niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 37 "To twoja robota...!"

Obudziłam się przytulona do...Alice. Do mojej...Alice?! Odkleiłam się od przyjaciółki i rozejrzałam po pokoju. Byłam w sypialni Ally i Jazza, spałam tu. Ej, czekaj. Co ja robię w ich mieszkaniu? Kurczę, no przecież wracałam z Edwardem do domu, do LA od jego rodziców i zasnęłam. Tak to na pewno. Stało się coś, że nie jesteśmy u siebie? Może coś z Edwardem?! Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona i zbiegłam do salonu. Jasper spał na fotelu z pilotem w ręku. Poczułam uścisk w gardle, gdzie Edward?! Podeszłam bliżej i odetchnęłam. Edward spał na kanapie i wyglądało to uroczo. Nogi mu zwisały, a jego włosy rozwalone byłu we wszystkie strony świata. Usiadłam koło narzeczonego i pogłaskałam go po policzku, uśmiechnął się. Ha, czyli już nie śpi.
-Witam...-zamruczał zaspany, otworzył oczy i przetarł twarz dłonią. Pogłaskałam go po policzku, a potem przeczesałam jego włosy.
-Cześć...-odpowiedziałam. Mój facet usiadł i przyciągnął mnie na swoje kolana. Uderzył we mnie oszałamiający zapach mojego mężczyzny, mm to mogły by być moje własne perfumy.
-Czemu nie jesteśmy u siebie...? - zadarłam głowę do góry i spojrzałam mu w twarz. Edward cmoknął mnie w usta.
-Nasz dom był oblężony...-mruknął ponuro
-Paparazzi? - zapytałam, a on pokiwał twierdząco głową. Wywróciłam oczami i położyłam głowę na jego ramieniu. Pocałował mnie w czoło.
-A ja pamiętam jak to ja ciebie tak nachodziłam...-zachichotałam
-A ja pamiętam jak to się pierwszy raz spotkaliśmy...-powiedział wesoło. Spojrzałam na niego groźne, zmrużyłam oczy.
-To ty spowodowałeś ten wypadek...
-Oj, już tam wypadek...-sapnął Edward. Uniosłam brew w geście zdziwienia.
-Stłuczka mała! - wytłumaczył. Prychnęłam i moja głowa znów wynajęła sobie jego ramię jako prywatną poduszkę. Wtuliłam twarz w jego zagłębienie szyi i zaczęłam składać tam czułe pocałunki, od czasu do czasu polizałam jego skórę. Edward odchylił głowę w bok i zamruczał z aprobatą. Przygryzłam lekko jego skórę, a on syknął. Jego dłoń wślizgnęła się pod moją koszulę, na plecy. Zaczął je masować.
-Idźcie do gościnnego...-usłyszałam rozbawiony głos Jaspera. Osz, cholera! Zapomniałam o tym, że on tu w ogóle był, ale ej...! Spędziłam noc bez Edwarda, to straszne! Oderwałam się od mojego przyszłego męża i spojrzałam na fotel. O dziwo, siedział na nim Jasper, a na kolanach Jazza siedziała Alice. Kiedy on tu...? Chyba się zatraciłam. Alice widząc moją minę zachichotała.
-To nie śmieszne! - wydęłam dolną wargę. Edward ją pocałował. Mruknęłam i uśmiechnęłam się do niego.
-Darmowe porno zawsze jest śmieszne, szczególnie w wykonaniu mojego brata i jego przyszłej, ciężarnej żony...-nadal się śmiał. Dupek, oni to mają rodzinne, chyba. Alice walnęła Jazza w tył głowy.
-Za co to...? - blondyn potarł miejsce, w które został uderzony.
-Za miłość do ojczyzny i chęć do życia...-prychnęła moja przyjaciółka. Edward szepnął mi do ucha "To będzie dobre..." i od razy zassał jego płatek, zadrżałam.
-A na poważnie...? - dopytywał Jazz.
-Za to, że wolisz poronosy ode mnie. Już ci się nie podobam? To co będzie jak będę gruba?! - wybuchła Alice. Spojrzałam na Jaspera, był spanikowany i nie wiedział co odpowiedzieć. Edward miał rację, to będzie dobre.
-Ale pączuszku, ty jesteś najpiękniejsza, to był tylko żart - bronił się mój szwagier, przyszły.
-Porównujesz mnie do pączka?! - krzyknęła Alice i przyjrzała się Jazzowi. Wybuchła śmiechem i wtuliła się w swojego męża. - Bo...Boże Jasper...-mówiła między napadami śmiechu - Żebyś ty widział swoją minę...-nie mogła się uspokoić.
-Ja też będę musiał przez to przechodzić...? - usłyszałam przestraszony szept Edwarda, zerknęłam na niego i pocałowałam go lekko.
-Przetrwasz...

~*~

Zaparkowaliśmy pod naszym domem. Edward zaczął się rozglądać, ja też. Wydaje się, że nikogo nie ma, ale kto tam wie gdzie oni się mogą czaić? Sama kiedyś napastowałam tak Edwarda, jeśli mają taką szefową lub szefa jak ja miałam zrobią wszystko aby nie stracić posady. 
-Chyba czysto...Ale czekaj wyjdę pierwszy...-Edward wysiał, okrążył auto. Rozejrzał się jeszcze. Przeczesał włosy i zdecydowanym ruchem otworzył drzwi. Chwycił mnie za rękę, szybko wyszłam z auta. Edward objął mnie ramieniem i chyba po prostu na wszelki wypadek zasłonił mnie sobą na ile to było możliwe. Poszliśmy do drzwi, Edward już miał klucze w ręce, otworzył je i wpuścił mnie pierwszą do środka. 
-Raczej nikogo nie było...-mruknęłam. Usiadłam na puchowym fotelu w przedpokoju. Lubiłam go, był fajny. I koniec kropka. Zrzuciłam z siebie buty, nawet ich nie odwiązałam, po prostu je skopałam z siebie.
-Zmęczona...? - Edward kucnął przede mną i chwycił moje ręce w swoje.
-Tak troszkę...-uśmiechnęłam się i pochyliłam aby pocałować Edwarda. Mój mężczyzna od razu odwzajemnił pieszczotę. Wtopiłam palce w jego włosy i pociągnęłam za nie lekko. Usłyszałam jego pomruk, był zadowolony, czyli ja też byłam zadowolona, z siebie. Wiecie...Reakcja wiązana, mu jest dobrze to i mi jest dobrze.
-Masaż...? - zapytał mój narzeczony.
-W wannie...-dodałam
-We dwoje...-podłapał
-Teraz! - zamruczałam
-Już! - poderwał się z miejsca
-Szybko! - złapałam go za rękę, a on podciągnął mnie do siebie, podniósł i pobiegł ze mną do łazienki. Nalał wody. Rozebrał siebie. Rozebrał mnie. Ja nawet nie wiedziałam, że on ma takie szybkie ruchy, działał na maksymalnych obrotach.
Wsiadłam do wanny pierwsza, a Edward zajął miejsce za mną. Oparłam się plecami o jego tors, a on objął mnie ramionami i położył dłonie na moim brzuchu. Uśmiechnęłam się lekko na ten gest. Położyłam głowę na jego ramieniu tak aby móc swobodnie go całować. Jego jedna dłoń z mojego brzucha ześlizgnęła się na wewnętrzną stronę ud. Zaczął delikatnie je masować. Zamruczałam na to uczucie, jego ręce są naprawdę magiczne. I tylko na moje zawołanie. Mmm, nie narzekam, wręcz przeciwnie.
Powiem wam jedno. Ta kąpiel była bardzo relaksująca.
I długa też.

~*~

Siedziałam w pracy i przeglądałam artykuły. Wybierałam te, które nadają się do pisma. Pani redaktor naczelna. Hmm, wiecie, czasami mam takie jakby wyrzuty sumienie, że nie doszłam do tego stanowiska sama, ze względu na umiejętności. No bo nie oszukujmy się, gdyby nie Edward Cullen, mój narzeczony, nigdy nie miałabym tej pracy. 
Z drugiej strony mój szef jest ze mnie bardzo zadowolony i mówi, że z nieba mu spadłam. Więc nadaję się tu. Stanowczo za dużo myślę, bo i tak nic logicznego z tego nie wynika. 
Przeczytałam ostatni artykuł i go zatwierdziłam. Był dobry, nawet bardzo. Zapisałam wszystkie dokumenty, zamknęłam programy, dokończyłam pisać swój reportaż i wyłączyłam komputer. Posprzątałam wszystkie ważne papiery i je pochowałam. No i na dziś skończone. Zerknęłam jeszcze raz na swoje biuro, czy aby niczego nie zapomniałam. Wszystko było okej. Uśmiechnęłam się lekko. Zarzuciłam na siebie przewiewną marynarkę z rękawami 3/4. Mogłam już spokojnie wracać do domu, zrobić obiad, czekać na Edwarda. 
No, ale jednak nie było tak jak zawsze. Przed budyniem stało grono reporterów. Przez chwilę zastanawiałam się co takiego się stało, coś mnie ominęło, o czymś nie wiem? Błędne były moje przepuszczenia. Oni czekali na mnie. Okrążyli mnie z tymi kamerami, aparatami, blaskiem fleszy. Kurwa, jak na, jebanym, czerwonym dywanie, ale...Bez dywanu. 
-Co panią łączy z Edwardem Cullenem?!
-Czy plotki o waszym ślubie są prawdziwe?!
-Dlaczego pani go najpierw oczerniała?!
-Łączy Was prawdziwa miłość?! - nie, kurwa, sztuczna, pomyślałam. 
-Zdobyła pani karierę przez łóżko?! - ałć, to pytanie zabolało. Co za tupet! Nie odpowiedziałam na żadne zadane pytanie. To chyba logiczne. Szybkim krokiem ruszyłam do swojego auta i odjechałam. Kurwa, co za hieny. Ale nie to mnie teraz trapi. Ciekawi mnie co Edward zrobi, jeśli się o tym dowie, ja mu nie powiem, ale skądś na pewno się dowie. 
Zatrzymałam się pod domem, rozglądnęłam się. Tu nikogo nie było. Na szczęście. Spokojnie wyszłam z samochodu i poszłam do domu. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Włączyłam telewizję, a co w tym pudle? W tym pudle ja z dzisiejszego zdarzenia. 
Ups, coś mi się wydaje, że mój narzeczony was rozniesie. 

________________________________

Hej, wiem, wiem...
Rozdział jest do dupy i krótki. Wybaczcie mi za to. 
Mam nadzieję, że chociaż trochę wam się, moje kochane, spodoba. :)
Okej, czekamy na to co wymyśli nasza Lady A. <3
Jakby jeszcze ktoś nie wiedział to założyłam nowego bloga. 

Pozdrawiam, Wampirek. 

piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział 36 "Ale ja to wiem na pewno!"


Zatkało mnie. Spojrzałem na Bells z niedowierzaniem. Jak to możliwe? Przecież.... zabezpieczaliśmy się. Oparłem się o kanapę i odetchnąłem głęboko. Miałem zostać ojcem? To nie tak miało być...
- Edwardzie, proszę powiedz coś. - Bella patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem. Widziałem w jej oczach strach. Bała się tego, że nie będę chciał jej z dzieckiem. Spojrzałem na moją przyszłą żonę. Wzrok spuściła na swoje palce, którymi nerwowo się bawiła. Tak bardzo ją kocham. I kocham też tego szkraba, którego razem stworzyliśmy. To dziecko jest nasze, jest pierwszym naszym wspólnym dziełem. I to jest cudowne. Chwyciłem Bells pod brodę i przyciągnąłem jej usta do swoich.
- Kochanie... co prawda nie tak miało być, ale już kocham tego naszego małego robaczka. Tak samo mocno jak ciebie. - Powiedziałem kiedy skończyliśmy pocałunek. Bella miała łzy w oczach. Przytuliła się do mnie mocno.
- Tak bardzo cię kocham Edwardzie. Dziękuję. - Odchyliłem ją od siebie na odległość łokcia.
- Za co mi dziękujesz, królewno?
- Za to że jesteś i za to że mnie kochasz. - Uśmiechnąłem się do niej, tym uśmiechem który był zarezerwowany tylko dla niej.
- To ja ci dziękuje kochanie. Za to że mnie uratowałaś. I za to, że jesteś tutaj, kochasz mnie mimo tego, że kiedyś byłem takim skurwysynem i za to, że za niedługo urodzisz nasze dziecko. - Uśmiechnęła się do mnie szeroko, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Przytuliła się do mnie mocno, a ja ucałowałem moją królewnę w czoło. I tak usnęliśmy, na kanapie wśród popcornu z włączonym telewizorem, przytuleni do siebie, najszczęśliwsi ludzie na ziemi. 

******

- Ale Edwardzie, przecież nie wiesz czy to będzie dziewczynka....- Bella próbowała mnie zniechęcić tym tekstem już od kilku godzin. Po tym jak dowiedziałem się, że zostanę ojcem przyszło mi na myśl, że przecież 9 miesięcy to bardzo mało czasu i musimy się już teraz zabrać za robienie zakupów. Wiem, myślę jak baba, ale teraz tylko to jest dla mnie najważniejsze aby moje dwie księżniczki czuły się w naszym domu jak w niebie. 
- Bells nie marudź tylko ubieraj buty. - Spojrzała na mnie z mordem w oczach. No tak.... facet nie może jej rozkazywać. Ale z tą miną i to w dodatku siedząc na ślicznej mięciutkiej pufce w naszym holu wyglądała na prawdę zabawnie. Jednak wiedziałem, że jeżeli się zaśmieję mogę stracić którąś z części ciała, więc wolałem się nie odzywać i powstrzymywałem śmiech. 
- Edwardzie, ale na prawdę nie wiemy czy to będzie dziewczynka. - A ta znowu swoje! No normalnie kurwicy idzie dostać. Ukucnąłem przy niej, kiedy skończyła ubierać drugiego buta. 
- Kochanie, wiesz który raz powtórzyłaś przed chwilą ten tekst? - Pokręciła głowa na "nie" i patrzyła na mnie w skupieniu.
- 2254 raz. A ja faceta nie chcę, tylko chcę następną królewnę. - Bells się zezłościła.
- Edwardzie, to nie koncert życzeń, do jasnej cholery! - Spojrzałem na nią i pogłaskałem po policzku. Uspokoiła się. 
- No dobrze, to skoro nie jedziemy nic kupować, to może chociaż pojedziemy pooglądać? - Zapytałem  pokojowo z obawy, że zaraz mi przyłoży, jeżeli nie zmienię podejścia. Uśmiechnęła się.
- Dobrze. Tak będzie najlepiej. - Podniosłem się jednocześnie chwytając Bellę za rękę. 
- Pojedziemy dzisiaj do rodziców i im powiemy? - Bella posmutniała. 
- Tak jasne, czemu nie. - Przyjrzałem się jej uważnie. 
- Bello, co się dzieje? - Po jej policzku spłynęła łza. Bez zastanowienie ją przytuliłem i znowu usiedliśmy na tej cholernej śmiesznej pufce!
- No bo widzisz... teraz mam ciebie, twoich rodziców, jest Alice, chociaż ona to od zawsze była, no i Jasper i teraz jeszcze ta nasza mała Fasolka. Nigdy nie przypuszczałam, że po tak okropnej młodości, po tak spieprzonym dzieciństwie życie zrobi mi taką piękną niespodziankę. - Teraz to już szlochała w moją koszulę.
- Ej.. skarbie nie płacz. Zasłużyłaś na to. - Spojrzała na mnie, ale dopiero po chwili się odezwała.
- Moja matka nigdy mnie nie chciała, ojca to ja nawet nie znam. Wiesz jak było mi ciężko. Byłam pozostawiona samopas. Przez całą młodość, całe dzieciństwo. Potem Alice się mną zajęła. Ona i jej rodzice. Jest dla mnie jak siostra, bo tak naprawdę to wychowałyśmy się praktycznie razem. Zawsze była dla mnie kimś ważnym. A jej rodzice zastępowali mi moich. I... po prostu uważam, że nie zasługuję na to wszystko....- Zakończyła swoją wypowiedź, a po jej policzku spłynęła jeszcze jedna łza.
- Bello... powiem tak : miałaś bardzo trudne dzieciństwo, twoja matka... nie będę się o niej wypowiadać bo musiałbym użyć całej masy przekleństw. Jeżeli chodzi o twojego ojca.... był skurwysynem i dupkiem skoro nawet się tobą nie przejął. I ty absolutnie zasługujesz na to wszystko, właśnie dlatego, że tak wiele przeszłaś. To ja jestem wdzięczny Alice, że cię tutaj zaciągnęła, że się poznaliśmy. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą. Ty i nasza malutka Fasolka. - Znowu z jej oczy popłynęły łzy. Kołysałem ją chwilę, aż się nie uspokoiła. 
- Bardzo cię kocham Edwardzie. - Uśmiechnąłem się. 
- Ja ciebie też Bello. Najmocniej na świecie. - Jeszcze kilka chwil tak siedzieliśmy.
- To idziemy na te zakupy czy nie? Chociaż jest już późno, mój przyszły mężu... - Powiedziała Bella i wstała z moich kolan. 
- Chodzimy. Pooglądamy trochę, pojedziemy do Alice i Jaspera. Posiedzimy trochę, pogadamy. A jutro pojedziemy do moich rodziców, co ty na to? - Bells uśmiechnęła się do mnie, ocierając łzy. 
- Jasne. Świetny plan. Ale daj mi pięć minut, bo nie pojadę z tobą nigdzie taka zaryczana. - Powiedziała i zniknęła w łazience.
- Czekam w samochodzie! - Krzyknąłem i wyszedłem z domu. 

******

Nazajutrz pojechaliśmy do moich rodziców i obwieściliśmy im, że zostaną dziadkami. Niebywale się ucieszyli, szczególnie, że Bells i Alice zaciążyły prawie w tym samym czasie. Moja mama była wręcz wniebowzięta słysząc, że będzie miała jeszcze jednego wnuka lub wnuczkę. Przyszła babcia postanowiła, że wszyscy zostaniemy na obiedzie, ponieważ Alice i Jasper również przyjechali do rodziców. Dziewczyny i moja mama wprost nie mogły się nagadać o tym jakie to śpioszki, a jakie to i tamto....Ja pieprzę jak tak dalej pójdzie to ja przez te 9 miesięcy zwariuję. Po obiedzie usiedliśmy sobie wszyscy w salonie, w tle leciał telewizor i rozmawialiśmy. W pewnej chwili usłyszałem swoje nazwisko w tym magicznym pudle i uciszyłem wszystkich jednocześnie podgłaśniając telewizor. Prezenterka telewizyjna stała przed redakcją LA Times, a jej reportaż brzmiał mniej więcej tak :

Do niedawna, sławny aktor i celebryta - Edward Cullen - był wiecznym hulaką i kobieciarzem. Widywany prawie co wieczór w ekskluzywnych klubach i drogich hotelach z pięknymi kobietami, młody i przystojny aktor postanowił się ustatkować. Jak donosi jeden z współpracowników, pan Cullen oświadczył się redaktor naczelnej LA Times Isabelli Swan, teraz przyszłej pani Cullen. Na razie jednak żadna za stron - ani menadżer pana Cullen'a ani pracodawca pani Swan nie potwierdzili tych informacji. 
Jeżeli to prawda, serdecznie gratulujemy i życzmy szczęścia, jednak czy jest możliwe, aby wieczny imprezowicz i znany kobieciarz był w stanie być z tylko jedną kobietą? 
Dla CNN 
Rebekka Drawn

Gapiłem się w to pudło oniemiały. Skąd oni to do cholery kurwa jasnej wiedzą?!?!?!?!?! Wszyscy, cała moja rodzina gapili się w telewizor nie wiedząc co powiedzieć. Po raz pierwszy od dawna pieprzenie się wkurwiłem. Wstałem gwałtownie z kanapy, wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer do mojego menadżera - Jack'a Nickolson'a. Wszyscy przysłuchiwali się rozmowie i patrzyli na mnie gdy rozmawiałem. 
- Powiedz mi co to do cholery ma znaczyć?!... Nie... Miałeś tego dopilnować! Rozmawialiśmy o tym!.... Nie nie chcę żeby powtórzyła się sytuacja sprzed kilku miesięcy..... Ale do cholery to nie moja wina!.... Wiem, wiem.... Rozmawiałem z nim.... Dzięki Bogu, że jej nie wydał.... No ale kurwa mać, jak to się do mediów przedostało, ja się pytam?!?!?!?! .... Wiem, wiem.... No dobra.... jeżeli zapytają cię o ciążę czy o coś, nie potwierdzaj niczego. Mam dość tych hien. No dobra.... Świetnie, dzięki.... Tak widzimy się pojutrze.... Nie nie będę pracował w niedzielę!.... No dobra.... Cześć.- Rozłączyłem się trochę bardziej opanowany, niż przed rozmową. Wszyscy wgapiali się we mnie czekając co powiem. Westchnąłem. 
- Nie wiem, skąd te hieny o tym wiedziały, ale mam nadzieję, że teraz wszystko będzie już w porządku. - Powiedziałem do mojej rodziny, usiadłem obok Bells na kanapie i objąłem ją ramieniem, zachowując się tak jakby nic się nie stało. Reszta widząc moje zachowanie, również spuściła z tonu i nie przejęła się za bardzo sytuacją. Następna część dnia minęła w spokoju, na rozmowach i śmiechach. Około 7 wieczorem pożegnaliśmy się z rodzicami i ruszyliśmy do LA. Dziewczyny były zmęczone, a do Los Angeles z domu rodziców mieliśmy około 75 km. Bella w połowie drogi usnęła, a ja stanąłem na poboczu i się jej przypatrywałem. Kilka minut później okryłem ją kocem, który znalazłem w bagażniku i ruszyłem dalej. Około 8.30 wjechałem na 8th Avenu'e, a z niej na naszą ulicę z domkami jednorodzinnymi. W zasadzie z domkami jednorodzinnymi i naszą willą. Podjechałem pod dom i co, kurwa, widzę?! Masę tabloidów i paparazzich stojących przed moim domem i czekających, najwyraźniej na mnie. Nawet się nie zatrzymałem i pojechałem dalej, do domu Alice i Jasper'a. Po 20 minutach stałem przed ich drzwiami ze śpiącą Bellą na rekach. Mając na uwadze to, że Alice może spać, zapukałem kilka razy w drzwi. Po chwili otworzył mi Jasper i patrząc na mnie z niemałym zdziwieniem wpuścił mnie do środka. Położyłem Bells obok Alice, w sypialni mojego brata i szwagierki, po czym zszedłem na dół.
- Co się stało? - Zapytał mnie brat, kiedy usiedliśmy w kuchni.
- Przed naszym domem stoi multum tych hien. Chciałem jej tego oszczędzić. Naprawdę teraz żałuję, że jestem tak sławny. - Brat patrzył na mnie dziwnie. Znowu robił taką minę jak ojciec! 
-Edwardzie, powinieneś był się tego spodziewać. Chyba nie myślałeś, że będzie łatwo? - Westchnąłem.
- Nie łatwo nie, ale żeby aż tak trudno... Nie chcę żeby przez całe życie, każdy mój krok śledziły te hieny. Bella dostanie załamania nerwowego, a moja córka... - Brat spojrzał na mnie rozbawiony.
- Skąd wiesz, że to będzie córka?
- Bo wiem. Wiem to na pewno i koniec. - Jasper spojrzał na mnie ze zrozumieniem.
- Nie chcesz chłopaka, bo nie chcesz żeby był taki jak ty, mam rację? - Spojrzałem na niego i kiwnąłem głową na potwierdzenie.
- Jeżeli urodzi się córka, jest o wiele większa szansa, że wda się w Bells a nie we mnie. Zniosę te wszystkie dziwne rzeczy, które kobiety wyrabiają, jej pierwszego chłopaka, malowanie, staniki... ale nie zniósłbym tego, że ktoś mógłby być takim skurwysynem jakim ja byłem przez ostatnie 6 lat. - Brat spojrzał na mnie i kiwnął głową.
- Edwardzie nie martw się. Oboje mamy trudny orzech do zgryzienia. Chodź pokaże ci coś. - Wstaliśmy od stołu i ruszyliśmy do sypialni Alice. Moja przyszła żona i jej "siostra" przytulały się i spały słodko. Piękny widok. Obydwoje staliśmy w drzwiach i patrzeliśmy na nie jak urzeczeni.
- One są zaprogramowane na miłość. - Szepnął Jasper. - My musimy się tego nauczyć. Będą wspaniałymi matkami, ale my możemy wszystko spieprzyć, wiec musimy się bardzo postarać. - Spojrzałem na brata i kiwnąłem głową.
- Jasper, przypuszczam, że one nigdy nie pozwoliłyby nam być gównianymi ojcami. Odprawiłyby nas, dostalibyśmy kopa w dupę i do wiedzenia. - Jasper kiwnął głową i uśmiechnął się.
- Masz rację. Jesteśmy cholernymi szczęściarzami. - Powiedział, nadal podziwiając nasze dziewczyny.
- Tak... nie mamy prawa tego spieprzyć. - Powiedziałem przypatrując się jak klatka piersiowa Belli powoli wnosi się i opada przy spokojnym oddechu.
- Nie mamy prawa. - Powtórzyłem i uśmiechnąłem się sam do siebie. W tamtej chwili byłem najszczęśliwszym facetem na Ziemi.

_____________________________

Cześć Kochani!
Taka optymistyczna notka, mam nadzieję, że reakcja Edwarda Wam się podoba.
Przepraszam za literówki i inne niedociągnięcia.
Ogólnie uważam, że rozdział jest nawet niezły i jestem z siebie dumna.
Mam nadzieję, że długość rozdziału Wam odpowiada.
Teraz czekamy na twórczość Naszej Bells.
Przepraszam Kochana, ale nie potrafię się przyzwyczaić do Twojego nowego nick'u.
Za niedługo LIM się skończy... Bells musimy koniecznie ogarnąć jakiś nowy pomysł.
A ja mocno Was całuję i ściskam.
Do NN.
Lady A.

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 35 "Nie tylko..."

Dzień minął na lataniu z Alice po sklepach, przymiarkach u krawcowej, obiedzie w najdroższej restauracji w LA. Moje życie zmieniło się diametralnie przez posadę w "LA Style" i niszczenie Edwarda Cullena, którego na początku nienawidziłam, a teraz...Teraz nie potrafię bez niego żyć. Jestem tą samą osobą z lepszym życiem. No i jestem zaręczona.
Siedząc przed tym telewizorem i zajadając ten popcorn czekałam na Edwarda i rozmyślałam nad tym jak mu to powiem. Tak się zamyśliłam, że nawet nie usłyszałam jak mój narzeczony wchodzi do domu. Zorientowałam się dopiero jak pocałował mnie w czoło. Edward usiadł między moimi nogami. Zdusiłem skrzywienie nosa, bo śmierdział tym piwskiem, ale pachniał też edwardowo. Lubiłam jego zapach. Oczywiście wiedziałam już, że Alice jest w ciąży. Mój pisk był raczej wywołany tym, że Jasper go opluł tym piwem.
A co ja miałam do zakomunikowania Edwardowi...No to tak.
- Edwardzie... bo ja ci muszę coś powiedzieć...

*Retrospekcja*

Pożegnałam się z Edwardem. On poszedł do Jaspera, a mnie porwała Alice. Wiedziałam o tym, że moja przyjaciółka jest w ciąży od jakiegoś tygodnia, ale obiecałam jej, że się nie wygadam. Obietnicy dotrzymam. Zresztą i mnie trapiły wątpliwości. Nie, nie co do Alice, ale co do mnie. Zawsze miewałam nieurealniane miesiączki, ale teraz nie miałam okresu od miesiąca? Półtorej? Tak, coś koło tego. W dodatku dziś rano wymiotowałam, ale wczoraj jadłam na kolację krewetki, może mi zaszkodziły? I wiecie...Nie miałabym takich myśli gdyby nie to, że Alice spodziewa się dziecka. We mnie odezwało się takie dziwne pragnienie 'też bycia matką'. Nienormalne nie? Mam wspaniałą pracę, mam szansę się spełniać zawodowo, ale...Chcę mieć dziecko. Ugh, jestem kobietą. Trudno to zrozumieć.
-Hej, Bella...Co jest...? - zapytała delikatnie Alice. Siedziałyśmy właśnie w cukierni. Ja jadłam pucharek lodów, a na deser po deserze miałam czekoladowego shake'a. Tak, jem deser po deserze. Widzicie w tym jakiś problem? Bo ja nie.
-Nic, a w sumie to nie wiem - wsadziłam na buzi łyżkę z lodami - Znaczy to nic złego, raczej, tak po prostu jakoś...Boże, brzmię jak popieprzona idiotka - znów zapchałam usta lodami.
-Brzmisz jakbyś miała chuja w dupie, to fakt...-powiedziała Alice. Uśmiechnęłam się lekko, tak ona i te jej słynne porównania - Ale ja widzę, że coś nie gra. Już mi gadaj o co chodzi, Swan. Jak na spowiedzi!
-No bo...-odłożyłam pusty pucharek po lodach i zaczęłam sączyć mojego shake'a - Ja nie wiem...Ugrh - warknęłam - Ally po czym zorientowałaś się, że jesteś w ciąży...?
-No po braku miesiączki i po prostu czułam to - była nieco zdziwiona moim pytaniem, ale odpowiedziała, dopiero po chwili zajarzyła - Aaaaaa - przeciągnęła - Sądzisz, że możesz być w ciąży?
-No w sumie...-znów wzruszyłam ramionami - W sumie nie wiem - mruknęłam, jak jestem zdenerwowana zawsze coś jem, a teraz co? Okazało się, że mój shake się skończył, niech to szlag. Alice wstała jak oparzona ze swojego krzesła, myślałam, że zebrało się jej na mdłości, ale nie.  Ona podeszła do mnie, wzięła mnie za rękę, zmusiła do wstania z krzesła i wyszła. Ale była zdeterminowana, wiedziałam, że coś chce zrobić, ale jeszcze nie wiedziałam co.
-Alice gdzie mnie ciągniesz...?
-Do apteki...-powiedziała poważnym, ale wesołym głosem. Tak, tylko Alice potrafi być w swojej powadze wesoła.
-Do apteki po...? - nadal się gubiłam
-Po test ciążowy dla ciebie, Głuptasie...-zaśmiała się. Staliśmy już przed apteką - No raz, raz, Mała. Ale byłoby cudownie, nasze dzieciaki miały by się z kim bawić i w ogóle. Wspólne zakupy! - piszczała. Weszliśmy do środka. Uderzył w nas specyficzny zapach sklepów farmaceutycznych. Pamiętam, że jako dziecko kochałam przebywać w aptekach, tak, wiem dziwnie, ale co poradzić? Ja to ja. Alice kupiła test i znów za rękę wyciągnęła mnie z pomieszczenia. Wróciliśmy do domu jej i Jaspera. Chłopaków już nie było. Poszła ze mną do łazienki i wręczyła pudełeczko z testem. Spojrzałam na nią jak na kosmitkę.
-No i co z tym teraz...? - zapytałam.
-Ściągasz spodnie i majtki, robisz siusiu na patyczek i patrzysz...-powiedziała jak do dziecka. Wywróciłam oczami, wiedziałam jak się robi test, ale po prostu obawiałam się. Sama nie wiem czego. Jak nie byłam w ciąży, no to nic, wszystko przede mną. A jak będę w ciąży to...To w sumie chyba też dobrze.
-Ale ty będziesz się tak gapić? - zapytałam
-A masz coś czego ja nie mam, Bells...Oj, dawaj już! Im szybciej to zrobisz, tym szybciej to dziwne uczucie minie - uśmiechnęła się.
Więc zrobiłam wszystko co było trzeba. Nasiusiałam na patyczek. Byłam już ubrana i nadal ani ja, ani Alice nie zobaczyłyśmy wyniku.
-No dawaj, Bella...-powiedziała widocznie już zniecierpliwiona Alice. Westchnęłam i wyciągnęłam przed siebie rękę z testem ciążowym. Miałam zamknięte oczy, otworzyłam jedno, potem drugie. W końcu wzięłam się w garść i zobaczyłam wynik.
-O ja pierdole, kurwa mać, by to szlag ja jebie pozytywny Alice! - powiedziałam na jednym wydechu. Dziewczyna wyrwała test z mojej ręki.
-Pozytywny!- potwierdziła. Z wrażenia aż oparłam się o ścianę, a ręce położyłam na kolanach, aby się podeprzeć - Ale jazda! Ale zajebiście! Ojej, ja tak przeklinam, a nasze dzieci to słyszą!
-Alice, one jeszcze nie słyszą, chyba...-mruknęłam. Ally spojrzała na mnie uważnie.
-Bella, dobrze się czujesz, żadnych mdłości, ani nic, mdło wyglądasz...-zaczęła gestykulować rękami
-Wymiotowałam rano, ale myślałam, że się czymś zatrułam. Jest okej. Nie mogę w to uwierzyć, a może test się mylił...? - spojrzałam na Alice. Ta pokręciła głową, wyszła z łazienki i wróciła po kilku minutach.
-Zbieramy się, Bella. Na 18:00 masz wizytę u mojego ginekologa, teraz też twojego...-powiedziała po namyśle - Mamy mało czasu na zakupy.
No wiec wyszliśmy z domu i pojechaliśmy na przymiarkę. Suknia Alice, jako druhny, była już gotowa. All wyglądała w niej prześlicznie. Alice zaczęła uzgadniać z krawcową kwestię mojego przytycia, ale na Boga. Ślub jest za dwa tygodnie, nie przytyję wtenczas, raczej. Co do mojej sukni, to była śliczna. Trochę krótsza z przodu, a z tyłu ciągnęła się po ziemi. Była delikatna i subtelna. Wolałam coś praktycznego, a nie najnowsze trendy modowe. Chciałam coś takiego aby za parę lat oglądać zdjęcia i pomyśleć, że wyglądałam ślicznie i nawet teraz nie zamieniłabym tej sukni na nic innego, a nie, że spojrzę na zdjęcie i powiem, że to jest totalnie nie w modzie i wyglądałam źle. Jednym słowem suknia była : idealna. Oczywiście miałam do niej dodatki, welon, białe rękawiczki przez Ally, która o to błagała. I tak nie będę ich nosić cały czas.
Pozostały do kupna buty. Nie wzięłam nic na wysokim obcasie. Będę musiała przechodzić w tych butach całą noc. Nie chcę się połamać przecie. Choć nie, ja umiem chodzić na szpilkach, ale na niskim obcasie będzie wygodniej i praktyczniej, tak sądzę, a ja się nie mylę, prawda? Prawda!
Potem poszliśmy na mały obiad do jakiejś restauracji, a co następnie? Wizyta u ginekologa. Gdy przyszła moje kolej chochlik wręcz wepchał mnie do tego gabinetu. A weszła ze mną tłumacząc to lekarzowi "Chris, to dlatego aby nie uciekła", a on się roześmiał. Był młodym ginekologiem, Edwardowi to się nie spodoba. Ile on miał 28, a może 29 lat? No i był przystojny, ale nie tak jak Edward, wiadomo. Kazał mówić sobie po imieniu, no tak, nie jestem od niego wiele młodsza.
Najpierw zadał mi kilka pytań, a potem kazał zdjąć bluzkę. Zrobił mi USG i potwierdził. Byłam w ciąży, było jeszcze za wcześnie na jakiekolwiek zdjęcia USG, ale na monitorze było już widać mały pęcherzyk ciążowy. Christian umówił mnie na kolejną wizytę. Na tą przyjdę już chyba z Edwardem, mam nadzieję, że nie będzie zbyt zazdrosny o przystojnego ginekologa i zachowa się jak go matka wychowała.
Ahh, zapomniałam! W między czasie Alice zadzwoniła do Jazza i poinformowała go o swojej ciąży. Śmiałam się z tego co nie miara. Jakie to romantyczne, informacja o przyszłym ojcostwie przez telefon. Ja postanowiłam, że powiem to Edwardowi w oczy, dziś wieczorem.
I tak zrobiłam, przyszłam do domu, przebrałam się w koszulę Edwarda. Ja kocham w nich chodzić, a mojego narzeczonego to podnieca. Więc paradowałam sobie w jego koszuli i postanowiłam, że zrobię sobie coś niezdrowego. Padło na popcorn. Usiadłam przed telewizorem i czekałam.

*Koniec retrospekcji*

-...nie tylko Alice musi jeść za dwóch. Jestem w ciąży...-powiedziałam patrząc w jego oczy. 

______________________________________

No cześć, moje miłe.
Tak się cieszę, że LIM odżyło, a co do samej notki to może nie ma tam za wiele akcji, ale mnie przypadła ona do gustu.
Ja i ta moja skromność ^^
Okej, czekam na Wasze opinie, bo to przecież jest najważniejsze.
Reakcję Edwarda pozostawiam naszej Lady A.

A ja się żegnam, do NN.

Wampirek. 

niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 34 "Szok!"

Siedziałem zrozpaczony na kanapie. Moją Bellę porwała Alice na przymiarkę sukni ślubnej i powiedziała, że nie będzie ich aż do wieczora. Co to ma być ja się pytam?! Żeby mi porwać moją przyszłą żonę... Ehhh... nie mam słów do tych ludzi. W dodatku mój własny rodzony brat sprzymierzył się z tą...tą... chochlicą i będzie mnie też dzisiaj ciągał po sklepach. No normalnie koalicja jakaś! Westchnąłem głęboko i zwlokłem się z wyra. Jak to możliwe, że będę dzisiaj robił za jakąś modelkę? I to własny brat mnie w to wciągnął. Zszedłem do kuchni i zrobiłem sobie kawę. Garnitury, muchy jakieś inne ciulstwa. Tak jakbyśmy ja i Bella nie wystarczyli. Cholera no...
- A ty co o tym myślisz, głosiku? Halloooo??? Jesteś tam w ogóle??? 
- Pewnie, że jestem czubku. Czego ode mnie chcesz, zażywam popołudniowej drzemki. 
- Popołudniowej drzemki? Przecież jest przed 9 rano... 
- Ehhh... nie ważne, czego chcesz czubku? 
- Pytam cię o zdanie po raz pierwszy w życiu, a ty nie chcesz się wypowiedzieć? Wtedy kiedy nie chciałem, żebyś był w mojej głowie ty mnie opierdalałeś i w ogóle, a teraz nic?
- Posłuchaj. Moje zadanie zostało wykonane. Miałem z ciebie zrobić porządnego kolesia, którego nie obchodzi tylko bzykanie i chlanie. Udało mi się, zadanie zakończone, więc teraz zapadam w drzemkę, no chyba że znowu będziesz odwalał jakieś głupstwa. - Kurna... mój nieodłączny głosik daje mi spokój? Ten, przez którego wkurwiałem się codziennie? Ale fajnie. Odtańczyłem mój tanieć zwycięstwa na środku kuchni, śpiewając "We are the champions, my friend...", a kiedy skończyłem ktoś odchrząknął znacząco. Odwróciłem się powoli i zobaczyłem mojego brata, który stał w drzwiach kuchni z pobłażającym uśmiechem. 
- Ja wcale nie tańczyłem...- Nawet nie zdążyłem dokończyć, bo brat mi przerwał.
- Edwardzie, ja przecież nic nie mówię. Tylko lepiej nie pokazuj tego tańca Belli, bo zostawi cię przed ołtarzem i wypisze wniosek o wsadzenie cię do szpitala psychiatrycznego.- Powiedział i znowu się uśmiechnął. Usiadłem sobie przy wysepce chcąc spokojnie napić się kawy. Brat dołączył do mnie po chwili, z własną kawą w ręku. 
-No dobra. Edwardzie ja też wolałbym uniknąć dzisiejszego dnia, ale moja jakże przecudowna żona, namówiła mnie na latanie z tobą po tych wszystkich sklepach, więc nie mam wyboru. - Spojrzałem na brata z pobłażającym uśmiechem, wiedząc że mam przewagę. 
- A jak ładnie prosiła? - Spytałem poruszając brwiami jak czarny charakter z wodewilu. Brat kopnął mnie w piszczel i zaśmiał się znacząco. Auuu...boli.
- W zasadzie w ogóle nie prosiła. Po prostu... nie potrafię jej odmówić.- Spojrzałem na brata. Pantoflarz... zaraz, zaraz... to ja po ślubie też taki będę?! Matko kochana... nie chcę. Jasper miał dziwną minę. 
- Ej... co jest? - Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. - No mów. - Ponagliłem brata, który jakoś nie kwapił się do odpowiedzi. Kręcił się przez chwilę na stołku, ale nic nie mówił.
- Kurwa, no bo nie wiem co robić. Ty wiesz jaki ja mam sajgon w domu? Alice... no cóż... nie wiem najpierw myślałem, że to przez okres i w ogóle, ale okres jej się skończył dawno temu, a ona nadal ma takie humory, że masakra. Najpierw jest miła, zaraz potem nic jej nie pasuje, a jeszcze potem chce się pieprzyć. Nie ogarniam tego. Boję się, że coś się dzieje. Poza tym jest jakaś taka nerwowa, boję się że jest chora na coś i nie chce mi powiedzieć.- Brat zakończył swoją wypowiedź i zaczął wpatrywać się we mnie czekając co powiem. 
- Wiesz co... może i jest na coś chora, ale znając Alice powiedziałaby ci o tym od razu. Myślę, że problem leży gdzieś głębiej. Porozmawiaj z nią na spokojnie, bez krzyków i spróbuj się dowiedzieć co się dzieje. Wiesz nie ma nic z niczego, więc na rzeczy na pewno coś jest.- Jasper nie wiedząc co powiedzieć uśmiechnął się tylko lekko.
- Spróbuję z nią pogadać. A teraz ubieraj coś na tyłek i chodźmy na te zakupy, bo chcę to już mieć za sobą. A potem, wieczorem może jakiś mały mecz obejrzymy? Dogersi grają dzisiaj z Red Socks'ami. 
- Jasne czemu nie. Musze tylko zapytać Belli czy... - O chuj ja już jestem pantoflarzem. Ja pierdzielę. Trudno! Jest kobietą mojego życia i jeżeli ona chce zrobić ze mnie pantoflarza to będę największym pantoflarzem na świecie! I kropka!
- Zapytasz Bellę, po drodze do sklepu, a teraz się rusz, ubierz i jedziemy bo na prawdę nie mam zamiaru spędzić w tym gównianym sklepie całego dnia. - Pokiwałem głową przyznając bratu rację i poszedłem do góry się ubrać. Jako że na dworze było +30 stopni to ubrałem dżinsowe rybaczki, T-shirt z logiem Dogers'ów i sandały. Do tego moje ray bany i byłem gotowy. Zszedłem na dół po pięciu minutach, brat czekał na mnie przy swoim veyron'ie. Spojrzałem na samochód, potem na brata i jeszcze raz na samochód.
- Chodź, pojedziemy moim kabrioletem.- Brat spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.
- Tak poszpanujmy trochę. - Powiedział i skierowaliśmy się do mojego prześlicznego, nowiuteńkiego garażu, który mieścił aż 14 marek pięknych samochodów! Czasami na prawdę uwielbiam być bogaty. No dobra nie czasami tylko zawsze. Ale próbuję być skromny, doceńcie to! Wsiedliśmy do mojego czarnego kabrioleta marki mercedes i wyjechaliśmy z garażu. Nie spieszyłem się, jechałem 70 km/h, tam gdzie jechaliśmy (czyt. na te cholerne tortury z przymierzaniem garnituru) nie było daleko, jakieś 20 km, więc nie miałem zamiaru pędzić jak szaleniec. Dojechaliśmy po pół godzinie, jako że utknęliśmy w korku i darłem się na całe gardło do tego kierowcy co ten korek powodował. W końcu musiałem się uspokoić, bo policjanci zaczęli na mnie dziwnie łypać, a nie chcę siedzieć w areszcie przed własnym ślubem. Zaparkowałem w takim miejscu, żeby nikt mi mojego autka nie zarysował i razem z bratem udaliśmy się do GAC*. W recepcji siedziała jakaś ładna dziewczyna, miała może z 22 lata i uśmiechała się do nas serdecznie. Kiedy podeszliśmy wstała i poprawiła sobie bluzkę.
- Dzień dobry panom. Witamy w GAC, w czym mogę panom pomóc? - Uśmiechnęła się szeroko i czekała, aż coś powiemy. Pierwszy odezwałem się ja. Jasper się rozglądał po przytulnym wnętrzu. 
- Dzień dobry pani...- Spojrzałem na plakietkę.-... Elizabeth. Mogę mówić Lizz? - Sekretarka spojrzała na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, po czym się zreflektowała i kiwnęła głową na tak. 
- Oczywiście, panie Cullen.- Ahhh...  tu też mnie znają. 
- Dobrze, w takim razie Lizz  proszę powiedz mi na które piętro tego zacnego budynku mam się udać, będąc umówionym na przymiarkę ślubnego garnituru?
- Panie Cullen, windą na 23 piętro, potem skręcić w lewy korytarz i w pierwsze drzwi po prawej.   
- Dziękujemy pani bardzo. - Pociągnąłem brata za rękę i razem ruszyliśmy na 23 piętro. Po kilku minutach jechania windą znaleźliśmy się na najwyższym piętrze budynku. Poszliśmy tak jak pani recepcjonistka nam kazała i znaleźliśmy się w przestronnym pokoju o niebieskawych ścianach. Przywitała nas osobista stylistka imieniem Yvonne. Przez następne 2 godziny kazała mi się odwracać, kucać, siadać, rozkładać ręce i jeszcze inne takie. A potem Jasper poszedł na przymiarkę. Pod koniec wyszło na to, że jeszcze kilka poprawek i garnitury będą jak ulał. Podziękowaliśmy jej serdecznie i pospiesznie opuściliśmy budynek. Po kilku minutach z powrotem siedzieliśmy w moim kabrio. Spojrzałem na Jaspera a on na mnie.
- Masakra. - Powiedzieliśmy równocześnie i równocześnie się zaśmialiśmy. 
- Piwo? - Zapytaliśmy znowu równocześnie i wybuchnęliśmy śmiechem. 
- Jasne, czemu nie. - Powiedziałem. Pojechaliśmy do Food & Wine na małe piwo. Uznaliśmy oby dwoje, że należy się nam za tak dobrze wykonaną robotę. Pijąc piwo podsumowaliśmy co jeszcze musimy kupić. Wyszło na to, że do kupienia mamy jeszcze dwie pary butów, muchy i jesteśmy odpowiedzialni za napoje alkoholowe i zwykłe. Wyszło nam, że zajmie nam to około 5 godzin, więc daliśmy sobie jeszcze 15 minut na dokończenie piwa. Rozmawialiśmy chwilę o pierdołach, a potem odezwała się komórka Jaspera. Odebrał a ja siedziałem cicho i wytężałem słuch.
- Tak słucham?- Usłyszałem głos mojej szwagierki po drugiej stronie. Jasper słuchał w skupieniu co mówi do niego jego żona i po chwili wypił do końca piwo. A potem stało się coś czego się nie spodziewałem. Mój brat opluł mnie piwem i krzyknął do słuchawki:
- Że jak?!?!?!?!?! - Wszyscy ludzie się na nas spojrzeli, ja czułem się jak po prysznicu a Jasper siedział z przerażoną miną na tym krześle. Alice znowu coś zaczęła mówić, tym razem pospiesznie.
- Alice...nie, nie przepraszaj mnie... jesteś moją żoną, siedzimy w tym razem. - Powiedział zmartwiony, ale po chwili się uśmiechnął. - Bardzo się cieszę kochanie. - Alice zamilkła na moment, a potem znowu coś zaczęła mówić wyraźnie bardziej spokojna i rozluźniona. Po chwili mój brat się pożegnał i rozłączył a ja zacząłem wycierać się chusteczkami, które podał mi barman. Spojrzałem na brata spod byka i wysyczałem:
- Co było tak strasznego, żeby opluć mnie piwem na oczach tych wszystkich ludzi, co?!?! - Byłem na maksa wkurwiony. Nie dość, że byłem prawie cały mokry to jeszcze wszyscy ludzie mieli ze mnie polew. Zajebiście wprost. Na pewno będę na pierwszych stronach gazet. Już widzę te nagłówki "Edward Cullen opluty przez własnego brata." albo "Sławny aktor cały skąpany w piwie.". Toż to chyba jakiś żart jest...
- Przepraszam Edwardzie, ale Alice powiedziała mi coś nieprawdopodobnego. - Spojrzałem na brata autentycznie zaciekawiony. Co mogło być tak ważne, żebym został opluty piwem?
- Dawaj. - Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.
- To nie żadna choroba. Alice jest w ciąży. - Zatkało mnie. Dopiero po chwili zarejestrowałem, że z wrażenia spadłem z krzesła. Jasper czym prędzej mnie podniósł, powiedział barmanowi żeby zapisał nam na "krechę" i zaprowadził mnie do kabrio.
- Edwardzie, wszystko okey? - Spytał z troską.
- Tak, tylko... wow... to naprawdę jest powód żeby opluć mnie piwem. Wybaczam stary. - Po chwili jeszcze tkwiłem w tym szoku, ale dość szybko się zresetowałem i poklepałem brata po plecach.
- No to gratuluję. W końcu zostanę wujkiem! -Zaklaskałem w dłonie, a brat się zaśmiał.-Który to tydzień?
- Siódmy. Wychodzi na to, że już na ślubie była w ciąży. Powiedziała, że bała się mi powiedzieć. Ale nie wiem czego się bała, skoro ja się bardzo cieszę. - Spojrzałem na brata i pokiwałem głową ze zrozumieniem.
- Psychiki kobiet nigdy nie zrozumiesz...- Jasper przyznał mi rację i kiedy już się wysuszyłem z piwa pojechaliśmy na dalsze zakupy. Buty kupiliśmy stosunkowo szybko, tak samo jak muchy do garniaków. Zostały tylko procenty. W sklepie z wódką spędziliśmy 2 godziny, a z winem aż 3. Niestety bilans czasu przekroczył nasze wyliczenia i zakupy zajęły nam dokładnie 6 godzin i 48 minut. Zmęczeni całym dniem udaliśmy się do domu Jaspera, gdzie w spokoju mogliśmy się oddać oglądaniu meczu i komentowaniu tego jak nasi grają. Gdzieś tak po 21 pożegnałem się z bratem i pojechałem do domu. Bella leżała rozłożona na kanapie z popcornem w jednej ręce i z pilotem w drugiej. Patrzała na jakiś program o chirurgi czy innym gównie. Podkradłem się do kanapy i pocałowałem moją anielicę w czoło. Spojrzała na mnie uśmiechnięta i poklepała miejsce obok siebie.
- Dobry wieczór panie Cullen.
- Dobry wieczór panno Swan. Jak się pani dzisiaj miewa? - Zapytałem siadając w jej nogach i głaszcząc je delikatnie.
- A świetnie, dziękuję. A pan?
- Również świetnie. - Bells podniosła się i pocałowała mnie lekko w usta.
- Hmmm...pachniesz piwem. - Uśmiechnąłem się do niej szeroko i trąciłem jej policzek nosem.
- A no widzisz, bo zostałem opluty przez Jaspera piwem, gdyż pod wpływem bardzo...mhm... szokującej informacji reakcja Jaspera była bardzo gwałtowna i wyobraź sobie kiedy ja się dowiedziałem to spadłem z krzesła w barze. - Bella spojrzała na mnie ciekawskim wzrokiem.
- Co to za informacja?
- Otóż wyobraź sobie, że twoja najlepsza przyjaciółka będzie jadała teraz za dwoje. - Bella rozszerzyła oczy i aż pisnęła ze szczęścia, ale zaraz potem spochmurniała.
- Ej, skarbie co jest...?- Bells wtuliła się we mnie i szepnęła.
- Edwardzie... bo ja ci muszę coś powiedzieć...- Zamarłem w oczekiwaniu na informację, którą miała mi przekazać moja przyszła żona.

________________________________

*GAC- Giorgio Armani Center - Oczywiście nie ma czegoś takiego ale to fikcyjne opowiadanie :D

~~~~~~~~~~~~

Hej Kochani!
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba.
Mnie osobiście się nie podoba, ale osąd zostawiam Wam.
Wiem, że notki nie było długo i za to cholernie przepraszam.
To już się nie powtórzy.
Mam nadzieję, że nie gniewacie się na mnie i że nie gniewacie się za tak straszną notkę.
Trochę odzwyczaiłam się od pisania.
Wybaczcie literówki i inne niedociągnięcia.
Teraz czekamy na twórczość Naszej Bells.
A ja Was gorąco całuję :*
I serdecznie pozdrawiam,
Lady A.