszałam jak goście weselni zaczęli klaskać, ale nie obchodziło mnie to. Byłam szczęśliwa, od tych cholernych dwóch tygodni, byłam teraz na prawdę szczęśliwa. Odchyliłam się od Edwarda i spojrzałam mu w twarz. Pocałował mnie. Oh, Boże, tak bardzo stęskniłam się za jego ustami! Usłyszałam pisk Alice. Zaczęłam się śmiać. Czułam się wspaniale! Chochlik na mnie wskoczył i obcałował. Reszta też nam gratulowała. Dzień Alice stał się również moim dniem. Szczęśliwym, dniem, którego nigdy nie zapomnę. Reszta wesela minęła spokojnie i radośnie. Raz oderwałam się od mojego narzeczonego aby zatańczyć z panem młodym. Resztę nocy spędziłam w jego ramionach. Przytulałam go, całowałam. Chciałam z nim porozmawiać, on ze mną pewnie też, ale to potem. Teraz jesteśmy świadkami na ślubie i musimy podołać swoim zadaniom...

 

Weszłam do mieszkania. I poczułam się jak w domu, ponieważ było to mieszkanie Edwarda. Przesiąknięte nim, jego zapachem, wszędzie porozwalane jego ubrania. Czy on tu w ogóle nie sprzątał przez te dwa tygodnie?! Przeszłam przez kupkę ubrań, zrzuciłam z nóg niewygodne szpilki i usiadłam na łóżku. Edward pojawił się w sypialni zaraz za mną. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. Mimo bólu nóg wstałam i podeszłam do niego. Stanęłam na palcach i go pocałowałam. Zaśmiał się lekko i przyciągnął mnie do siebie.
-Kocham cię - szepnął mi do ucha po raz kolejny tego dnia. Odpowiedziałam mu tak samo cichym "Ja też cię kocham". Edward pomógł mi ściągnąć sukienkę i dał mi swoją koszulę do spania. Położyłam się, a on koło mnie. Miałam na niego ochotę, ale byłam zmęczona, a po drugie chciałam z nim porozmawiać. Jednak on mnie wyprzedził i to on zaczął rozmowę.
-Odeszłaś...-szepnał patrząc mi w oczy. Przejechał opuszkiem palca po moim policzku, pochylił się i lekko mnie pocałował. Zarumieniłam się i spuściłam wzrok, ale po chwili odważnie spojrzałam na mojego ukochanego.
-Nie miałam siły, musiałam. Nie, nie musiałam, ale...Oh, cholera! Edwardzie, ja nie potrafiłam oddzielić seksu od uczuć. Zakochałam się w tobie, próbowałam zignorować to uczucie, ale nie potrafiłam. W końcu nie dałam rady i odeszłam. Myślałam, że mnie nie kochasz. Pamiętasz jak chciałam ci coś powiedzieć na Bora-Bora, ale nie powiedziałam? - spojrzałam na niego czule. Kiwnął głową na znak, że pamięta - Chciałam powiedzieć, że cię kocham, ale stchórzyłam. Bałam się, że ciebie stracę - wtuliłam się w niego, a on przytulił mnie do siebie. Leżeliśmy przez jakiś czas w ciszy.
-Kochałem cię już wtedy, Bello - szepnął przygryzając płatek mojego ucha. Zachichotałam wtulając się w jego tors. Zaciągnęłam się jego zapachem, za którym tak kurewsko się stęskniłam. Za nim całym się stęskniłam. Ale teraz...On był mój, a ja byłam jego.
-Edward? - zaczęłam pytająco - Powiedz to jeszcze raz, proszę...-jeszcze bardziej się zarumieniłam. Od kiedy ja się rumienię?!
-Co mam powiedzieć, Bello? - pogłaskał mnie po plecach przygarniając jeszcze bliżej do siebie o ile to było możliwe. Widocznie było. Podniosłam głowę ku górze, a brodę oparłam o jego pierś.
-Powiedz jeszcze raz, że mnie kochasz...-szepnęłam cichutko. Edward uśmiechnął się. Pocałował mnie w czoło.
-Isabelo Marie Swan kocham cię i niedługo sprawię, że zostaniesz panią Cullen - pokiwałam głową. " Zostanę", uśmiechnęłam się sama do siebie. Byłam niezaprzeczalnie szczęśliwa. W tej chwili miałam wszystko czego mi potrzeba, a nawet więcej. Miłość, dobrą pracę z perspektywą na dalszą karierę, przyjaciół i jeszcze raz miłość. Bo przecież Edward to dla mnie wszystko. Tylko Edward może sprawić, że za jednym słowem mój świat się zawali lub, tak jak teraz, będzie dla mnie rajem na ziemi. Kocham, jestem kochana. Jeszcze raz głęboko odetchnęłam aby poczuć jego zapach. Jego dłoń pieszczotliwie przesuwała się po moich plecach. Co chwilę masował mój kark i szyję, a ja wzdychałam szczęśliwa. Byłam zmęczona, ale to było silniejsze ode mnie. Oparłam się na łokciu i spojrzałam Edwardowi w twarz, miał otwarte oczy. Dobrze, nie śpi. Pochyliłam się nad nim i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek. Oddał go jak najbardziej chętny. Położyłam dłoń na jego torsie i zaczęłam wodzić dłonią po jego klatce piersiowej i brzuchu. Edward zadrżał, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Uniósł się i obrócił nas tak, że teraz to on siedział na mnie okrakiem i pochylał się nade mną. Oplotłam go nogami w pasie. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i w tym samym czasie wyszeptaliśmy "Kocham cię". To było takie magiczne, takie intymne, takie nasze. Edward ciągle utrzymując kontakt wzrokowy zaczął się powoli pochylać. W końcu nasze usta się zderzyły. Przyciągnęłam go natychmiast jak najbliżej siebie, a moje nogi mocniej zaplotły się wokół jego bioder. Jęknęliśmy. Edward włożył dłoń pod moją, jego koszulkę. Zetknięcie jego skóry z moją spowodowało, że przeszedł mnie przyjemny prąd rozkoszy. Edward zaczął składać pocałunki na mojej szyi, ramionach, polizał moje obojczyki. Mruknęłam i zatopiłam dłonie w jego włosach wczepiając w nie palce i lekko go ciągnąc. Odchyliłam głowę do tyłu aby dać mu większy dostęp do dawkowania mi rozkoszy. Tęskniłam za tym tak cholernie mocno, że czuję się tak jakbym nie czuła jego dotyku od parunastu lat, a nie dwóch tygodni. Zaczęłam szybciej oddychać, czułam jak Edward się uśmiecha. W końcu mój luby pozbył się mojej, jego koszuli. Ze stanikiem nie musiał się wojować, ponieważ go nie miałam. Wciągnął powietrze i zaczął ugniatać delikatnie moje nabrzmiałe od podniecenia piersi. Zaczęłam co chwilę mruczeć z przyjemności. Zaczepiłam palcem o jego gumkę od bokserek z szatańskim uśmieszkiem na twarzy. Edward warknął, jednak nie długo trwała moja dominacja, ponieważ Edward pochylił się i zassał moją pierś. Szarpnęłam się, a on położył dłonie na moich biodrach i mnie przytrzymał. Ma zamiar mnie torturować, czy co? Znów się szarpnęłam, a on zachichotał. Gdy uścisk Edwarda rozluźnił się wykorzystałam okazję i obróciłam nas tak, że teraz to ja byłam na górze. Otworzył zdziwiony oczy, a ja uśmiechnęłam się łobuzerko.
-Cześć, przystojniaczku - wyszeptałam mu do ucha. Zaczęłam schodzić pocałunkami na dół, ale za nic nie ściągnęłam jego bokserek. O nie, nie! Teraz to ja go pomęczę. Edward wydawał z siebie bliżej nie określone dźwięki, a mnie one zajebiście zadowalały. Po jakimś czasie Edward znów nas obrócił, ale tym razem wyciągnął zabezpieczenie, pozbył się szybko naszej bielizny i wszedł we mnie...A reszta była czystą rozkoszą.

 
 
Obudziłam się wtulona w Edwarda. Mojego Edwarda. Mojego narzeczonego. Spojrzałam na niego. Nie spał. Miał otwarte oczy i spoglądał na mnie z lekkim uśmiechem. Podciągnęłam się i pocałowałam go lekko.
-Dzień Dobry - cmoknęłam go jeszcze raz.
-Dobry, kochanie...-ziewnął. Nadal wyglądał na śpiącego. Spojrzałam na zegarek. Była godzina 11:20, czyli trochę pospaliśmy. Spojrzałam na swoją rękę, na której widniał pierścionek zaręczynowy. Podniosłam dłoń tak, że zanurzyła się w promieniach słonecznych wpadających przez okno. Brylanciki zaczęły się błyszczeć, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
-Kocham cię - Edward przycisnął mnie bardziej do siebie. Pokiwałam głową. 
-Lubię gdy mi to mówisz - nadal obserwowałam pierścionek. Edward zaśmiał się lekko, pochylił się i co chwilę szeptał mi do ucha, że bardzo mocno mnie kocha. Spojrzałam na niego. Mogłabym tak z nim leżeć cały dzień, ale musieliśmy zobaczyć jak tam nasza para młoda. Wstałam z lekkim ociąganiem i poszłam do łazienki aby wziąć kąpiel. Edward dołączył się do mnie, jak on to powiedział "Wiem, że mamy mało czasu. Będę grzeczny, tylko umyję ci plecki, kochanie". No i był grzeczny, przynajmniej się starał.
O godzinie 14:00 byliśmy u Jaspera i Alice. Chochlik mało co nie stracił głosu przez te piski jak zobaczył mnie z Edwardem. Wiedziała już, że jesteśmy zaręczeni, ale mimo to cieszyło ją to, że ja wchodzę do niej do domu z uśmiechem na twarzy. Edward objął mnie w talii, a ja wtuliłam się w niego.
-Nasze gołąbeczki - uśmiechnął się Jazz.
-I kto to mówi? - odpysknął Edward.
-No, stary, gratuluję w końcu...- Jazz podszedł i poklepał go po ramieniu. Zaśmiałam się. Byli też tam rodzice Edwarda, którzy mnie nie znali, a ja nie znałam ich. Doktor Cullen wiedział o mnie tylko tyle, że zostawiłam jego syna jak się o mnie pobił i został ranny. Niezbyt pozywywnie.
-Oto kobieta, która okiełznała mojego syna...-usłyszałam ciepły głos jakiejś kobiety.
O Boże, spraw aby jego rodzice mnie polubili...

_______________________________


No, kochani, oto rozdziałek 31.
Już 31, ojejku, ale szybko.
Ale, ale...
Mam nadzieję, że Wam się spodoba. 
Ja jestem z niego nawet zadowolona.
Ale opinie pozostawiam Wam, moje drogie.
Do napisania!
Wasza Bells Cullen-Swan

Robert przy kręceniu Twilight jak widać chciał zasmakować palca Kristen. Mniam? 
 


niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział 30 " Żebym tylko nie zwariował... "

Od ponad dwóch tygodni próbowałem się skontaktować z Bellą- bez skutku. Nie odbierała ode mnie telefonów, kilka razy stałem pod jej drzwiami- bez żadnego skutku. Jej zachowanie wyraźnie mówiło, że nie chce mnie widzieć, ani ze mną rozmawiać. Wyglądało na to, że nic dla niej nie znaczyłem. Najgorsze było to, że oboje byliśmy wybrani na świadków na ślubie, który miał się odbyć już jutro. Wszystko było zapięte dosłownie na ostatni guzik. Nawet ja już zdążyłem fundnąć młodej parze prezent, na który składała się podróż poślubna i mnóstwo forsy. Licząc wszystko kosztowało mnie trochę, ale czego się nie robi dla brata? Poza tym...robiłem to też w geście pokuty. Moje przyjście na ślub nie miało całkiem czystych intencji. Oczywiście, miałem zamiar podziwiać jak brat się żeni, ale najważniejszą rzeczą było to, że zobaczę Bellę. Że będę mógł podziwiać jej idealne loki spływające po ramionach niczym wodospad, że będę mógł napawać się zapachem jej ulubionych perfum, jej ślicznymi oczami, niebiańskimi ustami. Tylko to się liczyło. W większości dlatego szedłem na ślub. Nie żeby się upić, żeby najeść się dobrych rzeczy, żeby się śmiać i tańczyć, tylko żeby zobaczyć JĄ. Miłość mojego życia, sens mojego istnienia. Zrobiłbym dla niej wszystko, tylko że chwilowo się to nie liczyło, bo ona nie chciała mnie widzieć. Jak jej nie było, życie całkowicie traciło dla mnie sens. Przez te dwa tygodnie cierpiałem katusze. Nie mogąc jej widzieć, słyszeć jej głosu, czuć jej pięknego zapachu, patrzeć jak się śmieje, jak iskierki radości tańczą w jej oczach. Całe dwa tygodnie do dupy, bo praktycznie nie wychodziłem z domu. Bez Belli cały świat tracił sens. Wszystko było mi obojętne. Nie liczyło się nic...absolutnie nic.

♥♥♥♥♥

- Edwardzie...jesteś gotowy???- Głos brata wyrwał mnie z zamyślenia. Przez chwilę nie wiedziałem gdzie jestem, a potem wszystko wróciło. Bójka, odejście Belli, opieprz od Alice, leczenie ran, przygotowania do ślubu, całe dwa tygodnie spędzone w zaciszu mojego pokoju i w końcu ślub. Musiałem odłożyć to na bok. Ona zaraz miała się pojawić. Nie, nie chodzi mi o Alice, chociaż ona też miała zaraz przejść po białym dywanie rozwiniętym wzdłuż ścieżki wysadzanej różami w domu moich rodziców, który mieścił się kilka godzin drogi od LA. Chodziło o Bellę. To ona za chwilę miała przejść po białym dywanie, jako druhna i świadkowa ze strony Alice. Brat popchnął mnie lekko w stronę fortepianu. Miałem grać marsz weselny. 
- Edwardzie, błagam cie obudź się. - Jasper patrzył na mnie błagalnym wzrokiem. Kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się słabo. Podchodząc do fortepianu czułem na sobie pełen troski wzrok brata. Zacząłem nie od marszu weselnego, ale od krótkiej kompozycji, którą napisałem specjalnie na ślub. Najpierw weszła jakaś kobieta, miała około dwudziestu ośmiu może dziewięciu lat. Rozpoznałem w niej kuzynkę Alice, były do siebie bardzo podobne. Potem weszła jakaś małolata, miała może z szesnaście lat, nie wiem kim była dla Alice, ale ustawiła się kondygnacje wyżej, niż kuzynka mojej przyszłej szwagierki. A potem...weszła Bella. Miała na sobie przepiękną granatową sukienkę, do tego bardzo wysokie szpilki w tym samym kolorze, na szyi widniał piękny wisior, chyba z białego złota, ale nie byłem taki do końca pewien, włosy zostawiła rozpuszczone i kaskady loków opadały teraz na jej piękne piersi, które eksponował lekko wycięty dekolt. Zgubiłem na chwilę rytm muzyki i musiałem szybko nadganiać. Jasper wzniósł oczy ku niebu i ułożył ręce jak do modlitwy. Opamiętałem się i zacząłem grać marsz weselny. Po kilku sekundach na białym dywanie pojawiła się wyższa niż zwykle Alice, której towarzyszył jej ojciec trzymający ją pod rękę. Jak na faceta po pięćdziesiątce, był mega przystojny. Kiedy Alice została "oddana" w ręce mojemu bratu skończyłem grać i z największym opanowaniem na jakie było mnie stać podszedłem do ołtarza. Miałem w marynarce obrączki, nie mogłem dać plamy, nie dzisiaj. Kapłan zaczął coś gadać, a Alice najwyraźniej obrała sobie jakiś plan, bo zaczęła na mnie znacząco zezować, a potem wskazywała oczami na ustawioną za nią Bellę, która starała się na mnie nie patrzeć i lekko uśmiechać, żeby nie sprawiać wrażenia zdegustowanej. W końcu para młoda powiedziała sobie "tak", wyciągnąłem obrączki i wszyscy szczęśliwi. Wszyscy oprócz mnie. Alice rzuciła bukietem, który jak się okazało wpadł w ręce Belli. Patrzałem na całą scenę z niedowierzaniem, a Bella oblała się słodkim rumieńcem. Nadszedł czas na pierwszy taniec wieczoru. Alice i Jasper pięknie sunęli po parkiecie, niczym zawodowcy. Po pierwszym tańcu niektórzy również wyszli na parkiet. Teraz albo nigdy? Tak, to była zdecydowanie ta chwila. Bella siedziała sama przy stoliku i piła szampana. Lewa, wewnętrzna kieszeń marynarki dała o sobie znać. Tak, to była ta chwila. Rozejrzałem się dookoła. Kilka par tańczyło na parkiecie w tym moi rodzice oraz brat razem z Alice. Podszedłem swobodnym krokiem do Belli, szczerze dziękując Bogu za to, że jestem aktorem. Ona mnie nawet nie zauważyła, jej wzrok był zwrócony w stronę parkietu. Ukłoniłem się nisko przed jej krzesłem, wzbudzając tym zainteresowanie nie tylko Belli, ale również kilku pani siedzących w sąsiadującym stoliku. 
- Czy podaruje mi Pani, ten taniec panno Swan? - Panie przy sąsiednim stoliku zachichotały, a Bella patrzała na mnie oniemiała, po chwili się reflektując.
- Ależ naturalnie Panie Cullen. - Wstała i ujęła moja dłoń. Poprowadziłem ją na parkiet, akurat leciała wolna piosenka. Przez chwilę kołysaliśmy się w rytm muzyki nic do siebie nie mówiąc.
- Bello...muszę ci coś wyznać. - Jej spojrzenie wprost mnie przyszpiliło, przez chwilę zapomniałem języka i wpatrywałem się w jej cudowne oczy.
- Miałeś mi coś powiedzieć. - Upomniała się o uwagę. Otrząsnąłem się.
- Tak...widzisz...Bello ja...od dawna w zasadzie staram ci się to powiedzieć. Od czasu kiedy to sobie uświadomiłem. Te dwa tygodnie...były dla mnie istną torturą. Tyle razy zabierałem się za to żeby ci powiedzieć...ale zawsze tchórzyłem ty...zasługujesz na kogoś lepszego niż ja. Mimo wszystko chciałbym ci powiedzieć...że jesteś najważniejszą osoba w moim życiu. Gdybym mógł oddychałbym tylko dla ciebie, gdybym mógł mówiłbym tylko dla ciebie, a mój uśmiech miałabyś na wyłączność. Jesteś sensem mojego istnienia, jasnym światełkiem w tunelu, aniołem, który zawsze jest przy mnie, boginią, którą ubóstwiam ponad wszystko. Jesteś wszystkim co najlepsze Bello. Najlepszym co mogło mi się w życiu przytrafić. Nie potrafię przeżyć bez ciebie choćby jednego dnia. - Bella patrzyła na mnie zaskoczona, coraz szerzej otwierając oczy. Już dawno przestaliśmy się kiwać do rytmu. - Mimo tego wszystkiego, tego, że w żaden sposób na ciebie nie zasługuję, że jestem tylko zwykłym idiotą który kocha cię do szaleństwa i który skoczyłby za tobą w ogień.... - W tym momencie, trzymając ciągle w uścisku jej lewą dłoń, uklęknąłem na jedno kolano, zwracając tym na siebie uwagę wszystkich. Wyciągnąłem z lewej kieszeni marynarki czerwone pudełko w kształcie serca i otworzyłem je. W środku znajdował się pierścionek zaręczynowy z mnóstwem brylantów, nawet nie chciało mi się ich liczyć, bo było ich za dużo. Muzyka przestała grać, wszyscy przystanęli i patrzyli na nas. Kątem oka zobaczyłem jak Alice i moja matka podnoszą ręce do ust. -...Isabello Marie Swan, przysięgam kochać cie każdego dnia, całym swym sercem, aż do końca swoich dni. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - Cała sala zamarła w oczekiwaniu na odpowiedź Belli. Nikt nie śmiał się odezwać. To był najważniejszy moment w całym moim życiu. Od najwspanialszej kobiety na ziemi miało zależeć moje przyszłe życie....

_______________________

No hej Kochani!
Jutro wigilia.
Z okazji Świąt Bożego narodzenia chcę Wam życzyć wszystkiego dobrego. Zdrowia, szczęścia, pomyślności i przede wszystkim spełnienia marzeń. Nigdy nie pozbywajcie się marzeń! To najlepsze co może być.
A teraz praktycznie...
Jak się podobał rozdział?
Mam nadzieję, że przypadł do gustu.
Przepraszam, że pojawił się tak późno, ale miałam taki nawał roboty, jeszcze na początku tygodnia dostałam zakażenia ucha, gdyż mam zrobiony industrial i dopiero dzisiaj po południu zwolnili mnie ze szpitala. Teraz już jest wszystko w porządku, ale mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie.
No...teraz odpowiedź na oświadczyny jest w rękach Bells!
Czekam na odpowiedź Kochana!
A ja jeszcze raz życzę Wesołych Świąt no i Szczęśliwego Nowego Roku 2013!
Do następnej!
Całuję cieplutko :*:*:*:*:*:*:*
Misia

niedziela, 16 grudnia 2012

Rozdział 29 "Nie mam już sił..."

Weszłam do pokoju, mojego i Edwarda. Byłam już bez makijażu, a włosy związałam w kitkę. Ubrałam na siebie t-shirt Edwarda i zwykłe jeansy. Wiedziałam, że był w łazience. Ale czy chcę go teraz widzieć? Co prawda w aucie się śmiałam, ale nie był to szczery śmiech. Jestem na niego zła, za to, że musiał się bić. Martwię się o niego bo trochę oberwał. Czuję się winna bo to przeze mnie oberwał. Jednym słowem : nie ogarniesz. To są dwa słowa, ale okej.
W końcu zebrałam się w sobie i weszła na łazienki. Edward stał do mnie tyłem, więc mnie nie zauważył. Kran był zabarwiony na czerwono, krew. Ugh! Podeszłam do niego cichutko i położyłam mu dłoń na ramieniu. Nie odwrócił się. Jest na mnie zły, czy co? W sumie ma powody. Znów zachciało mi się płakać, a to do mnie niepodobne. Ja nie płaczę, nie przez mężczyzn. Tak było dopóki nie poznałam Edwarda, cholera jasna niech to szlag!
-Pokaż...-mruknęłam i usiadłam na toaletce. Wzięłam waciki, zamoczyłam je chłodną wodą. Delikatnie wytarłam zaschłą już krew z brwi, warg i spod nosa Edwarda. Nie mówiłam nic, tylko zmywałam ciecz z jego twarzy. Nie wyglądał najlepiej, ale dla mnie nadal był przystojny. Kobieca logika. Wyrzuciłam waciki i nadal nic nie mówiłam. Niby co miałam mówić? Czekałam na ojca Edwarda, który jest lekarzem. Spuściłam głowę i zaczęłam machać nogami. Ta cisza mnie zabijała. Poczułam jak po policzkach spływają mi łzy. Sama nie wiem czemu płakałam, po raz kolejny tego dnia. Ale to wszystko chyba mnie przerosło. To uczucie do Edwarda....Miałam już tego dość, chciałam odpocząć, odciąć się od tego. Może powinnam dać sobie spokój? Dać normalnie żyć Edwardowi? Opuścić go, nie mogę liczyć na miłość z jego strony, ale ja nie dam rady też dalej opierać naszej znajomości na seksie. Nie mam w sobie tyle siły. Musze o nim zapomnieć. Może kiedyś znajdę sobie kogoś kogo pokocham, a on będzie odwzajemniał moje uczucia. Nie mogę czekać wieczność na Edwarda, a i tak się nie doczekam. Powinnam, muszę go zostawić. To też jest trudne, będę cierpieć, ale teraz też cierpię. To nie ma sensu...My...Ja i on...Edward i Bella...Nie ma Edwarda i Belli, nigdy nie było i nie będzie!
Zaczęłam głośno płakać. Słyszałam jak Edward coś do mnie szepce. Czułam jak mnie przytula. Spojrzałam na niego, pogłaskałam go po policzku. Przyciągnęłam go lekko do siebie i pocałowałam go ostatni raz.
Zeskoczyłam z toaletki i puściłam Edwarda.
-Gdzie idziesz, Bello? - zapytał cicho.
-Odchodzę, Edwardzie...Przepraszam, ale ja już dłużej tak nie mogę - wyszeptałam nie patrząc na niego. Wyszłam z łazienki. Wzięłam z pokoju swoją torebkę i ubrałam kurtkę. Zbiegłam na dół.
-Gdzie idziesz, Bello? - usłyszałam to samo pytanie od Alice i Jaspera.
-Odchodzę, Alice - spojrzałam na nią załzawionymi oczami - Poddaję się, nie mam już sił aby walczyć o jego miłość - nie dałam jej czasu na odpowiedź. Po prostu wyszłam...
Padało...
To tak jakby pogoda odwzajemniała moje uczucia. Szłam w strugach deszczu, zapłakana do domu. Mojego domu. Nie Edwarda, Alice czy Jaspera. Do swojego mieszkania, pustego i zimnego, bez Niego.
Czy zrobiłam dobrze, nie wiem....Ale taka była prawda, nie miałam już sił aby walczyć o jego miłość. Przegrałam.
Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy nie byłam na prowadzeniu. On mnie nie kocha, nic nigdy nie czuł. Tylko dobry seks i przyjaźń.
Weszłam do mieszkania. Zamknęłam je. Poszłam do łazienki. Umyłam się, przebrałam. Jednak nie ściągnęłam Jego koszulki. Położyłam się do łóżka, ale ono było dla mnie z duże. Poszłam do salonu i usiadłam na kanapie. Zapłakałam. Na tej kanapie po raz pierwszy się z nim kochałam.
Krzyknęłam. Głośno.
Tak jakby krzyk miał wyzwolić mój ból. Tak jakby miał mi pomóc. Tak jakby miał mi dać Edwarda.
Nie tylko jego ciało.
Ale jego serce.
Jego duszę.
Jego miłość.

Minął tydzień. Nie utrzymuję kontaktu z Edwardem, parę razy dzwonił. Alice i Jasper nie pochwalają mojej decyzji. Ja sama nie wiem czy dobrze zrobiłam. Kocham go, cholernie go kocham.
Jak wygląda teraz moje życie?
Praca, dom, płacz. Praca, dom, płacz.
Nie mam miejsca nawet na sen. Jaka praca? Zaczęłam swój etat w "Los Angeles Times". Moje stanowisko jest dość odpowiedzialne, cała gazeta na mojej głowie. Ale radze sobie z tym, ba, to mi nawet pomaga. Nieraz jestem tak zapracowana, że nie myślę o tym ucisku w klatce piersiowej. W drodze do domu mijam kioski z tanimi brukowcami, z Edwardem na okładkach. Boli. Chciałabym do niego wrócić, przytulić go, szepnąć, że jestem w nim zajebiście mocno zakochana. Ale nie mogę.
Zostawiłam to za plecami.
Ślub Alice i Jazza jest za dwa tygodnie. Mam już zaproszenie. Będę świadkiem. Edward też. Wtedy go spotkam, może wcześniej się na siebie natkniemy. Nie wiem, ale boje się tego spotkania. Mojej reakcji. Możliwe, że Edwarda nawet nie ruszyło moje odejście. Że mnie nienawidzi.
Wróciłam właśnie z pracy. Na stole w salonie leżało wydanie "LA Style", którego jeszcze nie czytałam. Otworzyłam na byle jaką stronę, a tam co? Edward! Zamknęłam gazetę i rzuciłam nią o ścianę.
Znów krzyknęłam.Ostatnio często krzyczę, nie przynosi to ulgi, ale weszło mi w nawyk.
Była praca, jestem w domu to teraz czas na płacz panno Swan. A co mi tam. Wybuchłam płaczę, mój czas rozpaczy przerwał dzwonek do drzwi. Otworzyłam.
-Alice i Jasper - mruknęłam widząc ich. Nie miałam ochoty na gości, szczególnie na nich. Tak kocham Alice, ale ona ciągle gada o tym, że źle zrobiłam. Może i tak, ale przecież nie mogłam czekać i cierpieć przez całe życie.
-Nie zaprosisz nas? - zapytała smutno Alice - Nie widziałyśmy się od...tamtego dnia.
-A tak jasne, wejdźcie, rozgłoście się - mruknęłam i wróciłam do salonu.
-Bello tak nie można! - krzyknęła Alice
-A jak można? Co? Jak do cholery jasnej można, Alice? - wstałam i spojrzałam na nią.
-Ale przyjdziesz na mój ślub, prawda? - zapytała smutno.
Złagodniałam trochę.
-Oczywiście, że przyjdę, jestem przecież świadkiem...-posłałam jej pół uśmiech. Alice podeszła do mnie i przytuliła się. 
Porozmawiałam z nią jeszcze trochę. Po 15 minutach zaczęli się zbierać.
-Bello...Edward...on...-nie dokończył - On jest idiotą, nie płacz Malutka, będzie dobrze - wyszedł.
Wróciłam do salonu i znów zaczęłam płakać.

____________________________________

No witam ^^
Rozdział pojawił się szybko bo zżera mnie ciekawość co napisze Alice.
Mam nadzieję, że się nie obrazi za to co zrobiła Bella.
Ale Edek też trochę zawinił, prawda?
Mógłby jej już powiedzieć to by nie odeszła.
Czekam na twórczość Alice ! ;3

Wasza
Bells Cullen-Swan <33




sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział 28 " Tylko nie mój nos!!! "

Po tym jak Bella i Alice ulotniły się gdzieś na miasto zostałem sam z bratem. Jasper zniknął na chwilę, na górze, aby powrócić z jakąś dobrą whisky. Kiedyś widząc butelkę nie pogardziłbym, ale teraz...Belli nie było w domu. Co prawda była z Alice, ale...? Czy nic jej nie jest? Czy dobrze się bawi? Czy wszystko w porządku?
- Ty coś chyba nie w humorze na wódkę. - Jasper zagadał tak do mnie po raz pierwszy od kilku lat. Ja zawsze miałem ochotę na wódkę.
- Martwię się. - Jasper spojrzał na mnie sceptycznie. 
- Powinieneś jej powiedzieć. Alice też tak uważa. Im dłużej będziesz się zastanawiać, tym bardziej nie będziesz chciał jej powiedzieć. No i może dostaniesz jeszcze za to po głowie od Alice. - Wiedziałem, że brat ma rację. Ale...problem w tym, że ja nie wiem jak jej to powiedzieć! Jasper wpatrywał się we mnie czekając na odpowiedź.
- Powiem jej. Ale nie teraz. - Brat przewrócił oczami.
- Uważaj, bo nie zdążysz w tym życiu. Zabierz się do tego jak najszybciej. - Pokiwałem głową na znak zgody.
- A ty co mądralo? Kiedy będzie ślub? Zabrałeś ja już do rodziców? - Jasper nie lubił być w centrum uwagi, więc trochę się spiął, ale po chwili uśmiechnął.
- Ślub będzie za trzy lub cztery tygodnie. A u rodziców już byliśmy. - Spojrzałem na niego znacząco. - Nie nic im nie powiedziałem, ale myślisz, że nie potrafią czytać? Aż tak starzy nie są. Prędzej czy później będziesz musiał im to wyjaśnić. - Potarłem dłonią czoło.
- Wiem. Nie spieszy mi się do tego. Co do ślubu, to życzę powodzenia. Alice cie zabije tymi przygotowaniami. - Brat w odpowiedzi uśmiechnął się czule. Mam nadzieję, że nie do mnie...tylko do wspomnień, albo coś...
- Najlepsze jest w tym wszystkim to, że nawet chociaż nienawidzę zakupów, nie cierpię mdławych filmów, wybierania kosmetyków, zapachu lakieru do paznokci i białego wina, to gdyby ona kazała mi chodzić za sobą po centrum handlowym i nosić wszystkie te torby, gdyby kazała mi pójść z nią na jeden z takich filmów, gdyby testowała na mnie szminki i Bóg wie jeszcze co, malowała przy mnie paznokcie i zamówiła białe wino, które musiałbym z nią wypić to i tak nie byłbym na nią ani odrobinkę zły, bo tak strasznie cholernie ją kocham i nie chciałbym jej sprawić przykrości odmową. - Spojrzałem na brata. Wiedziałem, że mówi prawdę. I wiedziałem, że to co powiedział tyczy się również mojego uczucia do Belli. Zrobiłbym wszystko co by mi kazała zrobić, pojechałbym za nią na koniec świata, zrezygnowałbym z bycia aktorem, wskoczyłbym w ogień gdyby sobie tego życzyła...Ale ona o tym nie wie...i tutaj jestem w ciemnej dupie. Bo skoro ona o tym nie wie to jesteśmy dalej w punkcie wyjścia, do kurwy! Jasper zamachał mi ręką przed twarzą. 
- Edwardzie, chcesz do nich zadzwonić? Może pozwolą nam do siebie dołączyć. - Zanim dokończył zdanie ja już wykręcałem numer. Pudło! Bella zostawiła komórkę w domu i właśnie jej telefon zaczął dzwonić w salonie. 
- Zadzwonię do Ally, ona nigdy nie rozstaje się z komórką. - Po chwili usłyszałem moją przyszłą szwagierkę po drugiej stronie i kilka zdań wymienionych między moim bratem a Alice. 
- Możemy przyjechać. - Zanim dokończył ja już byłem w samochodzie. Dzisiaj to on jest szoferem. Piętnaście minut później byliśmy pod klubem "Twilight". Wchodzimy do środka, Jasper idzie do Alice, która siedzi przy barze, a ja co widzę?!?!?! Jakiegoś gościa, który obmacuje Bellę! MOJĄ KOCHANĄ BELLĘ!!!!!! Próbowała się wyrwać, ale facet był silny. Zajebie drania. Ruszyłem prosto w ich kierunku, Jasper szedł z Alice za rękę za nami. Podszedłem do tego gościa, wyszarpnąłem Bellę z jego ramion, która od razu wpadła w ramiona uspokajającej ją Alice, a ja bez precedensów po prostu przywaliłem gościowi z pięści w pysk. Dwa razy, tak żeby zapamiętał. Już chciałem odejść i zostawić gościa z zakrwawionym nosem, ale pociągnął mnie jebany chuj za koszulę i przyjebał mi prosto w twarz. Zaczęła się istna masakra. Praliśmy się po pyskach ile wlezie. No bo do kurwy nikt nie tknie mojej Belli!!! Skończyło się na tym, że miałem rozciętą wargę i brew, oraz złamany nos, ale za to ten gość był gorzej poturbowany niż ja. W pewnej chwili ktoś po prostu szarpnął mnie za kark, a że miałem małą orientację w terenie, to obczaiłem tylko, że ta osoba kieruje mnie do wyjścia. Osobą tą okazał się mój brat, który po wyjściu z klubu od razu wsadził mnie na tylne siedzenie wozu. Bella siedziała z przodu, na miejscu pasażera, a Alice kierowała. Brat rąbnął moją głową o wewnętrzne drzwi. 
- Czyś ty zdurniał! Nie było cię sześć tygodni w mediach i wielki powrót zaplanowałeś właśnie tak!?!?!?!?!?!
Auuu zabolało...
-Nie możemy nawet się w szpitalu pokazać!!! Jedź do domu. - Powiedział do Alice, a ta gwałtownie skręciła w lewo. Brat nieudolnie próbował zatamować krew sączącą się z mojej brwi. 
-Muszę nastawić ci nos. Będzie bolało. - Po raz pierwszy od bójki spojrzałem na niego przytomnie. Co prawda tylko jednym okiem, bo na drugie spływała krew, ale i tak przeraziło mnie to, że ktoś ma mi nastawić nos i nie jest to lekarz. Jasper już wyciągnął rękę jednak chwyciłem go za nią.
- Czy ty byłeś szkolony w tym kierunku???- Zapytałem modląc się w duchu, żeby nie spierdolił mi nosa. 
- Tak...trochę.  Wiesz, że chodziłem przez pół roku na studia medyczne. 
- No...dobra...- Dalej nie byłem przekonany, ale brat już zabierał się do roboty. Chwycił nos palcem wskazującym i kciukiem i powiedział:
- Na trzy. Raz...dwa...trzy! - Kurwa co za ból! Kość strzyknęła, co zostało zagłuszone moim krzykiem, ale brat spoglądał na nos z satysfakcją. 
- No...dobrze wyszło.- Spojrzałem na niego spod byka. 
- A tylko byś spróbował mi zjebać mój zajebisty nos. - Po tym zdaniu samochód wypełnił serdeczny śmiech obu pań. Mimo tego, że miałem zakrwawioną całą twarz, rozciętą wargę i brew oraz ledwo naprawiony nos, zachciało mi się śmiać razem z nimi. I też po chwili do nich dołączyłem, razem z moim bratem. Po piętnastu minutach Alice zaparkowała pod domem. Brat zaprowadził mnie do domu,. bo sam już nic nie widziałem, a dziewczyny przygotowały kąpiel. 
- Dzwonię po tatę. - Dotarł do mnie głos brata. O nie, tylko nie mój ojciec...- Ktoś musi to zszyć, a tego niestety nie potrafię. - Powiedział i wyszedł. Zostałem sam. W łazience z zakrwawioną twarzą. Ale to się nie liczyło. Liczyło się to, że Bella jest bezpieczna. Że ten gość jej nic nie zrobił. Że nadal pozostała moja...

_________________________

No hej kwiatuszki!
Przepraszam za moja nieobecność. 
Rozdział miał być wcześniej, ale nie miałam wczoraj czasu żeby dodać.
Ale oto jeszcze ciepły rozdział 28!
Bells za niedługo dobijemy do trzydziestki!
I co my zrobimy jak love-is-magic się skończy? *robi smutną minkę*
Założymy nowego, wspólnego bloga, prawda Bells? * śmieje się radośnie i klacze w ręce jak dziecko*
Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Czekamy na to co wymyśli nam nasza kochana pani Swan. 
Ja Was całuję :*:*:*:*
Miłego weekendu!
I do NN.
Misia

środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 27 "Chwila zapomnienia..."

Byłam w domu Jaspera i Alice. No tak, podczas naszej nieobecności Ally przeprowadziła się do Jazza na stałe. Niby fajnie, jest szczęśliwa, z drugiej strony mieszka daleko ode mnie. Ale nie o tym teraz chciałam...Siedziałam z Alice w pokoju. Gadałyśmy, musiałyśmy nadrobić te tygodnie, w których się nie widziałyśmy. Alice opowiedziała mi jak Jazz się jej oświadczył.Niby to moja przyjaciółka, prawie siostra, ale zazdroszczę jej tego, że jest kochana i kocha. Ja kocham, ale co z tego...? Właśnie, nic.
Ja opowiadałam Alice o tym jak było na Bora-Bora. Wszystkie noce z Edwardem, bez szczegółów oczywiście. Powiedziałam jej też o Erick'u i pająkach. Podzieliłam się też swoimi opiniami na temat seksu w wodzie i na plaży z czego Ali miała niezły ubaw, a ja wraz z nią. Bo teraz to wydawało się śmieszne.
-Alice...-powiedziałam gdy opanowałyśmy atak śmiechu - Mimo wszystko u mnie jest totalnie źle - położyłam głowę na jej ramieniu, poczułam jak do oczu napływają mi łzy.
-Bello co się stało? - zapytała zaniepokojona
-Bo ja go kocham, kocham go Alice!! - krzyknęłam i zaczęłam szlochać. All zaśmiała się i mnie przytuliła. Pozwoliła mi się wypłakać...
-Powiedz co masz mi do powiedzenia, a potem ja podzielę się z tobą swoimi uwagami - szepnęła spokojnie głaszcząc mnie po włosach.
-Nie chciałam tego Alice, na prawdę. Między nami miała być tylko przyjaźń i seks. Zero uczuć. Przecież wiem jaki jest Edward. Z jednej strony wrażliwy, opiekuńczy, ale z drugiej on kocha kobiety! Dlatego postanowiłam, że to będzie tylko seks. Zresztą on pewnie też tak myśli. Mówił mi, że jestem dla niego ważna, ale nigdy nic więcej, Alice, a ja głupia się w nim zadłużyłam. Baa, ja poza nim świata nie widzę. Tęsknię za nim, kocha go, ja nigdy nie czułam czegoś takiego, ale ja wiem, że to jest miłość, że to jest to cholerne uczucie,  od którego tak uciekałam. A teraz cierpię Alice, jestem szczęśliwa, ale cały czas zadręczam się myślą, że nie ma szans aby on coś do mnie czuł! - teraz to rozpłakałam się na dobre. Zapewne wyglądałam potwornie. Czarne smugi od tuszu, czerwone i podpuchnięte od płaczu oczy.
-Oh, Bella co ty zrobiłaś z moją Bellą bo wcale mi jej nie przypominasz - powiedziała Alice - To tak, kochana. Myjesz twarz, robię ci śliczny make-up, uczeszę włoski, ładnie ubiorę i będziesz nowa - poinstruowała mnie - A co do Edwarda myślę, że będzie dobrze, tylko daj mu jeszcze trochę czasu...-klepnęła mnie lekko w ramię - No szoruj do łazienki...- zrobiłam to co kazała. Wzięłam ciuchy na przebranie. Zwykłe jeansy, bokserkę i koszulę w kratę. Umyłam się i przebrałam. Zeszłam na dół. W kuchni byli Alice z Jasperem i Edward.
-Musisz jej powiedzieć - wyszeptała Alice - Ona przed chwilą płakała...-mówili o mnie, ale nie chciałam podsłuchiwać, więc wycofałam się z powrotem na górę i czekałam grzecznie na Alice.
Czekanie na Alice tak mnie znużyło, że chyba usnęłam. Chochlik jednak mnie obudził i postawił do pionu.
-Umyta, przebrana no ślicznie - klasnęła w dłonie i podskoczyła. Wzięła swoje przybory, czyli wielkie pudło z tuszami, cieniami, pudrami, podkładami i innymi cudami. Postawiła na delikatny makijaż co mnie ucieszyło. Włosy pozostawiła rozpuszczone, ale podkręciła je jeszcze troszeczkę.
-Teraz tylko ubierz się w to - rzuciła na łóżko spodnie, szpilki, bluzkę i skórzaną kurtkę. Podała mi również pasek, kolczyki i bransoletki - Ja też się idę przebrać. - z westchnięciem ubrałam się w przygotowany dla mnie zestaw. Musze powiedzieć, że sama się sobie bardzo podobałam.
Alice dołączyła do mnie i pociągnęła na dół. Byli tam Edward i Jasper, można powiedzieć, że oczy im z orbit wyszły na nasz widok.
-Wybieracie się gdzieś? -zapytał Edward mierząc mnie od góry do dołu, wzruszyłam ramionami, nie wiedziałam.
-Idziemy podbić jebane Los Angeles. Bella ma zły humor - tu spojrzała karcąco na Edwarda - To jak zawsze idziemy się zabawić. I może wyrwiemy Belli chłopaka - tu znów rzuciła spojrzenie Edwardowi. Nie komentowałam tego, po co?
Alice wybiegła z domu, a ja poszłam za nią. Zamówiła taksówkę i zawiozła mnie do baru, w którym to 'coś' między mną, a Edwardem się zaczęło "Twilight".
Było w nim sporo osób. Jedni pili przy barze, drudzy gadali przy stolikach jeszcze inni tańczyli na parkiecie. Sami, w grupach, w parach. Było wesoło. Alice zamówiła im po drinku, wypiły go i poszły na parkiet. One we dwie zawsze tam rządziły. Nie były najlepszymi tancerkami, ale to one tam królowały, mimo wszystko. W pewnym momencie Alice dostała sms'a.
-Od Jazza! - krzyknęła abym usłyszała - Nudzi im się i chcą przyjść, mogą?
-Mogą! - odkrzyknęłam. Alice odpisała Jazzowi, że nasze zajebiste osoby zgadzają się na ich towarzystwo.
-Bella idę po alkohol - oznajmiła, kiwnęłam głową. Alice poszła, a mnie zaczepił jakiś koleś i poprosił o taniec. Jacob...tak miał na imię, tak powiedział, że ma na imię. Był przystojny, umięśniony, nie był Edwardem, ale ja nie byłam też trzeźwa. Alkohol szumiał w mojej głowie. Chciałam uciec od problemów, od miłości, nieodwzajemnionej zresztą. Zgodziłam się i zaczęłam z nim się bawić. W pewnym momencie gościu zaczął się do mnie kleić. To już mi się mniej podobało, cofnęłam się, ale on mnie do siebie przyciągnął. Rozglądnęłam się rozbieganym wzrokiem poszukując Alice, musiała mnie uratować. Zobaczyłam ją jak gadała z Jasperem, we mnie za to wlepiał swój wzrok Edward. Jake przycisnął moje piersi do swojego torsu, już mi się wcale nie podobało. Spróbowałam go od siebie odepchnąć, ale jakoś mi się to nie udawało. Byłam jak szmaciana lalka, marionetka na sznurkach. Mężczyzna moje opory wziął jakoś inaczej bo poczułam jego gorące usta na moich. Chyba uderzyłam go w twarz. Gdy mu się wyrwałam spojrzałam na Edwarda, który właśnie szedł w naszym kierunku.
Oj, Bella, coś ty narobiła...

_________________________________

Rozdział krótki, ale mam nadzieję, że się spodoba.
Alice nie zabijaj mnie, ale musiałam zrobić taką akcję, coś mnie do tego nakłoniło.
Siły piekielne!
Mam nadzieję, że dobrze wkomponujesz Edka w tą sytuację.
A na koniec mam dla was gifa z Edwardem (Robertem) i Emmettem (Kellanem).


Prawda, że z niego zawodowy tancerz? 

Wasza Bells Cullen-Swan 

niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział 26 "Ehhh...te kobiety"

Na Bora-Bora nasz pobyt wydłużył się do 5 tygodni. Bella chciała zwiedzić całą okolicę- przy czym strasznie pojąc się pająków uciekała gdzie pieprz rośnie- poznać tutejszą kuchnię, ludzi no i oczywiście się bawić. Nie miałem zamiaru jej niczego odmawiać, ale pewnego wieczoru coś się zmieniło. Już od tamtej nocy w wodzie zastanawiałem się co ona chce mi powiedzieć. Czy ona nie wie, że trzymając mnie w takiej niepewności, tylko przyspiesza to , że ja chcę jej powiedzieć? Bardzo chcę...ale jak już wspominałem mam inne plany. Ale wracając do głównego wątku...Cieszę się, że ten...jak mu tam było? No w każdym razie cieszę się, że się odczepił pierdolony gnojek od mojej zajebistej, kochanej bogini. Ale Bells też miała go dość. Wypytywał się. A to niedobrze. Ale mniejsza z tym. Dzisiaj dzień wyjazdu. Znaczy wieczorem jest wyjazd i cały dzień mamy dla siebie. Względnie oczywiście, bo musimy się spakować.
- Edwardzie, zawiesiłeś się???- Głos Bells i jej ręka machająca przed moimi oczyma wyrwała mnie z moich rozmyślań. Chwyciłem jej dłoń i ucałowałem po wewnętrznej stronie.
- Nie kochanie. Po prostu myślałem. - Bells spojrzała na mnie ze swoją miną pt. "a nad czym ty się tak w kółko zastanawiasz?". Tak jakby nie wiedziała....ehhh...chciałbym żeby wiedziała. Bardzo bym chciał. Ale można dużo chcieć, a mało mieć. Co jak co, ale do tej pory miałem wszystko. A jak przyszło co do czego to nie mogę mieć tego czego najbardziej pragnę. Czyli Belli. A co jeżeli mówiąc jej wszystko zepsuję? Może ona w ogóle tego do mnie nie czuje? Może jest mi tylko wdzięczna za to co dla niej zrobiłem i jest jej ze mną dobrze w łóżku? Cholera...powinienem jej powiedzieć. Przecież lepiej żałować, że się nie udało niż że się nie spróbowało. No, ale...jak? Jak i kiedy? Ehhh....ona na pewno mnie nie chce. Kocham ją jak wariat, ale...no właśnie! Zawsze jest to pierdolone "ale"! Czemu raz nie mogłoby go być?!
- Skarbie, znowu się zawiesiłeś i jak tak dalej pójdzie to nie zdążymy na ten dzisiejszy wieczorny samolot.- Idiota!  Dlaczego ja jestem takim idiotą?!?!?! Jasper miał rację...powinienem był wybrać sobie jakiś normalny zawód, a nie zgrywać bohatera. Zawsze w takich sytuacjach wychodzę na idiotę. Pocałowałem rękę Bells jeszcze raz i podszedłem do szafki z zamiarem wyciągnięcia z niej moich ciuchów. Bells jednak miała inne plany.
- Edwardzie, chodźmy na ostatni spacer. Za cztery godziny już nas tutaj nie będzie. - Odwróciłem się i spojrzałem na moją anielicę. Czemu ja jej nie tego nie powiem?!? No czemu?!?! Bo jesteś idiotą! Ehhh...masz rację pieprzony głosiku, masz rację...

***

Wsiedliśmy do samolotu około godziny jedenastej wieczorem. Było lekkie opóźnienie, bo brakło paliwa. Wyszło na to, że samolot wystartował piętnaście po jedenastej. Myślałem, że Bells będzie spała, ale nie. Ona była w szczytowej formie. Po pierwsze dlatego, że wypiła trzy kawy na lotnisku, a po drugie dlatego, że przed wyjazdem kochaliśmy się trzy razy. 
- Edwardzie, nudzi mi się. - Panie Boże jeszcze nawet nie lecimy pięć minut! Lecieliśmy pierwszą klasą dlatego w samolocie było dużo miejsca i Bells miała odchylony fotel do tyłu. 
- Skarbie, nic na to nie poradzę. - Spojrzała na mnie hardo.
- Ale Edwardzie...ja nie będę się tutaj nudzić całe osiem godzin. 
- Bells, wymęczyłaś mnie to daj mi się teraz wyspać. Potem zrobimy coś fajnego. - Bella spojrzała na mnie miną obrażonego dziecka. 
- Edwardzie no proszę...zróbmy coś fajnego. - Jak dziecko, no jak dziecko. A może jej kupię lizaczka to się bidulka uspokoi? Chwyciłem ją za rękę i spojrzałem w oczy.
- Gramy w karty?- Spojrzała na mnie jak na głupiego i uśmiechnęła się tym swoim zajebiście, kurewskim seksownym uśmiechem. 
- Ja miałam na myśli zupełnie co innego. - Odpięła pas, odpięła mój i pociągnęła mnie w stronę samolotowej toalety. Ta kobieta mnie kiedyś wykończy! W pobliżu nie było żadnej stewardessy więc Bella po prostu wepchnęła mnie do toalety, która była całkiem duża. 
- A teraz Cullen...jesteś mój. - Powiedziała i wpiła się w moje usta.

***

Na lotnisku w LA wylądowaliśmy o szóstej rano. Bells była zaspana gdyż po naszym seksie w toalecie, kazałem stewardessie dosypać jej środek na spanie do herbaty. I teraz biedna Bella była nieprzytomna. Szła jak zombie i musiałem ją cały czas trzymać, żeby się nie zgubiła, bo nawet nie dbała o to czy za nią idę czy też nie. Przez 45 minut stałem jak głupi przy taśmie na bagaże i dopiero po tym czasie dostałem pięć walizek Bells i jedną swoją z powrotem. Wyszło na to, że na tzw. "wolnym wybiegu" byliśmy piętnaście po siódmej. Jasper mi dzwonił, że nas odbierze, ale jakoś nigdzie go na razie nie widziałem. Usiedliśmy z Bellą na krzesłach, wózek postawiłem obok i objąłem moją boginię ramieniem. Bells miała inny plan, położyła się na moich kolanach i ziewnęła słodko. Dopiero pół godziny później zobaczyłem w hali przylotów mojego brata z Alice, która szła u jego boku, jak zawsze uśmiechnięta. Coś mi tutaj nie grało. Oboje się szczerzą jak głupki. Co jest??? Szturchnąłem lekko Bellę, która od razu się obudziła i wstałem ze stołka. Kiedy Alice mnie zauważyła i przytuloną do mnie Bellę puściła Jaspera i zaczęła machać ręką w powietrzu coś do nas piszcząc. W rekordowym tempie podbiegła do nas, przytuliła mnie szybko, chwyciła Bells za ręce i zaczęła piszczeć.
- Alice, nie piszcz, bo nic nie rozumiem. - Ja stałem zdezorientowany, a Bella prawie się obudziła, w każdym razie miała oczy szeroko otwarte. Alice zamachała jej prawą ręką nad oczyma i pisnęła do Bells:
- Patrz co mam!!!!- Bella chwyciła rękę Alice i spojrzała na nią. Pierścionek. Na prawdę piękny pierścionek. Teraz Bella już się obudziła i oby dwie zaczęły skakać i piszczeć na całego. Sytuacja była jasna. Jasper się oświadczył. Mój brat dołączył do nas chwilkę później, ja stałem z bananem na twarzy, ale dziewczyny się jeszcze nie uspokoiły i dzięki temu wszyscy się na nas gapili. 
- Gratuluję, stary. Najwyższa pora. - Klepnąłem brata po męsku po plecach. 
- Dzięki. - Stanął obok mnie i czekaliśmy aż dziewczyny się uspokoją.
- I jak było? - Jasper był najwidoczniej ciekawy co robiliśmy. 
- Było świetnie. Najważniejsze, że oderwała się od tego całego bagna. - Spojrzałem na brata. 
- Powiedziałeś jej? - Szepnął tak cicho, że dziewczyny nie usłyszały. Posmutniałem.
- Nie...nie wiem czy to nie zepsuje wszystkiego. - Jasper pokiwał głową ze zrozumieniem i zaraz potem się uśmiechnął. 
- Jeżeli Bella ma taki charakter jak Alice, a przypuszczam, że tak to na pewno by się ucieszyła i myślę, ze ona odwzajemnia to uczucie. - W tym momencie przerwał, bo Bella podeszła do niego i pogratulowała. Pięć minut później, żywo rozmawiając, skierowaliśmy się do samochodu mojego brata. 

__________________________

Wiem, wiem, wiem!
Nie powieście mnie za to!
Rozdział jest totalnie do dupy. Nie miałam weny.
Bells przepraszam, że zrobiłam tą scenę na lotnisku, to ty miałaś ją opisać, ale na prawdę nie miałam pomysłu co ja mam dać do tej notki. 
Wybacz mi *klęka*. 
Mam nadzieję, że mnie za to nie powiesicie. 
Czekamy na Twoją twórczość Bells!
A ja Was całuję :*:*:*:*
I do następnej!
Misia

środa, 5 grudnia 2012

Rozdział 25 "To moja noc..."

Ta noc należała do mnie. I mój kochanek dobrze o tym wiedział. Edward czekał na mój ruch, pozwolił mi przejąć inicjatywę. To ja będę dominować tej nocy. A on będzie moim niewolnikiem. Jakoś specjalnie mu to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Wyglądał na zadowolonego. Dał mi wolną rękę z własnej woli. Jeszcze lepiej! Edward lubił to. Lubił gdy to ja byłam górą. Mu się to cholernie wręcz podobało!!
Zachichotałam i przygryzłam płatek jego ucha. Zamruczał jak drapieżne zwierzę, które szykuje się do ataku. Muszę przyznać było to seksowne. Przejechałam paznokciami po jego torsie, po drodze zahaczyłam o jego sutki i podrażniłam je. Zjechałam pocałunkami na jego szyję i ją zassałam. Przeszedł przeze mną prąd podniecenia, czy coś w tym stylu. Kurwa, to takie zajebiście dobre uczucie. Mieć jego tylko dla siebie. Zaczęła się we mnie rodzić nadzieja, że on może chociaż w małym stopniu odwzajemnia moje uczucia. Przecież już tyle razy przekonywał mnie, iż jestem dla niego bardzo ważna, wręcz najważniejsza. Tyle dla mnie zrobił, zaryzykował.
Oh, ogarnij się Bello! Masz przed sobą nagiego mężczyznę i to nie byle jakiego! Edwad Cullen, w całej okazałości!
Ten uporczywy głosik w mojej głowie ma rację. Odrzuciłam myśli , które krążyły wokół uczuć Edwarda co do mojej osoby. Zastanowię się nad tym ociupinkę później.
Zaśmiałam się i przygryzłam dolną wargę mojego skurwiela. Wstałam i pobiegłam do wody. Zanurzyłam się w niej do pasa.
-Czekam...-uśmiechnęłam się do niego, odwzajemnił uśmiech i podszedł do mnie. Położył swoje dłonie na moich biodrach i zaczął masować w tym miejscu moją skórę. Westchnęłam cicho. Stanęłam tyłem do niego i wtuliłam swoje plecy w jego tors. Spojrzałam w księżyc. Czy ta chwila była idealna. Owszem, ale mogłaby być jeszcze wspanialsza. Gdyby on....gdyby on mnie kochał. Kochał, a nie tylko pragnął.
Poczułam jak Edward odgarnia moje włosy na jedną stronę i całuje moje ramię. Odwróciłam się w jego stronę i zarzuciłam mu ręce na szyję. Spojrzałam w jego oczy. Widziałam w nich 'coś', ale nie potrafię tego określić. Przekrzywiłam lekko głowę, Edward zaśmiał się cicho. Powiedzieć mu...? To odpowiedni moment. Jest ładnie, romantycznie, tylko my. Z drugiej strony mogę to zepsuć. To co jest między nami i tę chwilę. Warto zaryzykować? Jeśli tego nie zrobię będę kiedyś żałować, że nie spróbowałam.
-Edwardzie...-zaczęłam cicho. Spojrzał na mnie dając mi do zrozumienia, że mnie słucha - Ja...chodzi o to, że...- zamilkłam. Jestem cholernym tchórzem! Zakłopotana nie wiedziałam co teraz zrobić, więc po prostu wskoczyłam na niego i zaczęłam namiętnie całować. Przelałam w ten pocałunek całe swoje uczucie, tak aby on mógł wyłapać wskazówkę. Zrozumieć, że z mojej strony to już nie jest zwykły seks, ale coś więcej, o wiele więcej.

* * *

Obudziłam się w łóżku. Tak, jakoś tu doszliśmy z plaży. Z przerwami...Wczorajsza, a w sumie i dzisiejsza noc była niezaprzeczalnie dobra. 
Seks w wodzie to było bardzo...hmm...emocjonalne przeżycie. Jako, że prawie się utopiliśmy. Heh, zabawne nieprawdaż, ale to prawda. Edward utrzymywał na sobie mnie, ale w pewnym momencie i jego nogi odmówiły posłuszeństwa i zanurkowaliśmy. Na szczęście mój skurwiel szybko się otrząsnął i nas uratował. Ja ledwo co się zorientowałam, że jestem pod wodą. 
Seks na plaży to znów dość bolesne przeżycie. Edward jak zwykle był wspaniały, ale ziarenka piasku dostawały się tam gdzie nie powinny się znaleźć. Czuć je w moim centrum nie było miłym przeżyciem. Sądzę, że Edward też się ze mną zgodzi. 
Potem jakby nie było kochaliśmy się w drodze do domu, na tarasie domku, w drzwiach, sypialni, pod prysznicem i w łóżku. 
A ja mu nie powiedziałam...Edward parę razy dopytywał się co chciałam mu wyznać, ale zmywałam go różnymi odpowiedziami lub rozpraszałam jego uwagę. W końcu zrezygnowany dał mi spokój. I dobrze...
Usiadłam i spojrzałam na Edwarda. Przewrócił się i wyciągnął rękę w moją stronę. Odsunęłam się tak aby nie mógł mnie złapać. Wędrował ręką po łóżku, a gdy mnie nie napotkał zrobił dziwną minę i otworzył oczy. Zaśmiałam się cicho, spojrzał na mnie i jednym zwinnym ruchem przyciągnął mnie do siebie tak, ze leżałam na jego torsie. Mrukną zadowolony i na powrót zamknął oczy. Zaśmiałam się głośniej. Edward szarpnął się nieznacznie, chciał mnie uciszyć. teraz naprawdę wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Edward warknął, usiadł i zamknął moje usta swoimi. 
-Cicho, kochanie - poprosił. Przejechałam palcami po włosach, które spadały mu na czoło i pokiwałam głową na nie - Nie? - zapytał zdumiony.
-Nie - powiedziałam pewnie i usiadłam na nim okrakiem - Nie będę cicho, Cullen, i nie będę się z tobą kochać, przynajmniej teraz...W tej chwili masz wstać, ubrać się i pójdziemy na śniadanko, ponieważ redaktor naczelna "Los Angeles Times" jest zajebiście głodna - Edward uśmiechnął się i spełnił moje polecenie.  
-Powinnam pisać książki pt " Jak wychować sobie rozpieszczonego, seksownego aktora, którego najpierw nienawidzisz". 
-Coś długi ten tytuł - zauważył. Oh, mądrala się znalazł. Wzruszyłam ramionami i prychnęłam. Ubrałam się w bluzkę na ramiączkach i szorty, a na nogi założyłam rzymianki. Prezentowałam się całkiem dobrze.
Poszliśmy na śniadanie do lokalu obok domków. Zamówiliśmy podstawowe danie, nie chcieliśmy brać czegoś nieznanego na pierwszy posiłek w ciągu dnia.
Śniadanie mijało spokojnie. Edward poszedł do toalety, a do mnie podszedł Eric. 
-Cześć - przywitał się wesoło, kiwnęłam głową przyjaźnie.Myślałam, że chłopak odejdzie, ale on stanął i zaczął ze mną rozmawiać. Wzruszyłam tylko ramionami i wdałam się w konwersację z nim. Jego pytania najpierw krążyły wokół Edwarda. Powiedział też mi, że skądś od początku mnie kojarzył, a gdy zobaczył mnie z Cullenem przypomniał sobie skąd. Z gazet rzecz jasna!! Wtedy jego osoba zaczęła mnie irytować. Pytał o zbyt osobiste sprawy, czy z nim jestem , czy w brukowcach pisano prawdę, iż jestem przelotnym romansem jak każda inna. Na moje szczęście w końcu Edward wrócił i grzecznie wyprosił Ericka. Hmm, grzecznie...? Grzecznie jak na niego! Nie robił mi też scen zazdrości, chyba zauważył, że moje nastawienie do nieznanego faceta się zmieniło.
Po śniadaniu poszliśmy popływać, a potem zwiedzałam wyspę. Widziałam wiele różnych zwierząt, większości się bałam. Bo tam były takie wielkie pająki! Edward miał oczywiście ze mnie niezły ubaw.
Na obiedzie Edward na nowo zaczął mnie podpytywać o to co chciałam mu wczoraj powiedzieć.
-Nic znaczącego...-szepnęłam, spuszczając głowę w dół - Nieważna błahostka...-chciałabym aby to była prawa, że 'ta sprawa' to nic nie znacząca błahostka. A jednak tak nie jest...
-Skoro to nic znaczącego możesz mi powiedzieć, tak? - pokiwałam głową na nie i zaczęłam jeść swoje danie. Powoli przeżuwałam, potem popiłam i znów włożyłam do buzi kolejną porcję. Edward natarczywie się na mnie patrzył, ale w końcu zrezygnował.
-Nie dam sobie z tym spokoju...-uprzedził lekko i zaczął jeść.
Nie da sobie z tym spokoju...

________________________________

Hej, kochane!
Rozdział jest krótki i do dupy, przepraszam za to...
Następnym razem bardziej się postaram, a teraz czekam na Wasze szczere opinie!
Alice, kochana, co tam wymyślisz ?!
Czekam/y!

Wasza Bells Cullen-Swan

sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 24 " Niesamowita..."

Ten idiota na plaży mnie wkurwił. Co to ma być? Może, Bella nie widzi jak on się do niej uśmiecha, ale ja widzę! A Bella jeszcze z nim rozmawiała. No kurwa, jasna mać! Jesteś zazdrosny...Wcale, nie ty głupi, pieprzony głosiku. Dlaczego nie mogę się ciebie pozbyć?! Bo jestem częścią ciebie, poza tym ja zawsze mam rację. Jeb się! Ale chuja wafla, miał rację. Byłem zazdrosny  tego lalusia, który rozmawiał z Bellą.  No, ale w zasadzie trochę przesadziłem...oni tylko gadali, a ja naskoczyłem na moją boginię tak jakby co najmniej się z nim pieprzyła. Dobra przesadzam. Już mi jebie, muszę pogadać dzisiaj z bratem przez telefon. Jednak najpierw...spędzę uroczy dzień z moją ukochaną. Kocha moje pomysły....coś w tym zdaniu mi nie pasowało, poza tym zaproponowała za szybko tą kąpiel w morzu. Coś w tym jest i dowiem się co! Ale wróćmy do rzeczywistości. Zapragnąłem w momencie, w którym Bella powiedziała, że chce jej się jeść, żeby cała plaża była tylko dla nas...muszę pogadać o tym z kierownikiem. Zeszła za mnie, muskając lekko plecy ręką i zaczęła wychodzić z wody. Podbiegłem do niej i wziąłem ja za rękę. Schyliłem się i szepnąłem jej do ucha:
- Teraz idziemy na dobry obiad i pozwiedzać okolicę, a potem przyjdziemy tutaj...jak już zrobi się ciemno.- Dostała gęsiej skórki na szyi i kiwnęła lekko głową uśmiechając się tajemniczo. Po kilku minutach byliśmy w domku i przebieraliśmy się, bo w strojach kąpielowych nie pójdziemy jeść. To tak nie wypada. Bells ubrała krótkie, niebieskie szorty i brązowy T-shirt z napisem " I can be a regular bitch. Just try me. ". Jak widać moja ukochana lubi prowokacje. Ja ubrałem materiałowe, czarne szorty i białą podkoszulkę. Po co więcej, skoro na dworze jest gorąco jak w łazience po kąpaniu. Przed wyjściem obdarowałem moją ukochaną kluczem do domku gdyby tak sama chciała po coś przyjść lub wrócić. Wyszliśmy i spacerkiem, trzymając się za ręce ruszyliśmy ku restauracji umieszczonej pod palmami. Usadowiliśmy się w najlepszym miejscu, gdyż mogliśmy do woli oglądać piękne widoki, które pieściły nasze oczy. Zamówiliśmy coś czego nigdy w życiu nie jadłem i co miało dziwną nazwę, ale kelnerka to polecała. Bałem się trochę , że mi to zaszkodzi i następny tydzień spędzę w kiblu albo w łóżku i to nie na gorących igraszkach z moją boginią, ale gorzej by było gdyby to ona zachorowała. Kelnerka przyniosła zamówienie. Zaczęliśmy jeść i jednocześnie rozmawiać. Bells cały czas się śmiała, bo obgadywałem wszystkich, którzy siedzieli przy stolikach obok nas, a ją to bardzo bawiło, bo starałem się mówić same śmieszne rzeczy. Bella w pewnej chwili spojrzała na mnie poważnym wzrokiem.
- Edwardzie...- Nie była pewna czy może mówić.
- Tak?
- Mogę cię o coś zapytać? - Dalej spoglądała na mnie nie pewnie. Rozsiadłem się wygodniej w fotelu i spojrzałem na nią oczo-patrzem numer sześć.
- Pytaj o co chcesz, Bello. - Powiedziałem, popijając moje dziwne jedzenie czerwonym winem. Z obiadu zrobiła się kolacja, bo już trochę tutaj siedzieliśmy.
- Wiesz... nigdy mi nie powiedziałeś, dlaczego to wszystko dla mnie robisz. No tak, jestem twoją kochanką i w ogóle, ale przecież innych nie zabierałeś na Bora-Bora, nie robiłeś im śniadań i założę się o głowę, że nie znałeś nawet ich imion. - I co ja jej kurwa mam powiedzieć? Robię to wszystko, bo cię kocham??? Nie powiem jej tego...jeszcze nie. Jak już wspomniałem mam co do tego zupełnie inne plany, a Bella chyba usilnie chce mi je popsuć.
- Widzisz, kochanie, mam wobec ciebie obowiązek no i mój instynkt opiekuńczy w końcu się załączył. - Nachyliłem się nad stołem i mówiłem dalej. - Bello, teraz na tym świecie nie ma dla mnie nic ważniejszego, niż to czy jesteś, bezpieczna, szczęśliwa i nikt nie robi ci krzywdy, jasne? - Uśmiechnąłem się do niej czule. Odwzajemniła uśmiech, a w jej twarzy coś się zmieniło.
- Możemy już stąd iść? - Zapytała i oblizała zmysłowo wargi. - Mam plany na wieczór, ściśle związane z tobą...- Powiedziała i wstała od stołu. A więc, tak kończymy rozmowę. Mnie pasuje...Ja też wstałem, a jako że mieliśmy płacić dopiero przy wyjeździe opuściliśmy lokal mówiąc dobranoc zebranym oraz kelnerkom. Po wyjściu z restauracji Bells chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę lasu. Uśmiechnąłem się do siebie. Czemu ona mnie prowadzi do lasu? Znowu chce mnie zgwałcić? Jak tak to ja się na to pisze, bez dwóch zdań. Ale ona planowała tylko spacer inną drogą do domku niż ta "zwykła". Byliśmy na miejscu po piętnastu minutach marszu, śmiania się i wygłupiania. Weszliśmy do domu i Bells przygwoździła mnie do ściany swoim ciałem.
- No dobrze, mój najukochańszy skurwielu. Teraz się rozbierz, a ja czekam na ciebie na plaży. - Powiedziała i skierowała się w stronę wyjścia rozbierając przy tym bluzkę. Oblizałem wargi i już miałem za nią pójść kiedy zadzwonił telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. Jasper. Może to ważne? Odebrałem.
- Halo?
- Cześć, sorry, że przeszkadzam, ale mam ci ważną rzecz do zakomunikowania.
- Słucham.
- Smith usunął wszystko, tak jak prosiłeś. Powiedział mi, że cenę ustaliliście i że zapłacisz w odpowiednim czasie. Ale mam inną informacje. Media oszalały. Nie wiedzą coś się stało z ich zdjęciami ani filmami, nagranymi przed LA style. Zawrzało. Nie wiedza gdzie jesteś, ale do póki się nie uspokoi, będą męczyć mnie. Dzisiaj już się dobijali do drzwi, Alice nie wytrzymała i powiedziała im, że mają spieprzać. Edwardzie zrobiło się gorąco. Uważaj na tego z kim tam rozmawiasz.
- Jasne. Dzięki.
- A jak się bawicie?- Uśmiechnąłem się do siebie.
- Jest zajebiście.- Mój brat się zaśmiał.
- Aha, rozumiem. Czyli ostry seks i dobre żarcie. Też bym tak chciał.- Teraz to ja się zaśmiałem.
- Mniemam, iż Alice dostarcza ci pikantnych rozrywek, a gotuje też nieźle więc nie powinieneś narzekać. - Brat westchnął.
- No tak, ale ostatnio cały czas jest w pracy i jak przychodzi to nie ma na nic siły. - Uśmiechnąłem się do siebie. Czas na Edwardową radę.
- Braciszku, zrób jej niespodziankę. Kobiety są wygodnickie. Zrób coś co ona uwielbia, a ona zrobi wszystko czego zapragniesz. - Jasper zaczął się śmiać.
- Okey. Dzięki za radę, ale myślę, że sobie poradzę. Baw się dobrze. I ucałuj od nas Bellę.
- Oj wycałuję ją, wycałuję. - Brat znowu się zaśmiał.
- Ehh...ty zbereźniku. Miłej zabawy. Cześć.
- Pa.
Rozłączyłem się i rozebrałem górną część garderoby. Powędrowałem na plażę. Bella siedziała na brzegu, tyłem do mnie, naga i moczyła nogi. Ściągnąłem spodnie i bokserki. Podszedłem do niej i usiadłem obok, jednocześnie chwytając ją za rękę. Odwróciła głowę w moją stronę i uśmiechnęła się.
- Pięknie tu.- Powiedziała patrząc na srebrzysty księżyc.
- Masz rację. Przepraszam, że czekałaś. Dzwonił Jasper. Przesyła z Alice całusy. - Bella się uśmiechnęła.
- Zgrana z nich para. Pasują do siebie. - Uśmiechnąłem się.
- Tak, masz rację. Mam nadzieję, że nie przeszła ci ochota na mnie...- Nie dokończyłem zdania, a Bells oblizała łapczywie wargi.
- Na ciebie zawsze będę mieć ochotę. - Powiedziała i usiadła na mnie okrakiem. Złączyła nasze usta w namiętnym pocałunku, wyrażającym wszystko co nas łączy. Nie miałem po co się sprzeczać. Kolejna noc była w jej rękach...

_________________________

No cześć Wam!
Dzisiaj pierwszy grudzień. Cieszycie się, że za niedługo święta?
Ja i tak i nie.
Zebrania z rodzicami to koszmar. Co za debil to wymyślił?
A jak się podoba rozdział?
Mam nadzieję, że fajny.
Bells, jak chcesz to dokończ tą scenę w wodzie, ja nie miałam pomysłu.
Czekamy na twoją twórczość, Kochana!

A ja Was całuję :*:*:*
I do następnej
Misia