niedziela, 23 września 2012

Rozdział 2 "Życie mężczyzny to słodziutka bajka."

Mężczyzna. Czy to nie wspaniały twór? Zastanawiałem się nad tym przez cały wczorajszy wieczór,oglądając się za jakąś ślicznotką,która byłaby szybka i łatwa. Nie mówiąc oczywiście o tym,że było to podczas kolacji z moja obecną dziewuszką. Madelaine? Melanie? Chyba Melanie ma na imię. Jestem z nią od dwóch tygodni. Właściwie spotykamy się tylko na seks. I na dobre kolacje. Jednak prasa tego nie rozumie. Zapytacie dlaczego prasa? Otóż jestem aktorem. Wiecie robi się wokół mnie dużo szumu i tak dalej. Tylko,że jedna gazeta bardzo mnie nie lubi. Cała reszta jest w porządku,bo oni drukują same dobre rzeczy o mnie. Tylko ta gazeta od tej naczelnej...jak jej tam...a nie pamiętam,w każdym razie nazwisko ma na "h". Ten brukowiec jest na prawdę upierdliwy. A mówię tutaj oczywiście o LA Style. No,bo kto normalny publikuje zdjęcia człowieka,który kąpie się po nagu w basenie? I to we własnym basenie! Albo który idzie ulicą pijany w sztok? No dobrze-przyznaję może to nie było najmądrzejsze co zrobiłem,no ale nie pogrąża się człowieka za kilka błędów. Z mojego zamyślenia,nad sukami co piszą w tej gazecie wyrwał mnie głos mojej kochanki.
   -Edziu,chodźmy już na śniadanie...-Boże,jak ta suka marudzi. No,ale tak to jej nie powiem. Odwróciłem głowę w jej stronę. Leżeliśmy jeszcze w łóżku,bo kto wstaje przed 10 rano w sobotę? Zmieniłem się w szarmanckiego Edwarda i spojrzałem jej w oczy.
   -Już zaraz moja miła. Bądź tak dobra i idź się wykąpać,a ja się ubiorę.-Kurwa,skąd mi się bierze takie słownictwo? I czemu do cholery jestem miły? Aha! No tak,bo chcę jeszcze ja przy sobie z dwa tygodnie przytrzymać. po kilkunastu minutach zeszliśmy na śniadanie w hotelowym ogrodzie. Miałem dziwne wrażenie,że ktoś mnie obserwuje...Ahh,nie to tylko ta moja popierdolona wyobraźnia. Po południu byłem umówiony z moim bratem-Jasperem. Tak w ogóle to on nie powinien być moim bratem. Ja jestem rudy,a on blond. On wierzy w instytucję miłości,ja nie. Nie powinniśmy być braćmi. Nie będę tutaj wymieniał wszystkich różnic które między nami istnieją,bo nie uwierzylibyście w końcu,że jest moim bratem. A wracając,jestem z nim umówiony do knajpy na obiad. Będę musiał gdzieś odwieźć moja podręczna dziwkę,bo przecież nie będę przy niej z nim rozmawiał. Zjedliśmy śniadanie i odwiozłem Madelaine do domu. Spod jej domu ruszyłem do knajpy w której umówiłem się z bratem. Pierdolone czerwone światło!!! Kto wymyślił coś tak chujowego jak czerwone światło?! Zaraz,zaraz a to co? Jakiś sportowy samochód za mną jedzie. o nie,oby to nie jakiś tabloid,bo chyba rozjebię tego kto jest w aucie. Zielone!!!! Ucieszyłem się jak dziecko i ruszyłem z piskiem opon opuszczając przeklęte skrzyżowanie. Pierdolona suka z tej Madeline. Czemu nie chce iść dzisiaj ze mną na kolację? Zanim odpowiedziałem sobie na to pytanie dojechałem do "Food & Wine". Knajpa pierwsza klasa,po prostu żarcie maja tam jak w niebie. I jeszcze kelnereczki fajniutkie. Wszedłem do lokalu. Od razu obleciały mnie nastolatki z zeszytami. Serwowałem im swoje najpiękniejsze uśmiechy i rozdawałem autografy. Po kilkunastu minutach zamieszania mogłem spokojnie przywitać się z bratem.
   -Siema.-Zagadałem.Podaliśmy sobie ręce.
   -Hej.Te małolaty kiedyś cie rozniosą.- Zaśmiałem się.
   -Tak...ale ładne z nich sztuki.- Demonstracyjnie odwróciłem się na widok przechodzącej obok mnie 17-sto latki.  
   -Taaak...słuchaj chciałem pogadać.- Psytryknąłem na kelnera prosząc go o coś do picia i do jedzenia. 
   -Wal śmiało.
   -Wiesz...jest taka laska...-Spojrzałem na niego z naganą.
   -Jeżeli znowu chcesz,żebym ci jakąś załatwił do łóżka,a potem ona do mnie przyjdzie i powie że nawet jej nie tknąłeś,to nie nie załatwię ci żadnej.-Jasper pokręcił energicznie głową na "nie".
   -No to o co kaman brachu?-Zapytałem i zacząłem się objadać frytkami. No chyba raz na ruski rok może człowiek wpierdolić frytki czy nie?
   -Zakochałem się.- Wyplułem to co miałem w buzi na kelnera. Kelnerem się nie przejąłem za to spojrzałem na brata jak na jakiegoś pojeba.
   -Że co kurwa?-Teraz to on spojrzał na mnie z przyganą.
   -No wiesz...zahaczyła o mnie torbą na ulicy. Rozmawialiśmy kilka minut. Podałem dałem jej swój numer. Powiedziała,że zadzwoni.
   -"Powiedziała,że zadzwoni"-Powtórzyłem po nim.-Trzeba było ja zaciągnąć do jakiegoś sklepu i...
   -Ale ja nie jestem taki jak ty!!!-Wydarł się. Ludzie się na nas spojrzeli.
   -Dobra,sorry bro. I co myślisz,że ona zadzwoni?-Zapytałem wycierając moja idealną mordeczkę w chustkę.
  -Nie wiem.Ale chciałbym.-Spojrzałem na niego.
   -Powiedzieć ci coś szczerze,brachu?-Położyłem mu rękę na ramieniu.
   -No,słucham cię?
   -Już najwyższy czas żebym został wujkiem,wiec lepiej ją odszukaj,albo spraw siłą woli żeby do ciebie zadzwoniła.-Pożegnaliśmy się. wsiadłem do mojego boskiego maserati i ruszyłem do domu. Tylko przez całą drogę zastanawiałem się dlaczego te sportowe porsche jedzie cały czas za mną...


*************

Witam Was,kochane!
Przepraszam,że to tak długo trwało.
Nie będę się tutaj tłumaczyć,bo nie chcę Was zanudzać moimi niefajnymi codziennymi problemami.
Nie wiem czy rozdział mi wyszedł.
Rewelacji w każdym bądź razie nie ma,przynajmniej według mnie.
Zarysowałam Wam tylko postawę Edwarda i będę ją rozwijać w każdej notce.
Będzie trochę ciekawiej niż jest,ale w końcu jakoś trzeba zacząć.



Na ten moment z mojej strony to wszystko.
Czekamy na to co nam tutaj wymyśli nasza kochana Bells.

Aha prawie bym zapomniała!
Mogłabym Was prosić o odwiedzenie mojego bloga?
Na razie nie ma na nim zbyt wiele,ale akcja się powoli rozwija.
KLIK

Żegnam Was i całuję gorąco.
Misia