Zatkało mnie. Spojrzałem na
Bells z niedowierzaniem. Jak to możliwe? Przecież.... zabezpieczaliśmy się. Oparłem
się o kanapę i odetchnąłem głęboko. Miałem zostać ojcem? To nie tak miało być...
- Edwardzie, proszę powiedz
coś. - Bella patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem. Widziałem w jej oczach strach.
Bała się tego, że nie będę chciał jej z dzieckiem. Spojrzałem na moją przyszłą żonę.
Wzrok spuściła na swoje palce, którymi nerwowo się bawiła. Tak bardzo ją kocham.
I kocham też tego szkraba, którego razem stworzyliśmy. To dziecko jest nasze, jest pierwszym naszym wspólnym dziełem. I to jest cudowne.
Chwyciłem Bells pod brodę i przyciągnąłem jej usta do swoich.
- Kochanie... co prawda nie
tak miało być, ale już kocham tego naszego małego robaczka. Tak samo mocno jak ciebie.
- Powiedziałem kiedy skończyliśmy pocałunek. Bella miała łzy w oczach. Przytuliła
się do mnie mocno.
- Tak bardzo cię kocham Edwardzie.
Dziękuję. - Odchyliłem ją od siebie na odległość łokcia.
- Za co mi dziękujesz, królewno?
- Za to że jesteś i za to
że mnie kochasz. - Uśmiechnąłem się do niej, tym uśmiechem który był zarezerwowany
tylko dla niej.
- To ja ci dziękuje kochanie.
Za to że mnie uratowałaś. I za to, że jesteś tutaj, kochasz mnie mimo tego, że kiedyś
byłem takim skurwysynem i za to, że za niedługo urodzisz nasze dziecko. - Uśmiechnęła
się do mnie szeroko, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Przytuliła się do
mnie mocno, a ja ucałowałem moją królewnę w czoło. I tak usnęliśmy, na kanapie wśród
popcornu z włączonym telewizorem, przytuleni do siebie, najszczęśliwsi ludzie na
ziemi.
******
- Ale Edwardzie, przecież nie wiesz czy to będzie dziewczynka....- Bella próbowała mnie zniechęcić tym tekstem już od kilku godzin. Po tym jak dowiedziałem się, że zostanę ojcem przyszło mi na myśl, że przecież 9 miesięcy to bardzo mało czasu i musimy się już teraz zabrać za robienie zakupów. Wiem, myślę jak baba, ale teraz tylko to jest dla mnie najważniejsze aby moje dwie księżniczki czuły się w naszym domu jak w niebie.
- Bells nie marudź tylko ubieraj buty. - Spojrzała na mnie z mordem w oczach. No tak.... facet nie może jej rozkazywać. Ale z tą miną i to w dodatku siedząc na ślicznej mięciutkiej pufce w naszym holu wyglądała na prawdę zabawnie. Jednak wiedziałem, że jeżeli się zaśmieję mogę stracić którąś z części ciała, więc wolałem się nie odzywać i powstrzymywałem śmiech.
- Edwardzie, ale na prawdę nie wiemy czy to będzie dziewczynka. - A ta znowu swoje! No normalnie kurwicy idzie dostać. Ukucnąłem przy niej, kiedy skończyła ubierać drugiego buta.
- Kochanie, wiesz który raz powtórzyłaś przed chwilą ten tekst? - Pokręciła głowa na "nie" i patrzyła na mnie w skupieniu.
- 2254 raz. A ja faceta nie chcę, tylko chcę następną królewnę. - Bells się zezłościła.
- Edwardzie, to nie koncert życzeń, do jasnej cholery! - Spojrzałem na nią i pogłaskałem po policzku. Uspokoiła się.
- No dobrze, to skoro nie jedziemy nic kupować, to może chociaż pojedziemy pooglądać? - Zapytałem pokojowo z obawy, że zaraz mi przyłoży, jeżeli nie zmienię podejścia. Uśmiechnęła się.
- Dobrze. Tak będzie najlepiej. - Podniosłem się jednocześnie chwytając Bellę za rękę.
- Pojedziemy dzisiaj do rodziców i im powiemy? - Bella posmutniała.
- Tak jasne, czemu nie. - Przyjrzałem się jej uważnie.
- Bello, co się dzieje? - Po jej policzku spłynęła łza. Bez zastanowienie ją przytuliłem i znowu usiedliśmy na tej cholernej śmiesznej pufce!
- No bo widzisz... teraz mam ciebie, twoich rodziców, jest Alice, chociaż ona to od zawsze była, no i Jasper i teraz jeszcze ta nasza mała Fasolka. Nigdy nie przypuszczałam, że po tak okropnej młodości, po tak spieprzonym dzieciństwie życie zrobi mi taką piękną niespodziankę. - Teraz to już szlochała w moją koszulę.
- Ej.. skarbie nie płacz. Zasłużyłaś na to. - Spojrzała na mnie, ale dopiero po chwili się odezwała.
- Moja matka nigdy mnie nie chciała, ojca to ja nawet nie znam. Wiesz jak było mi ciężko. Byłam pozostawiona samopas. Przez całą młodość, całe dzieciństwo. Potem Alice się mną zajęła. Ona i jej rodzice. Jest dla mnie jak siostra, bo tak naprawdę to wychowałyśmy się praktycznie razem. Zawsze była dla mnie kimś ważnym. A jej rodzice zastępowali mi moich. I... po prostu uważam, że nie zasługuję na to wszystko....- Zakończyła swoją wypowiedź, a po jej policzku spłynęła jeszcze jedna łza.
- Bello... powiem tak : miałaś bardzo trudne dzieciństwo, twoja matka... nie będę się o niej wypowiadać bo musiałbym użyć całej masy przekleństw. Jeżeli chodzi o twojego ojca.... był skurwysynem i dupkiem skoro nawet się tobą nie przejął. I ty absolutnie zasługujesz na to wszystko, właśnie dlatego, że tak wiele przeszłaś. To ja jestem wdzięczny Alice, że cię tutaj zaciągnęła, że się poznaliśmy. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą. Ty i nasza malutka Fasolka. - Znowu z jej oczy popłynęły łzy. Kołysałem ją chwilę, aż się nie uspokoiła.
- Bardzo cię kocham Edwardzie. - Uśmiechnąłem się.
- Ja ciebie też Bello. Najmocniej na świecie. - Jeszcze kilka chwil tak siedzieliśmy.
- To idziemy na te zakupy czy nie? Chociaż jest już późno, mój przyszły mężu... - Powiedziała Bella i wstała z moich kolan.
- Chodzimy. Pooglądamy trochę, pojedziemy do Alice i Jaspera. Posiedzimy trochę, pogadamy. A jutro pojedziemy do moich rodziców, co ty na to? - Bells uśmiechnęła się do mnie, ocierając łzy.
- Jasne. Świetny plan. Ale daj mi pięć minut, bo nie pojadę z tobą nigdzie taka zaryczana. - Powiedziała i zniknęła w łazience.
- Czekam w samochodzie! - Krzyknąłem i wyszedłem z domu.
******
Nazajutrz pojechaliśmy do moich rodziców i obwieściliśmy im, że zostaną dziadkami. Niebywale się ucieszyli, szczególnie, że Bells i Alice zaciążyły prawie w tym samym czasie. Moja mama była wręcz wniebowzięta słysząc, że będzie miała jeszcze jednego wnuka lub wnuczkę. Przyszła babcia postanowiła, że wszyscy zostaniemy na obiedzie, ponieważ Alice i Jasper również przyjechali do rodziców. Dziewczyny i moja mama wprost nie mogły się nagadać o tym jakie to śpioszki, a jakie to i tamto....Ja pieprzę jak tak dalej pójdzie to ja przez te 9 miesięcy zwariuję. Po obiedzie usiedliśmy sobie wszyscy w salonie, w tle leciał telewizor i rozmawialiśmy. W pewnej chwili usłyszałem swoje nazwisko w tym magicznym pudle i uciszyłem wszystkich jednocześnie podgłaśniając telewizor. Prezenterka telewizyjna stała przed redakcją LA Times, a jej reportaż brzmiał mniej więcej tak :
Do niedawna, sławny aktor i celebryta - Edward Cullen - był wiecznym hulaką i kobieciarzem. Widywany prawie co wieczór w ekskluzywnych klubach i drogich hotelach z pięknymi kobietami, młody i przystojny aktor postanowił się ustatkować. Jak donosi jeden z współpracowników, pan Cullen oświadczył się redaktor naczelnej LA Times Isabelli Swan, teraz przyszłej pani Cullen. Na razie jednak żadna za stron - ani menadżer pana Cullen'a ani pracodawca pani Swan nie potwierdzili tych informacji.
Jeżeli to prawda, serdecznie gratulujemy i życzmy szczęścia, jednak czy jest możliwe, aby wieczny imprezowicz i znany kobieciarz był w stanie być z tylko jedną kobietą?
Dla CNN
Rebekka Drawn
Gapiłem się w to pudło oniemiały. Skąd oni to do cholery kurwa jasnej wiedzą?!?!?!?!?! Wszyscy, cała moja rodzina gapili się w telewizor nie wiedząc co powiedzieć. Po raz pierwszy od dawna pieprzenie się wkurwiłem. Wstałem gwałtownie z kanapy, wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer do mojego menadżera - Jack'a Nickolson'a. Wszyscy przysłuchiwali się rozmowie i patrzyli na mnie gdy rozmawiałem.
- Powiedz mi co to do cholery ma znaczyć?!... Nie... Miałeś tego dopilnować! Rozmawialiśmy o tym!.... Nie nie chcę żeby powtórzyła się sytuacja sprzed kilku miesięcy..... Ale do cholery to nie moja wina!.... Wiem, wiem.... Rozmawiałem z nim.... Dzięki Bogu, że jej nie wydał.... No ale kurwa mać, jak to się do mediów przedostało, ja się pytam?!?!?!?! .... Wiem, wiem.... No dobra.... jeżeli zapytają cię o ciążę czy o coś, nie potwierdzaj niczego. Mam dość tych hien. No dobra.... Świetnie, dzięki.... Tak widzimy się pojutrze.... Nie nie będę pracował w niedzielę!.... No dobra.... Cześć.- Rozłączyłem się trochę bardziej opanowany, niż przed rozmową. Wszyscy wgapiali się we mnie czekając co powiem. Westchnąłem.
- Nie wiem, skąd te hieny o tym wiedziały, ale mam nadzieję, że teraz wszystko będzie już w porządku. - Powiedziałem do mojej rodziny, usiadłem obok Bells na kanapie i objąłem ją ramieniem, zachowując się tak jakby nic się nie stało. Reszta widząc moje zachowanie, również spuściła z tonu i nie przejęła się za bardzo sytuacją. Następna część dnia minęła w spokoju, na rozmowach i śmiechach. Około 7 wieczorem pożegnaliśmy się z rodzicami i ruszyliśmy do LA. Dziewczyny były zmęczone, a do Los Angeles z domu rodziców mieliśmy około 75 km. Bella w połowie drogi usnęła, a ja stanąłem na poboczu i się jej przypatrywałem. Kilka minut później okryłem ją kocem, który znalazłem w bagażniku i ruszyłem dalej. Około 8.30 wjechałem na 8th Avenu'e, a z niej na naszą ulicę z domkami jednorodzinnymi. W zasadzie z domkami jednorodzinnymi i naszą willą. Podjechałem pod dom i co, kurwa, widzę?! Masę tabloidów i paparazzich stojących przed moim domem i czekających, najwyraźniej na mnie. Nawet się nie zatrzymałem i pojechałem dalej, do domu Alice i Jasper'a. Po 20 minutach stałem przed ich drzwiami ze śpiącą Bellą na rekach. Mając na uwadze to, że Alice może spać, zapukałem kilka razy w drzwi. Po chwili otworzył mi Jasper i patrząc na mnie z niemałym zdziwieniem wpuścił mnie do środka. Położyłem Bells obok Alice, w sypialni mojego brata i szwagierki, po czym zszedłem na dół.
- Co się stało? - Zapytał mnie brat, kiedy usiedliśmy w kuchni.
- Przed naszym domem stoi multum tych hien. Chciałem jej tego oszczędzić. Naprawdę teraz żałuję, że jestem tak sławny. - Brat patrzył na mnie dziwnie. Znowu robił taką minę jak ojciec!
-Edwardzie, powinieneś był się tego spodziewać. Chyba nie myślałeś, że będzie łatwo? - Westchnąłem.
- Nie łatwo nie, ale żeby aż tak trudno... Nie chcę żeby przez całe życie, każdy mój krok śledziły te hieny. Bella dostanie załamania nerwowego, a moja córka... - Brat spojrzał na mnie rozbawiony.
- Skąd wiesz, że to będzie córka?
- Bo wiem. Wiem to na pewno i koniec. - Jasper spojrzał na mnie ze zrozumieniem.
- Nie chcesz chłopaka, bo nie chcesz żeby był taki jak ty, mam rację? - Spojrzałem na niego i kiwnąłem głową na potwierdzenie.
- Jeżeli urodzi się córka, jest o wiele większa szansa, że wda się w Bells a nie we mnie. Zniosę te wszystkie dziwne rzeczy, które kobiety wyrabiają, jej pierwszego chłopaka, malowanie, staniki... ale nie zniósłbym tego, że ktoś mógłby być takim skurwysynem jakim ja byłem przez ostatnie 6 lat. - Brat spojrzał na mnie i kiwnął głową.
- Edwardzie nie martw się. Oboje mamy trudny orzech do zgryzienia. Chodź pokaże ci coś. - Wstaliśmy od stołu i ruszyliśmy do sypialni Alice. Moja przyszła żona i jej "siostra" przytulały się i spały słodko. Piękny widok. Obydwoje staliśmy w drzwiach i patrzeliśmy na nie jak urzeczeni.
- One są zaprogramowane na miłość. - Szepnął Jasper. - My musimy się tego nauczyć. Będą wspaniałymi matkami, ale my możemy wszystko spieprzyć, wiec musimy się bardzo postarać. - Spojrzałem na brata i kiwnąłem głową.
- Jasper, przypuszczam, że one nigdy nie pozwoliłyby nam być gównianymi ojcami. Odprawiłyby nas, dostalibyśmy kopa w dupę i do wiedzenia. - Jasper kiwnął głową i uśmiechnął się.
- Masz rację. Jesteśmy cholernymi szczęściarzami. - Powiedział, nadal podziwiając nasze dziewczyny.
- Tak... nie mamy prawa tego spieprzyć. - Powiedziałem przypatrując się jak klatka piersiowa Belli powoli wnosi się i opada przy spokojnym oddechu.
- Nie mamy prawa. - Powtórzyłem i uśmiechnąłem się sam do siebie. W tamtej chwili byłem najszczęśliwszym facetem na Ziemi.
_____________________________
Cześć Kochani!
Taka optymistyczna notka, mam nadzieję, że reakcja Edwarda Wam się podoba.
Przepraszam za literówki i inne niedociągnięcia.
Ogólnie uważam, że rozdział jest nawet niezły i jestem z siebie dumna.
Mam nadzieję, że długość rozdziału Wam odpowiada.
Teraz czekamy na twórczość Naszej Bells.
Przepraszam Kochana, ale nie potrafię się przyzwyczaić do Twojego nowego nick'u.
Za niedługo LIM się skończy... Bells musimy koniecznie ogarnąć jakiś nowy pomysł.
A ja mocno Was całuję i ściskam.
Do NN.
Lady A.