piątek, 24 maja 2013

Epilog "I żyli długo i... Sami zobaczcie..."


W LA słońce grzało niemiłosiernie. Środek lata, 30 stopni w cieniu i mnóstwo... roboty. Tak roboty, bo praca w Mieście Aniołów nigdy się nie kończy. Jednak tego ranka, na słonecznym wybrzeżu LA było wyjątkowo cicho i spokojnie. Nikt nie spieszył się do pracy, po dzieci do przedszkola, ani po zakupy. Dzisiaj był 4 lipca. Dzień niepodległości Stanów Zjednoczonych. Ludzie zamiast siedzieć w pracy, siedzieli w domu robili grilla, oglądali telewizor lub po prostu spędzali czas z rodziną. Inaczej nie było również w domu Cullenów. Dwóch braci oraz ich żony siedzieli przed domem na 9th avenue popijając słodkie drinki z parasolkami i patrząc jak ich małe córeczki - Nessi i Ana- bawią się w dom kołysząc w wózeczkach lalki. Pan domu razem ze swoim bratem i jego żoną rozmawiali żywo, jednak pani domu nic nie mówiła. W ciszy przypatrywała się dziewczynkom i uśmiechała się pod nosem, gładząc się po dość sporym ciążowym brzuchu. Wszystko było idealnie, tak jak w tych dennych romansach. Bo przecież historia ich miłości nadawałaby się na bestseller. Aktor i dziennikarka, od nienawiści do miłości, która przezwyciężyła wszystko. Nawet innych reporterów, a oni byli swoimi czasy sporym problemem. Ciągle wymyślali jakieś plotki. Edward Cullen ćpa, zdradza swoją żonę, ma nieślubne dziecko z modelką. Chcieli zniszczyć jego idealny światek, ale im się nie udało. Zawsze się do czegoś doczepili. Bella zmarszczyła brwi. A to samochód nie taki, a to że mąż ją zdradza, a to a tamto. Miała czasami tego dość. Jednak wiedziała, że Edwardowi jest ciężej niż jej. Ona miała stałą pracę, nieźle zarabiała, nie była jednak narażona na coś takiego jak jej mąż. Czasem było jej go żal. Trwała przy nim mimo tych obrzydliwych plotek i okropnych skandali które tak na prawdę nigdy się nie wydarzyły. Zaraz znów się uśmiechnęła. Wiedziała, że dla niego zrobiłaby wszystko. Była dla niego wsparciem w każdej trudnej chwili tak samo jak on dla niej. Kochali się tak samo, a może jeszcze mocniej niż jak wyznali sobie miłość. Na twarzy brunetki pojawił się kolejny uśmiech. A zaczęło się tak abstrakcyjnie. Nienawidzili się. On jej ubliżał, ona go oczerniała. On był skurwielem, ona suką. A wystarczyło kilka tygodni żeby nienawiść przerodziła się w miłość płonącą pożądaniem i poczuciem troski dla tej drugiej osoby. Edward przewrócił kiełbaski na grillu i podszedł do swojej żony, ucałował jej czoło, a potem pochylił się i złożył czuły pocałunek na jej brzuchu. Kobieta uśmiechnęła się i przeczesała włosy męża. Jednego była pewna nie kochała go tak jak parę lat temu, nie kochała go tak jak wczoraj, ona z każdym dniem kochała go coraz mocniej. Była szczęśliwą kobietą. Spełnioną zawodowo i uczuciowo. Miała rodzinę, o jakiej zawsze marzyła. Dom i wspaniałego męża. Edward nadał jej życiu sens, naprowadził ją na właściwy tor. Była dumna. Z siebie, z Edwarda, z ich córki. Z siebie dlatego, iż mimo ciągłych niepowodzeń w życiu nastoletnim, mimo tego że nigdy się dla nikogo nie liczyła zyskała rodzinę, którą kochała ponad wszystko. Ze swego męża z bardzo prostej przyczyny - zmienił się. Wiedziała, że zanim jej nie poznał nie był taki jak dziś. Ale on chciał się zmienić. Ten czuły i troskliwy Edward siedział w nim przez te wszystkie lata jego skurwysynizmu. Z córki dlatego że była ich dziełem. Pięknym i idealnym. Nie zamieniłaby swojego życia na inne. Mogła by jeszcze kilka razy wycierpieć to co wycierpiała, aby za każdym razem poznawać Edwarda, bo tylko przy nim zaznała szczęścia. Teraz z uśmiechem na ustach wspominała ich pierwsze spotkanie, toteż tę stłuczkę samochodową. To jak obrzygała mu buty, ich pierwszy raz u niej na kanapie. Pobyt na Bora-Bora, to jak Edward się o nią bił, ich rozstanie i oświadczyny na ślubie Alice, a w końcu ich własny ślub.
To było piękne wspomnienie. Wypełniło ją całą i westchnęła cicho. Jednak niestety cała trójka towarzyszy spojrzała na nią znacząco.
- No co? – Zapytała uśmiechając się do nich lekko.
- Czemu tak wzdychasz, Bello? I czemu się tak tajemniczo uśmiechasz? – Zapytała jej siostrzyczka. Ona uśmiechnęła się do niej i odpowiedziała.
- Oj Alice. Po prostu wspominam. Te wszystkie piękne chwile które przeżyłam, właśnie temu że przyjechałam do LA.- Znowu się uśmiechnęła i pogłaskała się czule po brzuchu.
Edward uśmiechnął się lekko i usiadł koło Belli.
-Myślałaś o tym jak obrzygałaś mi buty, prawda...? - zaśmiał się, a reszta poszła w jego ślady.
-O tym też...-zaśmiała się brunetka i pchnęła go lekko, ale Edward miał inne plany. Objął Bellę ramieniem i przytulił do siebie, dłoń położył na brzuchu żony.
-Nigdy jej tych butów nie wybaczy...-zachichotała Alice - Ale to dobrze, też bym nie wybaczyła.
- Oj nie moja wina, że mi się niedobrze zrobiło. – Edward spojrzał na żonę z rozbawieniem.
-Trzeba było tyle nie pić, kotku. – Bella się zaśmiała.
-Szczerze to mnie się nawet podobało. A najlepsze było zakładanie pidżamki, nieprawdaż mój mężu?- Edward cały czas głaszcząc brzuch żony roześmiał się krótko.
- Myślałem, że tam wykituję. Musiałem cie rozebrać, nie myśląc o tym, że jesteś naga i że jednak może mógłbym cię przelecieć. A potem przyszło mi do głowy, ze zrobię sobie dobrze w samochodzie, jednak moje plany znowu wzięły w łeb, bo samochód był pod „Twilightem”. Ale najlepiej było kiedy cię przytulałem…- Aktor rozmarzył się. Jego żona widząc to uśmiechnęła się ciepło.
- Twoja kartka, była zajebista mój najukochańszy skurwysynie. – Powiedziała i cmoknęła męża w usta.
Wszyscy się zaśmiali, ale z tego stanu wyrwał ich głosik Nessie.
-A jak sobie robisz dobrze...? - zapytała ojca dziewczynka. Bella spojrzałam na córkę, na swojego męża.
-No właśnie, tatusiu, jak...? - zapytała Bella patrząc na Edwarda. Powstrzymywała śmiech. Mina mężczyzny była w tym momencie bezcenna.
Aktor przez chwilę nie wiedział co odpowiedzieć. W końcu przyjął najbezpieczniejszą opcję.
-Kiełbaski gotowe!- Krzyknął na cały ogród i pobiegł do grilla, aż się za nim kurzyło.
Bella pocałowała swoją córkę w polika. Wstała z kanapy i podeszła do Edwarda.
-Tchórz...-uszczypnęła go w tyłek.
Mężczyzna zrobił urażoną minę, jednak zaraz na powrót na jego twarzy zagościł uśmiech.
-Jeżeli urodzi nam się jeszcze jedna córka to ja zginę w tej koalicji jajników. – Zaskrzeczał i musnął ustami policzek żony.
-Oj daj spokój. Tak się tylko z tobą droczymy kochanie. Swoją drogą… - Bella rzuciła mężowi prowokujące spojrzenie.- … Jestem ciekawa jak tatuś robi sobie dobrze. – Uśmiechnęła się chytrze odbierając od oniemiałego męża papierowy talerzyk z kiełbaską.
-No co się tak patrzysz? Popatrzyłabym...-zaśmiała się widząc jego minę. Wgryzła się w kiełbaskę. Edward po prostu stał i patrzył na nią. Możliwe, że się podniecił. No bo na życie seksualne to oni nigdy nie narzekali.
-Tak, Bello, to naprawdę ciekawe...-odezwał się w końcu
-To mi kiedyś pokarzesz...
-Chętnie, chętnie. - Zbliżył usta do jej ucha. - Jednak zdecydowanie bardziej wolę robić dobrze tobie niż sobie kochanie. Kobieta zaśmiała się i pocałowała swojego męża.
-Erotoman...
- Bezwstydnica. - Odwzajemnił pocałunek, zapominając zupełnie o tym, że znajduje się w ogródku, razem ze swoim bratem, jego żoną i dziećmi.
-To przez ciebie, masz niewyżyty hormon seksu...-mruknęła w jego usta.
- Przeze mnie? To przecież ty mnie chciałaś zgwałcić... ja się chciałem tylko poprzytulać. - Mruknął niewinnie próbując się bronić.
-Sza! Wcale nie, okej...? - zaśmiała się i przytuliła do męża.
- Jasne. No przecież, że nie. - Powiedział sarkastycznie i przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie.
-Bo nie i tyle...-pocałowała go w brodę - Wszystko zrzucasz na mnie.
- Nie prawda!- Wyszeptał i jego dłoń powędrowała na jej plecy.
-Edward, a może by tak...Zostawić Ness na chwilkę pod opieką Alice i Jazza, a my byśmy...-nie dokończyła, bo go pocałowała.
Brat Edwarda słysząc, co mówi jego szwagierka zaśmiał się ubawiony ich zachłannością.
-Czy wy możecie przeżyć jedno popołudnie bez seksu?- Zapytał autentycznie zaciekawiony reakcją, zarówno brata jak i bratowej.
-Nie...-krzyknęli oboje.
-Wujku Jaspierze, a co to seks...? - zapytała Nessi.
Blondyn zrobił minę, która wyrażała jego bezradność i przerażenie.
- Och wy potwory… zawsze mnie w coś wplatacie…- Pożalił się sam sobie i oparł głowę na rękach ignorując pytanie zadane prze Ness.
No więc, udało im się. Poszli, a Nessie została z Jasperem i Alice. Przyzwyczaili się do tego, do tego, że Edward i Bella nadal są w sobie tak zakochani jak parę lat temu. Mimo wszystko jednak, nie przeszkadzało im wymykanie się aktora i jego żony. Cieszyli się ich szczęściem, zadowoleni z tego, ze są ze sobą. Bo przecież każdy zasługuje na odrobiną szczęścia. Miłość ma w sobie niesamowitą moc, która zmienia ludzi, naprawia ich życie. Jest czymś bez czego żadne z nich nie potrafi żyć. Napędza ich codzienność, chęć do działania. Troska o drugą osobę, oraz to ze tylko na nią patrząc potrafisz powiedzieć co myśli jest bezcenna.
Miłość jest magią.

______________________
_____________

Wampirek: No cześć...Z tej strony Wampirek i Lady A razem, jaka nowość :) Napisałyśmy epilog, wstawiony już jest. Mowa końcowa, więc pewnie już go przeczytaliście. Skromnie powiem, że fajny, nie? Dobra, to tak...Kurczę, nie mogę uwierzyć, że to koniec LIM'u...Co prawda mamy nowego bloga, ale z tym tak strasznie się przywiązałam. Poznałam wspaniałą osobę, z którą go pisze.
Lady A: No tak tak Kinia absolutnie ma rację. Ten czas spędzony na tworzeniu LIM był czasem bardzo magicznym, jak mniemam nie tylko dla Was, ale również dla nas, jako autorek. Ja strasznie się przywiązałam, i cały czas wspominam dzień, w którym rozmawiałyśmy z Kingą na skype i powiedziała mi, że ma pomysł na bloga. Ten blog jest po prostu... no magiczny. I mimo tego, ze powstał nowy, bardzo trudno pożegnać się z tym. Mnie w szczególności dlatego, że po raz pierwszy pisałam z kimś na pół, oraz dlatego, że dzięki niemu na prawdę poznałam wspaniałą kobitkę, z którą mogę porozmawiać o wszystkim no i Was drodzy czytelnicy, którzy znosiliście te moje wykurwione w kosssmosss pomysły i mnóstwo opóźnienia...
W: Oj, tam zaraz opóźnienia...Dajmy na to, że, hmm, specjalnie trzymałaś nas w napięciu. No i ty też jesteś wspaniała, jak ktoś mi powie, że w ''Internecie'' nie ma miłych osób to mu wyjebię...Ja poznałam wiele takich ludzi, a Miśka jest ich przykładem. No, więc...Chyba bez dalszego rozczulania, żegnamy LIM. Na pewno będziemy wracać do tej historii, przypominać sobie ją. A teraz...Czas zaprosić was na kolejnego bloga, nie?
L.A: Oczywiście, oczywiście. Nie będę skromna powiem, że obydwie z Kingą jesteśmy tak zajebiste, że to się w głowie nie mieści i powinniście składać nam pokłony. No dobra, ta część z tymi pokłonami to żart. Nasz kolejny blog powstał w .... chyba w niecałą godzinkę, nie kochana?
W: Hah, no tak. Prolog też został szybko napisany, ale to w notce powitalnej na SS. SS to skrót od naszego kolejnego blogaska, ja wam mówię, on będzie równie wykurwisty co ten.
L.A: Jeszcze bardziej niż ten bo przypuszczam, że będzie trochę bardziej niegrzeczny, ale obiecuję że poruszymy w nim ważne kwestie. No tak jak w każdym naszym blogu!
W: No więc...Hmm, Miśka, dawaj linka !
L.A: Och jaki zaszczyt! Dobra bez pierdolenia. Oto link : http://sinful-secret.blogspot.com/
W: No...To... Żegnamy...
L.A: Płaczę....papatki i do napisania!
W: Do zobaczenia na następnym blogu...Pamiętajcie… Miłość jest magią.

poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział 40 "Witaj na świecie, kochanie..."

9 miesięcy ciąży minęło jak z bicza strzelił. Były wzloty i upadki, głównie przez humorki mojej żonki, ale starałem się być wyrozumiały, bo przecież to nie była tak do końca jej wina. Najlepiej wspominam 2 trymestr. Kiedy to moja ukochana jadła co popadnie, a mi było niedobrze od samego patrzenia. A już pod koniec ciąży, klękałem przed nią żeby wiązać jej pantofle i butki, bo sama nie dawała rady. Cały okres ciąży minął nam pogodnie, spokojnie w miłej atmosferze. Jeździliśmy na zakupy, wybieraliśmy mebelki, ciuszki i różne takie, mimo tego, że nie wiedzieliśmy jaka jest płeć dziecka. Nadal chciałem mieć córkę, jednakże stwierdziłem, że co będzie to będzie ważne, żeby było zdrowe. Dzisiaj akurat wracałem od Jaspera i Alice oraz ich oczka w głowie - Anastasii. Urodziła im się córka już jakieś trzy tygodnie temu. Oczywiście kiedy Ally była w szpitalu ja i mój braciszek przez bite trzy dni i noce bez spania urządzaliśmy pokój dla dzieciątka. Oczywiście Jasper miał mi się odwdzięczyć tym samym. Zazwyczaj jeździliśmy do nich razem, jednak rano Bella źle się czuła i postanowiłem, że po pracy pojadę do nich w odwiedziny sam i nie będę jej nigdzie ciągał. Wszedłem do domu jakoś tak po 8 wieczór. Miałem być u nich krócej, ale Alice kazała mi wypić kawę no, a jak się kobieta uprze to wiadomo, że nie ma zmiłuj. Wszedłem do domu, ściągnąłem buty, kurtkę i udałem się do salonu gdzie na kanapie leżała Bella. Usiadłem obok niej, objąłem ramieniem i przyciągnąłem do siebie. Drugą rękę położyłem na brzuchu i delikatnie się uśmiechnąłem. Bells się przekręciła, a ja pocałowałem jej piękne, pełne usta. Uśmiechnęła się do mnie a ja ucałowałem jej czoło. Po chwili poruszyła się niespokojnie.
- Edward... - Spojrzałem na nią. To już? Niemożliwe! Boże, nie jestem gotowy!!!!!! Nie!
- Wszystko w porządku kochanie? Źle się czujesz? Coś cie boli? - Wypowiedziałem te trzy pytania z prędkością karabinu maszynowego, ale ku własnemu zdziwieniu, mój głos był nad wyraz spokojny. Mimo tego, że w mojej głowie panowała panika, nie mogłem tego okazać Belli, bo bała by się jeszcze bardziej. Teraz muszę być oparciem i kropka. Nie mogę nawalić. To mój pierwszy sprawdzian tego, jakim mężem jestem.
- W dole brzucha trochę mnie...auuu! - Bells złapała się za podbrzusze. - To skurcz. - Wydyszała. - Spokojnie. Idź po torbę na górę, ja dam sobie tutaj radę. Edwardzie szybko! - Wydała mi polecenie. Z prędkością światła wbiegłem na górę, pochwyciłem torbę dokumenty mojej żony, moje oraz papiery z samochodu i w takim samym tempie zbiegłem na dół. Rozejrzałem się po salonie, ale nigdzie jej nie było. Wystraszony już się chciałem drzeć, kiedy wyszła z toalety, której drzwi znajdowały się na przeciwko mnie.
- Jezu, Bello wszystko w porządku? - Zapytałem, dygocząc z nerwów.
- Tak, odeszły mi wody. Na razie nie było następnego skurczu, ale z tego co wiem następny powinien nastąpić za jakieś 3 minuty. - Kiwnąłem głową i już miałem biec do auta, kiedy ręka mojej żony mnie zatrzymała.
- Edwardzie... nie denerwuj się tak. Wszystko będzie dobrze. Na razie to tylko skurcze. Musimy jak najszybciej dojechać do szpitala, a tam już fachowo się mną zajmą. W drodze zadzwonimy do mojego lekarza, no i do Ally. Przestań się trząść. Będzie dobrze. To tylko poród. Damy radę. - Mówiła tak spokojnie, że dałem się przekonać. Moja dzielna dziewczynka. Nie bała się, to ja robiłem więcej histerii, niż ona.
- Dobrze. Jedźmy w takim razie. - Powiedziałem i gwizdnąłem buty mojej żony z przedpokoju. Weszliśmy do garażu, pomogłem jej wsiąść do samochodu i ubrałem jej buty. Torbę wrzuciłem do bagażnika i czym prędzej wskoczyłem na siedzenie kierowcy. Odpaliłem auto i wyruszyliśmy. W drodze Bella miała skurcze 6 razy co 7 minut. Co chwila przyspieszałem i cieszyłem się, że na drodze o tej porze nie ma korków. Do kliniki dojechaliśmy jakieś pół godziny później. Bella zadzwoniła w czasie przerw między skurczami do Alice i jej lekarza. Ally dosłownie wszystko rzuciła i powiedziała, że będą w komplecie jak tylko szybko się da. Lekarz powiedział, że też już jedzie. Alice zapewne również zadzwoniła do moich rodziców, ale nie miałem zamiaru rozmawiać o tym z żoną. Za bardzo przejmowałem się jej bólem. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, na parking wjechałem z piskiem opon. Zahamowałem, wyskoczyłem z samochodu, chwyciłem torbę z bagażnika i na samym końcu pomogłem wysiąść z samochodu żonie. W połowie drogi z parkingu Bella znowu dostała skurczy. Zejdę zaraz za zwał. Na szczęście jakiś lekarz wychodzący z karetki to zauważył i poprosił pielęgniarza, aby przywiózł wózek. Po króciutkiej chwili Bella jechała już na wózku, który pchał pielęgniarz, a ja dreptałem obok nich modląc się żebyśmy w końcu weszli to tego zasranego szpitala. Kiedy znaleźliśmy się w środku pielęgniarka dyżurująca od razu zabrała Bellę na jakiś oddział, usłyszałem tylko "piętro 2", a nic więcej nie wiedziałem. Pani w rejestracji dała mi kilka papierzysk do wypełnienia i po chwili szedłem korytarzem za pielęgniarką numer dwa. Wjechaliśmy winda na drugie piętro i skierowaliśmy się w prawo. Weszliśmy przez dwudrzwiowe białe drzwi, nad którymi widniał napis " SALA PORODOWA", a stamtąd do czwartych drzwi na prawo. Kiedy wszedłem do pokoju, Bella leżała przebrana w swój ulubiony t-shirt i przykryta od pasa w dół kołdrą. Uśmiechnęła się do mnie lekko, a ja odwdzięczyłem się jej tym samym. Usiadłem sobie na stołku obok niej, chwyciłem jej rękę i pogłaskałem czule jej palce.
- Nie martw się. Jestem przy tobie. Będzie dobrze. - Zdążyłem jeszcze szepnąć zanim z sali zjawił się lekarz mojej żony. Przedstawił mi się jako Christopher Travelyan, po czym podszedł do Belli, pytał o różne rzeczy, a potem wyszedł. Po chwili jednak wrócił z siostrą pielęgniarką. Oby dwoje spojrzeli na mnie znacząco.
- Mam wyjść? - Doktor i siostra kiwnęli głowami na tak. Spojrzałem na żonę. Poradzi sobie beze mnie?
- Idzi Edwardzie. Jak coś to będę wołać. - Poklepała mnie po ręce, ja jednak ani trochę się nie uspokoiłem. Wyszedłem jednak, nie chcąc robić problemów. Czas ciągnął mi się w nieskończoność. Po około pół godzinie na końcu korytarza zobaczyłem Alice z zielonym fartuchu i Jaspera z małą Aną na rękach, również w zielonym fartuchu. Ally świetnie się trzymała, mimo, że były to dopiero trzy tygodnie po porodzie to ona już zdążyła zrzucić połowę kilogramów, które przytyła w ciąży. Podeszła do mnie pierwsza. Wstałem z krzesła, żeby ją przywitać. Przytuliła mnie i spojrzała na mnie troskliwie.
- I jak? Radzisz sobie tutaj? - Kiwnąłem głową na tak, ale wiedziałem, że Al ma świadomość, że bardzo się martwię. Jasper w tym czasie doszedł do naszej dwójki.
- Zostawię was samych, panowie. Idę zobaczyć jak tam moja siostra i dzieciątko. - Powiedziała, pogłaskała malutką po głowie i weszła do sali Belli. Jasper widząc moją zmartwioną minę poklepał mnie po ramieniu.
- Ej stary, nie martw się. Bella to twarda babka. Nie raz nam to udowodniła. Da sobie radę. Alice jest przy niej. Nic jej nie będzie, zobaczysz. - Kiwnąłem głową i tylko słabo się uśmiechnąłem. Usiedliśmy na krzesłach. Żeby zająć czymś myśli patrzyłem jak Jasper kołysze swoją córkę na rękach i jaką przy tym ma minę. Nie mogłem się nie uśmiechnąć. I kto by pomyślał. Już za dosłownie kilka chwil, też będę tatą. Ja Edward Cullen będę ojcem. Trochę mnie przeraża to tacierzyństwo, ale jednocześnie też bardzo cieszy i ekscytuje. W końcu to dla mnie nowe wyzwanie. Być dobrym nie tylko mężem, lecz za chwilę także i ojcem.  Nie mogę tego spieprzyć. Za dużo rzeczy w moim życiu spieprzyłem. Nie tym razem. Czas leciał. Alice nie wychodziła z pomieszczenia, mnie się wszystko ciągnęło, a Jasper cały czas próbował mnie zagadywać, żebym tylko nie myślał o tym co dzieje się za ścianą. Po 1,5 godziny przyjechali moi rodzice. Oni również usiedli sobie na krzesłach i teraz wszyscy czekaliśmy w ciszy. Czas mi się tak dłużył, że cały czas patrzyłem na zegarek. Jasper trochę przysnął, ale obudziła go jego córka domagając się uwagi. Po następnych 2 godzinach spędzonych na tym stołku, usłyszałem otwieranie drzwi. Odwróciłem się i ujrzałem uśmiechającą się Alice.
- Chcesz zobaczyć córkę? - Zapytała beztrosko. Wszyscy spojrzeliśmy na nią, a na mojej twarzy po krótkim szoku wykwitł uśmiech.
- Oczywiście, że tak. - Podniosłem się z miejsca i podążyłem za Alice. Wszedłem do sali i pierwsze co zobaczyłem to wycieńczoną Bellę, ale z uśmiechem na twarzy. Kiedy mnie zobaczyła po jej policzkach spłynęły łzy. Alice podeszła do niej i chwyciła ją za rękę, a ja spojrzałem w róg pokoju. Leżała tam, w szpitalnym wózeczku, malutka kruszynka. Podszedłem do niej powolnym krokiem i najpierw spojrzałem na nią z góry. Różowiutka buźka, małe rączki, zamknięte oczka. Piękna. Spojrzałem na lekarza, który właśnie wszedł do pokoju. pokiwał spokojnie głową i oddalił się w stronę drugiego pomieszczenia. Wziąłem zawiniątko delikatnie na ręce, uważając, żeby nic mu się nie stało. Zacząłem ja kołysać.
- Witaj na świecie, kochanie. Twoja mama wykonała dzisiaj kawał dobrej roboty. Należą jej się gratulacje. - Mała poruszyła się niespokojnie w moich ramionach. - A kim ja jestem? Jestem twoim tatą. Ale wiesz, musisz dać mi fory bo ja się na tym zupełnie nie znam. Czasem będę nawalał, ale musisz wiedzieć, że bardzo cię kocham. - Spojrzałem w oczy Belli, która cały czas miała łzy w oczach. - Ciebie i twoją mamę. Ponad życie.- Znowu przeniosłem wzrok na córkę. - Jesteście wszystkim co mam. Najlepszym co mi się w życiu przytrafiło. Ty i twoja mama. - Alice przyglądała się całemu zajściu i też miała łzy w oczach. - Hmmm.... jakby cie tutaj nazwać. Jesteś taka śliczna. Jak mamusia. Ale ona odziedziczyła po kimś tą urodę. - wiedziałem, że Bella nie lubi rozmawiać o matce. Wiedziałem, że ma do niej żal. Ale chciałem, żeby imię naszej córki było wyjątkowe. - Nazwiemy cię Reneéesme. - Bella spojrzała na mnie zaskoczona. - Będziesz tak wyjątkowa jak twoje imię. Jak twoja mama. - Zacząłem kołysać córkę w ramionach, uśmiechając sie sam do siebie. - Dokładnie jak twoja mama.

________________________________
__________________

Witam!
Dobry wieczór!
Jak się macie!
Właśnie skończyliście czytać ostatni rozdział na LIM.
Jak się podobał?
Ja się osobiście popłakałam jak czytałam jeszcze raz.
Mam nadzieję, że Was również wzruszył.
Przepraszam za błędy i wszelkie niedociągnięcia, ale w tej chwili jest 23:08 i nie za bardzo już kontaktuję.
Chciałam po prostu dzisiaj dodać ten rozdział.
Udało się!
Epilog pojawi się niebawem, ale to nie koniec działalność mojej i Bells.
Nowy blog jest już gotowy, prolog również także po zakończeniu LIM-u ruszamy z następnym tworem mam nadzieję, że równie udanym jak ten.
Życzę Wam dobrej nocki!
Całuję cieplutko :*:*:*:*:*
Lady A.

Rozdział 39 "Wiesz, dałeś mi wszystko.."

Stałam przed wielkim oknem. Myślałam nad tym wszystkim co mnie spotkało. O tych złych i dobrych momentach. Tych miłych i bolesnych chwilach. Tych, które przyprawiały mnie o śmiech lub płacz. To dobre wspomnienia, każde z nich zmieniało moje życie. Na lepsze. A dziś...Dziś stałam się panią Cullen. Jestem cholernie szczęśliwa, nie żałuję niczego co się stało, nie śmiałabym. Sama nawet do teraz nie wiem czy ja na to wszystko zasłużyłam, ale...Biorę to co dostaję od życia, teraz dostałam prezent. Wielki, większy niż cokolwiek innego. Edward jest moim trafem na loterii. Wszystkim co chciałam mieć. Kocham go, on kocha mnie. Nawet jeśli stracilibyśmy całą resztę, to co z tego? Mamy siebie, naszą miłość, wszystko co do życia nam potrzeba to my sami.
Poczułam jak Edward owija swoje ramiona wokół mojej talii umieszczając swoje dłonie na moim lekko zaokrąglonym brzuchu. Zaczął całować moją szyję. Odchyliłam głowę w bok aby dać mu lepszy dostęp. Przymknęłam powieki i zamruczałam z aprobatą. Oparłam się rękami o parapet. Edward jeździł rękoma po bokach mojego ciała, od bioder po ramiona, od ramiona bo biodra. Polizał zagłębienie za moim uchem, a ja cicho jęknęłam. Znał każdy czuły punkt na moim ciele, każdą reakcję, nauczył się mnie na pamięć i nadal mu było mało. A mnie ciągle było mało jego. W sumie ja mogłabym w ogóle się z nim nie rozstawać, ale co zrobić...
Edward zaczął rozwiązywać gorset mojej sukni ślubnej, robił to tak powoli, że aż mnie bolało. Tęsknota ze jego dotykiem na mojej nagiej skórze wręcz paliła, moje ciało smagały płomienie pożądania. W końcu rozwiązał to cholerstwo, które ładnie wygląda, ale za długo się zdejmuje. Albo mój mąż robił to specjalnie. Zsunął ze mnie sukienkę, a ja zostałam tylko w białej, koronkowej bieliźnie i pończochach. Edward kucnął. Zdjął ze mnie jedną pończochę, całował przy tym moje nogi, od uda do kostki. To samo zrobił z moją drugą nogą. Wilgoć pomiędzy moimi nogami była już niemal wyczuwalna. Edward wstał, poczułam jak jego wyraźnie podniecenie ociera się o mój tyłek, sapnęłam cicho. Mężczyzna mojego życia wziął mnie na ręce i zaczął całować. W tym samym czasie podszedł do łóżka i położył mnie na nim. Sam umieścił się nade mną. Zaczął wędrówkę swoimi ustami po moim ciele, od ust przez linię szczęki, szyję, ramiona, obojczyki, piersi, brzuch...Wiłam się pod jego pieszczotami. Sama zdjęłam jego marynarkę i zaczęłam odpinać mu koszulę, ona była zbędna. Edward mi w tym troszkę pomógł i po prostu ją z siebie zerwał. Dzielny i mądry chłopiec. W końcu pozbyliśmy się zbędnej, całkowicie niepotrzebnej w tej chwili do życia odzieży.
I jeśli macie jakieś pytania, to tak. Nasza noc poślubna była cudowna.

~*~

Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające przez niezasłonięte okna. Leżałam wtulona w Edwarda, od wczoraj mojego męża. Uśmiechnęłam się pod nosem na tę myśl. Isabella Cullen, ale ładnie to brzmi, nieprawdaż?
Uniosłam się na łokciu i spojrzałam na mojego lubego, pochyliłam się i cmoknęłam go w usta. Uśmiechnął się leniwie i przyciągnął mnie do siebie. Czyli już nie śpi. Mój uśmiech się powiększył. Edward otworzył oczy i schował kosmyk moich włosów za ucho. 
-Jak się pani spało, pani Cullen? - zapytał patrząc na mnie z miłością. Przerzuciłam nogę przez jego biodra. 
-A bardzo dobrze, nie narzekam, a pan co sądzi o tej nocy, panie Cullen? - pochyliłam się aby znów go pocałować. Edward przewrócił nas tak, że leżałam pod nim, pocałował mnie żarliwie. 
- To jedna z moich ulubionych nocy...-szepnął w moje usta, a ja zachichotałam.
-Ależ pan jest napalony, tak z samego rana...-przeczesałam jego włosy. Spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmieszkiem. Wyglądał olśniewająco. Oczy mu błyszczały z podekscytowania, włosy miał rozmierzwione we wszystkie strony świata, no i ten jego krzywy uśmieszek. Patrzyłam na niego i nie mogłam przestać się zachwycać, tak wiem, brzmi to tandetnie, ale kocham tego mężczyznę. 
-Wiesz, dałeś mi wszystko o czymkolwiek kiedyś marzyłam...-szepnęłam patrząc na niego - A nawet i więcej, podarowałeś mi siebie...

~5 miesięcy później~

Była noc, serio, mój zegarek wskazywał 2:00. Edward spał koło mnie, a ja...No ja byłam sobie głodna, prawda. W końcu się poddałam i wstałam z łóżka, a w sumie sturlałam. Jestem taka gruba, uhg, mam nadzieję, że po ciąży odzyskam dawną figurę. Ej, nie to nie tak, że będę jakąś wyrodną matką, kocham tego dzidziusia we mnie, mam po prostu nadzieję, że schudnę i tyle.
Więc, poszłam do lodówki, otworzyłam ją i wzięłam pomarańczę oraz jogurt naturalny. Ja wiem, kto normalny je pomarańczę z jogurtem naturalnym, no ja wam powiem kto, otóż Bella w ciąży Cullen. Obrałam owoc, ułożyłam na talerzyku, otworzyłam jogurt i wzięłam łyżeczkę. Położyłam to na tacy i wróciłam do łóżka. Edward nadal spał. Na początek olałam łyżkę i moczyłam pomarańczę w jogurcie. 
-Bella co ty jesz? - zapytał Edward, spojrzałam na niego, miał taką kwaśną minę.
-Ej, nie czepiaj się, okej? Dziecko ma wymogi...Sama się sobie dziwię, że to mi smakuje, co zrobić...-wzruszyłam ramionami, mój mąż się zaśmiał. 
-Boże, niedobrze mi jak na to patrzę...-mruknął, schował twarz w poduszce.
-Aaa, tam, czepiasz się. Jakbyś był w ciąży, to też byś tak jadł...-uśmiechnęłam się
-No nie wiem, ostatnio o 6:00 jadłaś lody czekoladowe z ogórkiem kiszonym...To dopiero przyprawia mnie o rewolucje żołądka...-westchnął w poduszkę. 
-Dramatyzujesz...-odłożyłam tacę, bo mi się nocny obiad skończył. 
-Ja...? - zaśmiał się i wyciągnął głowę spod poduszki. Przyciągnął mnie delikatnie do siebie i cmoknął w usta. 
-Tak ty, widzisz tu kogoś innego? - zachichotałam pod pocałunkiem.
-Aleś ty dowciapna...-wywrócił oczami  - Śpiąca przypadkiem nie jesteś? - masował moje ramię, zamruczałam. 
-Troszeczkę tak...-przyznałam wtulając się w niego. 
-To troszeczkę dobranoc...-pocałował mnie we włosy.
-Troszeczkę dziękuję...-szepnęłam, odleciałam przytulona do najlepszego skurwiela na ziemi. Mojego w dodatku. 

~*~


Tak też minęły następne miesiące. Dziecko rosło, a ja wraz z nim...Tyle, że ja wszerz. No, ale co zrobić, natura podarowała ciążę kobietą, bo my jesteśmy odpowiedzialniejsze od mężczyzn, taka prawda.
Edward chodził ze mną na wizyty, dopytywał się mojego lekarza prowadzącego o dosłownie wszystko. Rzecz oczywista mój mąż kazał mi rodzić w prywatnej klinice, mój ginekolog musi przy tym być, nie ma mowy aby poród naszego dziecka odbierał ktoś inny, możliwość taką ma tylko lekarz, który bada ciążę od początku. Tak rozkazał Edward, a ja nie sprzeczam się...Bo jeszcze mąż mi białej gorączki dostanie. On się chyba bardziej stresuje tym porodem niż ja. Tak jakby sam miał rodzić.
A gdyby ktokolwiek widział jego wesołe, szczęśliwe miny, błyszczące oczy gdy ogląda nasze dziecko na USG. To jest najpiękniejszy widok w moim życiu. Zachwycony Edward, ach! Zdjęcia z tych badań oczywiście mój mąż sobie pochował na pamiątkę dla potomnych. Nakręcił się na to ojcostwo. Co do płci dziecka nie wiemy, lekarz wie, ale my nie chcieliśmy aby nam mówił. Chcemy mieć niespodziankę. Co będzie to będzie. No bo...To nasze dziecko, bez względu na wszystko będziemy je kochać.
Byłam w salonie, Edward wrócił od Jaspera. Wtuliłam się w męża, który usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Drugą dłoń położył na moim brzuchu. Poprawiłam się na kanapie z lekkim pomrukiem. Serio, w 9 miesiącu ciąży ciężko znaleźć wygodną pozycję. Edward pocałował mnie troskliwie, a ja się uśmiechnęłam. Jestem przekonana, że Edward Cullen będzie wspaniałym ojcem, nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
W pewnej chwili poczułam coś dziwnego, położyłam dłoń na brzuszku.
-Edward...-chyba nie musiałam dodawać nic więcej, prawda?

___________________________________________________________

Hmm, TA DAM?
Oto gorący rozdział JUŻ 39.
Nie mogę uwierzyć, że to już PRAWIE koniec LIM.
Ale spokojnie, ogarnęłyśmy już nowy pomysł.
I jest on równie zajebisty co ten <3
No więc...
Hmmm...
Hmmm...
Hmmm...
Co mi zostało?
Miłego czytania!

Pozdrawiam, Wampirek.

sobota, 18 maja 2013

Rozdział 38 "Impossible"

Do domu wróciłem po 22. Podpisywałem dzisiaj ważny kontrakt na film, a negocjowanie warunków zajęło mi cały dzień. Przekręciłem klucz i wszedłem do holu, jednocześnie zrzucając z siebie skórzaną kurtkę i wieszając ją na wieszaku. Z holu od razu skierowałem się do kuchni, gdyż byłem pieprzenie głodny po całym dniu siedzenia i negocjowania głupiego kontraktu. Tak swoją drogą to niezłą kasę dostanę za 45 minut epizodu. Mój menadżer nie odpuszczał i za pieprzone 45 minut dostanę 20 milionów USD! Najłatwiejsza kasa w moim życiu. W kuchni przygotowałem sobie kanapkę z.... z wszystkim co było w lodówce. I ta kanapka była wykurwiście smaczna! Mimo tego, że wyglądała chujowo. Kiedy zjadłem kanapkę skierowałem się do salonu, myśląc, że Bella już dawno śpi. Wchodzę do salonu, a tutaj szok w trampkach! Moja Bella leży sobie rozwalona na kocyku na podłodze, z głową na kanapie, pilotem w dłoni i poduszkami dookoła niej. Przypatrywałem się chwile jak słodko pochrapuje i po chwili ruszyłem w końcu żeby zanieść ją na górę. Podszedłem do niej cicho i wziąłem ją na ręce, sprawiając tym samym, że pilot który trzymała w dłoni upadł na podłogę i narobił niepotrzebnego hałasu. Zrobiłem minę męczennika licząc na to, że moja narzeczona zaraz się obudzi, jednak ona tylko wtuliła się we mnie mrucząc coś niezrozumiale.Wyszczerzyłem się sam do siebie i ruszyłem z moją przyszłą żoną na rękach w stronę naszej sypialni. Położyłem ja w łóżku i przykryłem kołdrą, po czym wyszedłem z pokoju. Zszedłem na dół i posprzątałem bałagan, który narobiła moja narzeczona. Ogarnąłem też trochę w kuchni, pomyłem gary i takie tam inne pierdoły. Swoją drogą to musimy zainwestować w zmywarkę. Kiedy już uporałem się z tymi wszystkimi czynnościami przeszedłem z powrotem do salonu, wyłożyłem się na kanapie i włączyłem telewizor. Skakałem po kanałach, bo nic ciekawego nie było, aż zostawiłem na jakimś plotkarskim gównie i poszedłem do kuchni wziąć sobie piwo. Wróciłem i znowu położyłem się na kanapie. Patrzyłem chwilę jak Brad Pitt idzie sobie po czerwonym dywanie, potem na komentarze prezenterki i tak dalej. Ale to co zobaczyłem później wytrąciło mnie z równowagi. I znowu, kurwa, to samo!

Dzisiaj, przed redakcją LA Times zdążyliśmy złapać pannę Swan, jednak ta nie chciała nam udzielić żadnych odpowiedzi. Uparcie szła w stronę swojego samochodu, nie odzywając się do nas ani słowem. Może to i dobrze, jednak w tym momencie całe Stany, a nawet śmiem twierdzić, że cały Świat  zastanawia się czy między panią Swan, a panem Cullen rzeczywiście dzieje się coś poważnego, czy po prostu pani Swan jest kolejną zabawką sławnego aktora. 

Dalej nie słuchałem, bo gadali tylko same bzdury. No zaraz mnie tutaj chyba kurwica weźmie. Pokazali materiał jak moja Bella idzie, słychać mnóstwo pytań a ona po prostu wsiada do samochodu i odjeżdża. Kurwa mać. Muszę w końcu raz na zawsze to zakończyć. Chcąc się uspokoić, wyłączyłem telewizor, pogasiłem światła i poszedłem na górę. Położyłem się obok Belli i patrzyłem jak śpi. Nie powinna w ogóle tego przechodzić. Nie zasługuje na to, żeby być dręczoną przez te hieny. Nie pozwolę im zniszczyć jej psychiki. Nie pozwolę, aby po raz kolejny ktoś spierdolił mi życie. 

~Dwa tygodnie później~


Zapach kwiatów otępiał mnie już od dobrych kilku godzin. Nie potrafiłem się skupić, byłem zdenerwowany i jednocześnie podekscytowany. A to była bardzo zła chwila na nieskupienie, rozkojarzenie czy zdenerwowanie. Bo niby czym miałem się denerwować? Tym, że moja ukochana nagle zmieni zdanie i ucieknie sprzed ołtarza? Dzisiaj od rana ta myśl chodzi mi po głowie i za cholerę nie potrafię się jej pozbyć. Nie potrafiłem wyjaśnić, ani bratu, ani ojcu czemu się tak denerwuję. Kocham Bellę, a ona kocha mnie. I kocham też nasze dziecko. Ja nawet sam sobie nie potrafię wyjaśnić, czemu mam takiego cykora. Uspokajałem się myślą, że już za chwilę Bella będzie moja. Że już za chwilę powiemy sobie "tak". Jeszcze tylko ona musi przejść po tym dywanie. Nasza ceremonia ślubna również odbywała się w domu moich rodziców, a dokładnie w ich ogromnym ogrodzie. Na prawdę ogromnym, bo rodzice posiadają aż 7ha ziemi. Nie wiem co oni z tym robią, ale najwyraźniej im to potrzebne. Wracając, Bellę do ślubu będzie prowadził ojciec Alice ze względów oczywistych. Na ślub zaprosiłem również szefa Tribune Company, tym samym szefa Belli, nie tylko ze względu na nią, ale ze względu na to, że jest wieloletnim przyjacielem mojego ojca. Ceremonię miał poprowadzić pastor Brown. Bardzo miły człowiek z okolicy, pamiętam go jeszcze za czasów jak byłem dzieciakiem. 
- Edwardzie, opamiętaj się. - Z zamyśleń wyrwał mnie głos brata, który stał po mojej prawej stronie, jako drużba. 
- Ale co?
- Cały dygoczesz. - Zwrócił mi uwagę. Natychmiast stanąłem na baczność i pilnowałem, aby moje ciało nie wykonywało żadnych niezrozumiałych odruchów. Po chwili, która wydawała się być wiecznością, muzyk zaczął w końcu grać marsz weselny. Kilka chwil później w moja stronę zmierzała pani mego serca. Ubrana na biało, nie z przesadą, ale też nie bardzo skromnie, wyższa niż zwykle i jeszcze piękniejsza niż zazwyczaj. Nie mogłem się nie uśmiechnąć. I kto by pomyślał? Ja Edward Cullen żenię się. Pół roku temu wprost nie do wyobrażenia. Gdyby ktoś mi powiedział, że kiedykolwiek będę miał żonę wyśmiałbym go jak nic. A tutaj co? Kobieta, która zaraz zostanie moją żoną, kroczy właśnie z gracja po białym dywanie, mało tego! W łonie nosi nasze dziecko. Kiedy Bella razem z panem Brandon'em dotarła do mnie, ucałowała go w dwa policzki i ujęła moją rękę. Powtarzała słowa przysięgi, potem przyszedł czas na mnie, jednak muszę przyznać, że większości nie słuchałem, tak byłem zaabsorbowany moją ukochaną. Dopiero pod koniec ceremonii...
- Czy ty, Isabello Marie Swan bierzesz sobie tego tu Edwarda Cullena za męża? - Słowa pastora dały mi do zrozumienia, że teraz muszę uważać. Bella spojrzała na mnie i uśmiechając się delikatnie, ze łzami w oczach wyszeptała odpowiedź:
- Tak. - Pastor zaraz po tym powtórzył słowa zwrócone wcześniej do Belli mówiąc do mnie i czekał na odpowiedź.
- Tak. - Odpowiedziałem. Jasper z bananem na twarzy podał mi obrączki. Najpierw ja założyłem obrączkę Belli później ona założyła obrączkę na mój palec. 
- Wobec tego ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować wybrankę swego serca.- Zwrócił się do mnie pastor. W jednej chwili wszystko zniknęło. Nie było innych. Byliśmy tylko we dwoje. Chwyciłem jej twarz w dłonie i złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach. I rozległy się brawa. Potem obsypano nas ryżem, złożono życzenia i zaczęło się wesele. Kilkadziesiąt minut później kiwałem się z Bellą w rytm wolnej muzyki. 
- Kocham cię, wiesz Bello....I cieszę się, że cie spotkałem. - Uniosła głowę z mojego ramienia i uśmiechnęła się delikatnie.
- Ja też cie kocham Edwardzie. - Odpowiedziała całując mnie lekko w podbródek. 
- Wiesz... cały czas uważam, że nie zasługuję na to wszystko. Na ciebie, na nasze dziecko. - Bella spojrzała na mnie jakby miał coś z twarzą.
- Jesteś wspaniały Edwardzie. I na pewno będziesz wspaniałym mężem i ojcem także. - Spojrzałem na nią sceptycznie.
- Nie wiesz tego na 100 procent. - Powiedziałem z goryczą. To, ze mógłbym być taki jak kiedyś dla Belli i naszego dziecka budziło we mnie strach i obrzydzenie do samego siebie. Uśmiechnęła się z wyższością, ale i miłością w oczach.
- Wiem Edwardzie. Zmieniłeś się. Nie jesteś taki jak byłeś. Tylko potrzebowałeś kogoś kto wskaże ci drogę... no i kopnie w dupę. - Uśmiechnąłem się do niej. 
- Chyba masz rację kochanie. 
- Ja zawsze mam racje, Edwardzie. A wiesz czemu? - Pokręciłem głową na "nie".
- Bo znam cie jak nikt inny i kocham cie ponad życie. - Ucałowałem lekko jej usta.
- Ja ciebie też, Bello. Ja ciebie też...

_______________________________
_____________________

Witajcie!
Wiem...wiem...wiem....
Możecie mnie ukamieniować...przepraszam, że rozdział jest tak późno.
Na początku nie miałam weny, potem nie miałam czasu...
Wiecie zakończenie roku i wgl...
Nie wyrabiam po prostu.
No w każdym razie mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał.
Jak dla mnie do dupy no, ale...
Pfff.... nie wiem. Opinie zostawiam Wam.
Jeszcze dwie sprawy.
Mianowicie, założyłam nowego bloga. Nie jest on związany ze Zmierzchem, ale myślę, że wszystkim którzy kochają fantastykę, powinien się spodobać.  
Adres będzie podany niżej.
Druga sprawa jest taka, że chciałam polecić bloga.
Mimo tego, że jest na nim dopiero jedna notka, widać że autorka ma potencjał.
Blog jest o dziewczynie, która dołącza do Cullenów.
Reszty dowiecie się czytając.
A ja się żegnam.
Gorące całusy dla Was wszystkich :*:*:*
I niech moc będzie z Wami!
Przyda się ta moc nam wszystkim pod koniec roku -,-
Dobra nie ględzę.
Całuję :*:*:*
Misia 


Zgodnie z obietnicą dwa blogi:
http://scarlet-brotherhood-of-death.blogspot.com/
http://xiana-cullen.blog.pl/

niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 37 "To twoja robota...!"

Obudziłam się przytulona do...Alice. Do mojej...Alice?! Odkleiłam się od przyjaciółki i rozejrzałam po pokoju. Byłam w sypialni Ally i Jazza, spałam tu. Ej, czekaj. Co ja robię w ich mieszkaniu? Kurczę, no przecież wracałam z Edwardem do domu, do LA od jego rodziców i zasnęłam. Tak to na pewno. Stało się coś, że nie jesteśmy u siebie? Może coś z Edwardem?! Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona i zbiegłam do salonu. Jasper spał na fotelu z pilotem w ręku. Poczułam uścisk w gardle, gdzie Edward?! Podeszłam bliżej i odetchnęłam. Edward spał na kanapie i wyglądało to uroczo. Nogi mu zwisały, a jego włosy rozwalone byłu we wszystkie strony świata. Usiadłam koło narzeczonego i pogłaskałam go po policzku, uśmiechnął się. Ha, czyli już nie śpi.
-Witam...-zamruczał zaspany, otworzył oczy i przetarł twarz dłonią. Pogłaskałam go po policzku, a potem przeczesałam jego włosy.
-Cześć...-odpowiedziałam. Mój facet usiadł i przyciągnął mnie na swoje kolana. Uderzył we mnie oszałamiający zapach mojego mężczyzny, mm to mogły by być moje własne perfumy.
-Czemu nie jesteśmy u siebie...? - zadarłam głowę do góry i spojrzałam mu w twarz. Edward cmoknął mnie w usta.
-Nasz dom był oblężony...-mruknął ponuro
-Paparazzi? - zapytałam, a on pokiwał twierdząco głową. Wywróciłam oczami i położyłam głowę na jego ramieniu. Pocałował mnie w czoło.
-A ja pamiętam jak to ja ciebie tak nachodziłam...-zachichotałam
-A ja pamiętam jak to się pierwszy raz spotkaliśmy...-powiedział wesoło. Spojrzałam na niego groźne, zmrużyłam oczy.
-To ty spowodowałeś ten wypadek...
-Oj, już tam wypadek...-sapnął Edward. Uniosłam brew w geście zdziwienia.
-Stłuczka mała! - wytłumaczył. Prychnęłam i moja głowa znów wynajęła sobie jego ramię jako prywatną poduszkę. Wtuliłam twarz w jego zagłębienie szyi i zaczęłam składać tam czułe pocałunki, od czasu do czasu polizałam jego skórę. Edward odchylił głowę w bok i zamruczał z aprobatą. Przygryzłam lekko jego skórę, a on syknął. Jego dłoń wślizgnęła się pod moją koszulę, na plecy. Zaczął je masować.
-Idźcie do gościnnego...-usłyszałam rozbawiony głos Jaspera. Osz, cholera! Zapomniałam o tym, że on tu w ogóle był, ale ej...! Spędziłam noc bez Edwarda, to straszne! Oderwałam się od mojego przyszłego męża i spojrzałam na fotel. O dziwo, siedział na nim Jasper, a na kolanach Jazza siedziała Alice. Kiedy on tu...? Chyba się zatraciłam. Alice widząc moją minę zachichotała.
-To nie śmieszne! - wydęłam dolną wargę. Edward ją pocałował. Mruknęłam i uśmiechnęłam się do niego.
-Darmowe porno zawsze jest śmieszne, szczególnie w wykonaniu mojego brata i jego przyszłej, ciężarnej żony...-nadal się śmiał. Dupek, oni to mają rodzinne, chyba. Alice walnęła Jazza w tył głowy.
-Za co to...? - blondyn potarł miejsce, w które został uderzony.
-Za miłość do ojczyzny i chęć do życia...-prychnęła moja przyjaciółka. Edward szepnął mi do ucha "To będzie dobre..." i od razy zassał jego płatek, zadrżałam.
-A na poważnie...? - dopytywał Jazz.
-Za to, że wolisz poronosy ode mnie. Już ci się nie podobam? To co będzie jak będę gruba?! - wybuchła Alice. Spojrzałam na Jaspera, był spanikowany i nie wiedział co odpowiedzieć. Edward miał rację, to będzie dobre.
-Ale pączuszku, ty jesteś najpiękniejsza, to był tylko żart - bronił się mój szwagier, przyszły.
-Porównujesz mnie do pączka?! - krzyknęła Alice i przyjrzała się Jazzowi. Wybuchła śmiechem i wtuliła się w swojego męża. - Bo...Boże Jasper...-mówiła między napadami śmiechu - Żebyś ty widział swoją minę...-nie mogła się uspokoić.
-Ja też będę musiał przez to przechodzić...? - usłyszałam przestraszony szept Edwarda, zerknęłam na niego i pocałowałam go lekko.
-Przetrwasz...

~*~

Zaparkowaliśmy pod naszym domem. Edward zaczął się rozglądać, ja też. Wydaje się, że nikogo nie ma, ale kto tam wie gdzie oni się mogą czaić? Sama kiedyś napastowałam tak Edwarda, jeśli mają taką szefową lub szefa jak ja miałam zrobią wszystko aby nie stracić posady. 
-Chyba czysto...Ale czekaj wyjdę pierwszy...-Edward wysiał, okrążył auto. Rozejrzał się jeszcze. Przeczesał włosy i zdecydowanym ruchem otworzył drzwi. Chwycił mnie za rękę, szybko wyszłam z auta. Edward objął mnie ramieniem i chyba po prostu na wszelki wypadek zasłonił mnie sobą na ile to było możliwe. Poszliśmy do drzwi, Edward już miał klucze w ręce, otworzył je i wpuścił mnie pierwszą do środka. 
-Raczej nikogo nie było...-mruknęłam. Usiadłam na puchowym fotelu w przedpokoju. Lubiłam go, był fajny. I koniec kropka. Zrzuciłam z siebie buty, nawet ich nie odwiązałam, po prostu je skopałam z siebie.
-Zmęczona...? - Edward kucnął przede mną i chwycił moje ręce w swoje.
-Tak troszkę...-uśmiechnęłam się i pochyliłam aby pocałować Edwarda. Mój mężczyzna od razu odwzajemnił pieszczotę. Wtopiłam palce w jego włosy i pociągnęłam za nie lekko. Usłyszałam jego pomruk, był zadowolony, czyli ja też byłam zadowolona, z siebie. Wiecie...Reakcja wiązana, mu jest dobrze to i mi jest dobrze.
-Masaż...? - zapytał mój narzeczony.
-W wannie...-dodałam
-We dwoje...-podłapał
-Teraz! - zamruczałam
-Już! - poderwał się z miejsca
-Szybko! - złapałam go za rękę, a on podciągnął mnie do siebie, podniósł i pobiegł ze mną do łazienki. Nalał wody. Rozebrał siebie. Rozebrał mnie. Ja nawet nie wiedziałam, że on ma takie szybkie ruchy, działał na maksymalnych obrotach.
Wsiadłam do wanny pierwsza, a Edward zajął miejsce za mną. Oparłam się plecami o jego tors, a on objął mnie ramionami i położył dłonie na moim brzuchu. Uśmiechnęłam się lekko na ten gest. Położyłam głowę na jego ramieniu tak aby móc swobodnie go całować. Jego jedna dłoń z mojego brzucha ześlizgnęła się na wewnętrzną stronę ud. Zaczął delikatnie je masować. Zamruczałam na to uczucie, jego ręce są naprawdę magiczne. I tylko na moje zawołanie. Mmm, nie narzekam, wręcz przeciwnie.
Powiem wam jedno. Ta kąpiel była bardzo relaksująca.
I długa też.

~*~

Siedziałam w pracy i przeglądałam artykuły. Wybierałam te, które nadają się do pisma. Pani redaktor naczelna. Hmm, wiecie, czasami mam takie jakby wyrzuty sumienie, że nie doszłam do tego stanowiska sama, ze względu na umiejętności. No bo nie oszukujmy się, gdyby nie Edward Cullen, mój narzeczony, nigdy nie miałabym tej pracy. 
Z drugiej strony mój szef jest ze mnie bardzo zadowolony i mówi, że z nieba mu spadłam. Więc nadaję się tu. Stanowczo za dużo myślę, bo i tak nic logicznego z tego nie wynika. 
Przeczytałam ostatni artykuł i go zatwierdziłam. Był dobry, nawet bardzo. Zapisałam wszystkie dokumenty, zamknęłam programy, dokończyłam pisać swój reportaż i wyłączyłam komputer. Posprzątałam wszystkie ważne papiery i je pochowałam. No i na dziś skończone. Zerknęłam jeszcze raz na swoje biuro, czy aby niczego nie zapomniałam. Wszystko było okej. Uśmiechnęłam się lekko. Zarzuciłam na siebie przewiewną marynarkę z rękawami 3/4. Mogłam już spokojnie wracać do domu, zrobić obiad, czekać na Edwarda. 
No, ale jednak nie było tak jak zawsze. Przed budyniem stało grono reporterów. Przez chwilę zastanawiałam się co takiego się stało, coś mnie ominęło, o czymś nie wiem? Błędne były moje przepuszczenia. Oni czekali na mnie. Okrążyli mnie z tymi kamerami, aparatami, blaskiem fleszy. Kurwa, jak na, jebanym, czerwonym dywanie, ale...Bez dywanu. 
-Co panią łączy z Edwardem Cullenem?!
-Czy plotki o waszym ślubie są prawdziwe?!
-Dlaczego pani go najpierw oczerniała?!
-Łączy Was prawdziwa miłość?! - nie, kurwa, sztuczna, pomyślałam. 
-Zdobyła pani karierę przez łóżko?! - ałć, to pytanie zabolało. Co za tupet! Nie odpowiedziałam na żadne zadane pytanie. To chyba logiczne. Szybkim krokiem ruszyłam do swojego auta i odjechałam. Kurwa, co za hieny. Ale nie to mnie teraz trapi. Ciekawi mnie co Edward zrobi, jeśli się o tym dowie, ja mu nie powiem, ale skądś na pewno się dowie. 
Zatrzymałam się pod domem, rozglądnęłam się. Tu nikogo nie było. Na szczęście. Spokojnie wyszłam z samochodu i poszłam do domu. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Włączyłam telewizję, a co w tym pudle? W tym pudle ja z dzisiejszego zdarzenia. 
Ups, coś mi się wydaje, że mój narzeczony was rozniesie. 

________________________________

Hej, wiem, wiem...
Rozdział jest do dupy i krótki. Wybaczcie mi za to. 
Mam nadzieję, że chociaż trochę wam się, moje kochane, spodoba. :)
Okej, czekamy na to co wymyśli nasza Lady A. <3
Jakby jeszcze ktoś nie wiedział to założyłam nowego bloga. 

Pozdrawiam, Wampirek. 

piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział 36 "Ale ja to wiem na pewno!"


Zatkało mnie. Spojrzałem na Bells z niedowierzaniem. Jak to możliwe? Przecież.... zabezpieczaliśmy się. Oparłem się o kanapę i odetchnąłem głęboko. Miałem zostać ojcem? To nie tak miało być...
- Edwardzie, proszę powiedz coś. - Bella patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem. Widziałem w jej oczach strach. Bała się tego, że nie będę chciał jej z dzieckiem. Spojrzałem na moją przyszłą żonę. Wzrok spuściła na swoje palce, którymi nerwowo się bawiła. Tak bardzo ją kocham. I kocham też tego szkraba, którego razem stworzyliśmy. To dziecko jest nasze, jest pierwszym naszym wspólnym dziełem. I to jest cudowne. Chwyciłem Bells pod brodę i przyciągnąłem jej usta do swoich.
- Kochanie... co prawda nie tak miało być, ale już kocham tego naszego małego robaczka. Tak samo mocno jak ciebie. - Powiedziałem kiedy skończyliśmy pocałunek. Bella miała łzy w oczach. Przytuliła się do mnie mocno.
- Tak bardzo cię kocham Edwardzie. Dziękuję. - Odchyliłem ją od siebie na odległość łokcia.
- Za co mi dziękujesz, królewno?
- Za to że jesteś i za to że mnie kochasz. - Uśmiechnąłem się do niej, tym uśmiechem który był zarezerwowany tylko dla niej.
- To ja ci dziękuje kochanie. Za to że mnie uratowałaś. I za to, że jesteś tutaj, kochasz mnie mimo tego, że kiedyś byłem takim skurwysynem i za to, że za niedługo urodzisz nasze dziecko. - Uśmiechnęła się do mnie szeroko, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Przytuliła się do mnie mocno, a ja ucałowałem moją królewnę w czoło. I tak usnęliśmy, na kanapie wśród popcornu z włączonym telewizorem, przytuleni do siebie, najszczęśliwsi ludzie na ziemi. 

******

- Ale Edwardzie, przecież nie wiesz czy to będzie dziewczynka....- Bella próbowała mnie zniechęcić tym tekstem już od kilku godzin. Po tym jak dowiedziałem się, że zostanę ojcem przyszło mi na myśl, że przecież 9 miesięcy to bardzo mało czasu i musimy się już teraz zabrać za robienie zakupów. Wiem, myślę jak baba, ale teraz tylko to jest dla mnie najważniejsze aby moje dwie księżniczki czuły się w naszym domu jak w niebie. 
- Bells nie marudź tylko ubieraj buty. - Spojrzała na mnie z mordem w oczach. No tak.... facet nie może jej rozkazywać. Ale z tą miną i to w dodatku siedząc na ślicznej mięciutkiej pufce w naszym holu wyglądała na prawdę zabawnie. Jednak wiedziałem, że jeżeli się zaśmieję mogę stracić którąś z części ciała, więc wolałem się nie odzywać i powstrzymywałem śmiech. 
- Edwardzie, ale na prawdę nie wiemy czy to będzie dziewczynka. - A ta znowu swoje! No normalnie kurwicy idzie dostać. Ukucnąłem przy niej, kiedy skończyła ubierać drugiego buta. 
- Kochanie, wiesz który raz powtórzyłaś przed chwilą ten tekst? - Pokręciła głowa na "nie" i patrzyła na mnie w skupieniu.
- 2254 raz. A ja faceta nie chcę, tylko chcę następną królewnę. - Bells się zezłościła.
- Edwardzie, to nie koncert życzeń, do jasnej cholery! - Spojrzałem na nią i pogłaskałem po policzku. Uspokoiła się. 
- No dobrze, to skoro nie jedziemy nic kupować, to może chociaż pojedziemy pooglądać? - Zapytałem  pokojowo z obawy, że zaraz mi przyłoży, jeżeli nie zmienię podejścia. Uśmiechnęła się.
- Dobrze. Tak będzie najlepiej. - Podniosłem się jednocześnie chwytając Bellę za rękę. 
- Pojedziemy dzisiaj do rodziców i im powiemy? - Bella posmutniała. 
- Tak jasne, czemu nie. - Przyjrzałem się jej uważnie. 
- Bello, co się dzieje? - Po jej policzku spłynęła łza. Bez zastanowienie ją przytuliłem i znowu usiedliśmy na tej cholernej śmiesznej pufce!
- No bo widzisz... teraz mam ciebie, twoich rodziców, jest Alice, chociaż ona to od zawsze była, no i Jasper i teraz jeszcze ta nasza mała Fasolka. Nigdy nie przypuszczałam, że po tak okropnej młodości, po tak spieprzonym dzieciństwie życie zrobi mi taką piękną niespodziankę. - Teraz to już szlochała w moją koszulę.
- Ej.. skarbie nie płacz. Zasłużyłaś na to. - Spojrzała na mnie, ale dopiero po chwili się odezwała.
- Moja matka nigdy mnie nie chciała, ojca to ja nawet nie znam. Wiesz jak było mi ciężko. Byłam pozostawiona samopas. Przez całą młodość, całe dzieciństwo. Potem Alice się mną zajęła. Ona i jej rodzice. Jest dla mnie jak siostra, bo tak naprawdę to wychowałyśmy się praktycznie razem. Zawsze była dla mnie kimś ważnym. A jej rodzice zastępowali mi moich. I... po prostu uważam, że nie zasługuję na to wszystko....- Zakończyła swoją wypowiedź, a po jej policzku spłynęła jeszcze jedna łza.
- Bello... powiem tak : miałaś bardzo trudne dzieciństwo, twoja matka... nie będę się o niej wypowiadać bo musiałbym użyć całej masy przekleństw. Jeżeli chodzi o twojego ojca.... był skurwysynem i dupkiem skoro nawet się tobą nie przejął. I ty absolutnie zasługujesz na to wszystko, właśnie dlatego, że tak wiele przeszłaś. To ja jestem wdzięczny Alice, że cię tutaj zaciągnęła, że się poznaliśmy. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą. Ty i nasza malutka Fasolka. - Znowu z jej oczy popłynęły łzy. Kołysałem ją chwilę, aż się nie uspokoiła. 
- Bardzo cię kocham Edwardzie. - Uśmiechnąłem się. 
- Ja ciebie też Bello. Najmocniej na świecie. - Jeszcze kilka chwil tak siedzieliśmy.
- To idziemy na te zakupy czy nie? Chociaż jest już późno, mój przyszły mężu... - Powiedziała Bella i wstała z moich kolan. 
- Chodzimy. Pooglądamy trochę, pojedziemy do Alice i Jaspera. Posiedzimy trochę, pogadamy. A jutro pojedziemy do moich rodziców, co ty na to? - Bells uśmiechnęła się do mnie, ocierając łzy. 
- Jasne. Świetny plan. Ale daj mi pięć minut, bo nie pojadę z tobą nigdzie taka zaryczana. - Powiedziała i zniknęła w łazience.
- Czekam w samochodzie! - Krzyknąłem i wyszedłem z domu. 

******

Nazajutrz pojechaliśmy do moich rodziców i obwieściliśmy im, że zostaną dziadkami. Niebywale się ucieszyli, szczególnie, że Bells i Alice zaciążyły prawie w tym samym czasie. Moja mama była wręcz wniebowzięta słysząc, że będzie miała jeszcze jednego wnuka lub wnuczkę. Przyszła babcia postanowiła, że wszyscy zostaniemy na obiedzie, ponieważ Alice i Jasper również przyjechali do rodziców. Dziewczyny i moja mama wprost nie mogły się nagadać o tym jakie to śpioszki, a jakie to i tamto....Ja pieprzę jak tak dalej pójdzie to ja przez te 9 miesięcy zwariuję. Po obiedzie usiedliśmy sobie wszyscy w salonie, w tle leciał telewizor i rozmawialiśmy. W pewnej chwili usłyszałem swoje nazwisko w tym magicznym pudle i uciszyłem wszystkich jednocześnie podgłaśniając telewizor. Prezenterka telewizyjna stała przed redakcją LA Times, a jej reportaż brzmiał mniej więcej tak :

Do niedawna, sławny aktor i celebryta - Edward Cullen - był wiecznym hulaką i kobieciarzem. Widywany prawie co wieczór w ekskluzywnych klubach i drogich hotelach z pięknymi kobietami, młody i przystojny aktor postanowił się ustatkować. Jak donosi jeden z współpracowników, pan Cullen oświadczył się redaktor naczelnej LA Times Isabelli Swan, teraz przyszłej pani Cullen. Na razie jednak żadna za stron - ani menadżer pana Cullen'a ani pracodawca pani Swan nie potwierdzili tych informacji. 
Jeżeli to prawda, serdecznie gratulujemy i życzmy szczęścia, jednak czy jest możliwe, aby wieczny imprezowicz i znany kobieciarz był w stanie być z tylko jedną kobietą? 
Dla CNN 
Rebekka Drawn

Gapiłem się w to pudło oniemiały. Skąd oni to do cholery kurwa jasnej wiedzą?!?!?!?!?! Wszyscy, cała moja rodzina gapili się w telewizor nie wiedząc co powiedzieć. Po raz pierwszy od dawna pieprzenie się wkurwiłem. Wstałem gwałtownie z kanapy, wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer do mojego menadżera - Jack'a Nickolson'a. Wszyscy przysłuchiwali się rozmowie i patrzyli na mnie gdy rozmawiałem. 
- Powiedz mi co to do cholery ma znaczyć?!... Nie... Miałeś tego dopilnować! Rozmawialiśmy o tym!.... Nie nie chcę żeby powtórzyła się sytuacja sprzed kilku miesięcy..... Ale do cholery to nie moja wina!.... Wiem, wiem.... Rozmawiałem z nim.... Dzięki Bogu, że jej nie wydał.... No ale kurwa mać, jak to się do mediów przedostało, ja się pytam?!?!?!?! .... Wiem, wiem.... No dobra.... jeżeli zapytają cię o ciążę czy o coś, nie potwierdzaj niczego. Mam dość tych hien. No dobra.... Świetnie, dzięki.... Tak widzimy się pojutrze.... Nie nie będę pracował w niedzielę!.... No dobra.... Cześć.- Rozłączyłem się trochę bardziej opanowany, niż przed rozmową. Wszyscy wgapiali się we mnie czekając co powiem. Westchnąłem. 
- Nie wiem, skąd te hieny o tym wiedziały, ale mam nadzieję, że teraz wszystko będzie już w porządku. - Powiedziałem do mojej rodziny, usiadłem obok Bells na kanapie i objąłem ją ramieniem, zachowując się tak jakby nic się nie stało. Reszta widząc moje zachowanie, również spuściła z tonu i nie przejęła się za bardzo sytuacją. Następna część dnia minęła w spokoju, na rozmowach i śmiechach. Około 7 wieczorem pożegnaliśmy się z rodzicami i ruszyliśmy do LA. Dziewczyny były zmęczone, a do Los Angeles z domu rodziców mieliśmy około 75 km. Bella w połowie drogi usnęła, a ja stanąłem na poboczu i się jej przypatrywałem. Kilka minut później okryłem ją kocem, który znalazłem w bagażniku i ruszyłem dalej. Około 8.30 wjechałem na 8th Avenu'e, a z niej na naszą ulicę z domkami jednorodzinnymi. W zasadzie z domkami jednorodzinnymi i naszą willą. Podjechałem pod dom i co, kurwa, widzę?! Masę tabloidów i paparazzich stojących przed moim domem i czekających, najwyraźniej na mnie. Nawet się nie zatrzymałem i pojechałem dalej, do domu Alice i Jasper'a. Po 20 minutach stałem przed ich drzwiami ze śpiącą Bellą na rekach. Mając na uwadze to, że Alice może spać, zapukałem kilka razy w drzwi. Po chwili otworzył mi Jasper i patrząc na mnie z niemałym zdziwieniem wpuścił mnie do środka. Położyłem Bells obok Alice, w sypialni mojego brata i szwagierki, po czym zszedłem na dół.
- Co się stało? - Zapytał mnie brat, kiedy usiedliśmy w kuchni.
- Przed naszym domem stoi multum tych hien. Chciałem jej tego oszczędzić. Naprawdę teraz żałuję, że jestem tak sławny. - Brat patrzył na mnie dziwnie. Znowu robił taką minę jak ojciec! 
-Edwardzie, powinieneś był się tego spodziewać. Chyba nie myślałeś, że będzie łatwo? - Westchnąłem.
- Nie łatwo nie, ale żeby aż tak trudno... Nie chcę żeby przez całe życie, każdy mój krok śledziły te hieny. Bella dostanie załamania nerwowego, a moja córka... - Brat spojrzał na mnie rozbawiony.
- Skąd wiesz, że to będzie córka?
- Bo wiem. Wiem to na pewno i koniec. - Jasper spojrzał na mnie ze zrozumieniem.
- Nie chcesz chłopaka, bo nie chcesz żeby był taki jak ty, mam rację? - Spojrzałem na niego i kiwnąłem głową na potwierdzenie.
- Jeżeli urodzi się córka, jest o wiele większa szansa, że wda się w Bells a nie we mnie. Zniosę te wszystkie dziwne rzeczy, które kobiety wyrabiają, jej pierwszego chłopaka, malowanie, staniki... ale nie zniósłbym tego, że ktoś mógłby być takim skurwysynem jakim ja byłem przez ostatnie 6 lat. - Brat spojrzał na mnie i kiwnął głową.
- Edwardzie nie martw się. Oboje mamy trudny orzech do zgryzienia. Chodź pokaże ci coś. - Wstaliśmy od stołu i ruszyliśmy do sypialni Alice. Moja przyszła żona i jej "siostra" przytulały się i spały słodko. Piękny widok. Obydwoje staliśmy w drzwiach i patrzeliśmy na nie jak urzeczeni.
- One są zaprogramowane na miłość. - Szepnął Jasper. - My musimy się tego nauczyć. Będą wspaniałymi matkami, ale my możemy wszystko spieprzyć, wiec musimy się bardzo postarać. - Spojrzałem na brata i kiwnąłem głową.
- Jasper, przypuszczam, że one nigdy nie pozwoliłyby nam być gównianymi ojcami. Odprawiłyby nas, dostalibyśmy kopa w dupę i do wiedzenia. - Jasper kiwnął głową i uśmiechnął się.
- Masz rację. Jesteśmy cholernymi szczęściarzami. - Powiedział, nadal podziwiając nasze dziewczyny.
- Tak... nie mamy prawa tego spieprzyć. - Powiedziałem przypatrując się jak klatka piersiowa Belli powoli wnosi się i opada przy spokojnym oddechu.
- Nie mamy prawa. - Powtórzyłem i uśmiechnąłem się sam do siebie. W tamtej chwili byłem najszczęśliwszym facetem na Ziemi.

_____________________________

Cześć Kochani!
Taka optymistyczna notka, mam nadzieję, że reakcja Edwarda Wam się podoba.
Przepraszam za literówki i inne niedociągnięcia.
Ogólnie uważam, że rozdział jest nawet niezły i jestem z siebie dumna.
Mam nadzieję, że długość rozdziału Wam odpowiada.
Teraz czekamy na twórczość Naszej Bells.
Przepraszam Kochana, ale nie potrafię się przyzwyczaić do Twojego nowego nick'u.
Za niedługo LIM się skończy... Bells musimy koniecznie ogarnąć jakiś nowy pomysł.
A ja mocno Was całuję i ściskam.
Do NN.
Lady A.