Cholera! Cholera! Cholera! Dlaczego właśnie dzisiaj musiałam zgubić tą torbę. Wiem, że zachomikowałam ją tak aby wiedzieć gdzie jest, no i zachomikowałam, ale nie pamiętam gdzie. Uh, zaraz się spóźnię na rozmowę o pracę. Fakt, mam ich dziś kilka, ale może to ta pierwsza miała mi dać szansę na nowe życie? Ale nie! Panna Isabella Marie Swan musi zrobić wszystkim na przekór, szkoda, że tym razem zaszkodzi sobie! W salonie jej nie ma, w kuchni i łazience też, a w sypialni szperam teraz i co? I nic! Oh, przecież ja mam tam wszystko. Począwszy od kluczyków ( dom i auto), portfel, telefon i dokumenty oraz moje CV! Jak ja dostanę pracę bez CV?! Dobra, spokojnie Bells, pomyśl na spokojnie. Rano poszłam do mojej sąsiadki z naprzeciwka Alice Brandon, toteż mojej najlepszej przyjaciółki. Bingo! Już biegłam do drzwi, a gdy je otwarłam zobaczyłam za nimi All, która miała uniesioną rękę aby zapukać drzwi, tym oto sposobem popukała mnie w czoło. Jednak to się nie liczyło, ważne było to, że w drugiej ręce trzymała moją beżową torbę.
-Przyniosłam ci zgubę.-błysnęła śnieżnymi zębami-Sądzę po twojej zadowolonej minie, że jej szukałaś. Albo, albo się za mną stęskniłaś. Oh, jakie to urocze Bell.
-Nie stęskniłam się, Chochliku. Daj mi torbę, dziękuję-byłam cała zasapana.
-Bello, uspokój się bo zgubisz głowę.-zachichotała
-Alice, kochanie, przypominam, że to ty zgubiłaś się w markecie.-wytknęłam jej
-O nie, Isabello Swan, Ja tylko zauważyłam przystojnego ochroniarza i udawałam, że się zgubiłam.
-Marna wymówka. Ochroniarz był po pięćdziesiątce i na ochroniarza zdecydowanie się nie nadawał!-triumfowałam, a Ali tylko westchnęła i skapitulowała po czym weszła mi do domu. Nie zaprzeczałam, poszłam za nią. Brandon'ówna stanęła jak wryta. A no tak, wygląd mojego salonu.
-Co tu tornado przeszło?-zapiszczała
-Nie. To tylko huragan Isabella Swan.-powiedziałam sarkastycznie-Denerwuję się, chochliku, co jak nie dostanę żadnej pracy? Będę musiała wrócić do Forks i tego szmatławca, w którym pisałam o nowinkach szkolnych. Kogo ja oszukiwałam? Nie mam szans na pracę w Los Angeles. Alice ja nie jestem tobą.
-O, nie, nie moja panno. Ty nie jesteś mną. Masz na imię Isabella Marie Swan, i to ty zawsze wygrywasz. Ja tu mniej więcej ogarnę, a ty idź i skop tym wszystkim redaktorką tyłki!-chochlik wypchał mnie za drzwi. Kochałam ją! Zajebiście mocno ją kochałam. W sumie przesadziłam z tym wywodem, że sobie nie poradzę, ale zrobiłam to specjalnie aby Alii dodała mi odwagi. No dobra, zrobiłam to tylko i wyłącznie z tego powodu bo wtegy gdy Alice Brandon jest poważna ma taką minę, że zwijam się w sobie ze śmiechu. Nigdy jej tego nie powiedziałam, dla jej dobra. Kocham ją jak siostrę. No dobra Swan, koniec tych przemyśleń.
Stojąc na korytarzu przeczesałam palcami włosy, a drugą ręką poprawiłam ołówkową spódnicę przed kolanko. Założyłam przewiewny żakiecik i wyszłam z budynku. Mieszkałam w bloku, miałam drzwi zaraz koło Alice, tak jak mówiłam wcześniej naprzeciwko. Mam ją zaledwie 2m od siebie. Chciałyśmy mieszkać koło siebie, a nie stać nas na razie na nic lepszego. Zresztą nie narzekamy.
Stałam już przed moim samochodem, prezentem od rodziców. Zbierali na niego przez osiemnaście lat mojego życia.Moje Porsche 911 gt3 , kochałam to auto. Kosztowało bardzo dużo, ale dostałam go na urodziny. All ma podobne tylko, że kanarkowe.
Wsiadłam do mojego rumaka i odpaliłam. Usłyszałam cichy pomruk silnika i ruszyłam. W gwoli ścisłości nie miałam za wiele do roboty przy tej bryce, był samoobsługowy, tylko musiałam naciskać pedał gazu i kierować, automat był moim przyjacielem.
Westchnęłam głośno, dziś mój wielki dzień. Wszystko albo nic. Praca albo ponowny wyjazd do Forks i powrót do miasteczkowej gazety. O nie, nie ma takiej opcji. Zatriumfujesz tu, w jebanym Los Angeles!
Stanęłam na skrzyżowaniu, nie lubię tędy jeździć. Ruchliwa droga....Oh, Swan, a co ty chcesz jednego kierowcę na kilometr? To jest LA! Ja i moja niezrównoważona psychika.
Wreszcie dotarłam. Jestem pod pierwszym budynkiem, w którym będę starać się o pracę. Gazeta "Angeles beating" nie stała najwyżej w moich priorytetach, ale na dobry początek jest w sam raz. Wchodząc do budynku moje serce wykręcało piruety. Nie mogę uwierzyć! Ja się denerwuję, że nie dostanę posady? Huh, może nie dostanę jej koniecznie tu, ale gdzieś na pewno mnie zatrudnią. Muszą bo jak nie zniszczę to miasto! Podeszłam do recepcji, stała tam jakaś dziewczynka, mnie wyglądała na dziewczynkę. Blondynka, niebieskie oczy, których prawie nie widziałam, różowe kokardki wpięte we włosy i różowe usta oraz poliki. Słodka różowa miniówka nie zakrywała jej nawet pupy, a cycki się jej wylewały z bluzki. Hmm, ciekawe czy ma majtki czy jej pracodawca tego nie ujął w umowie o pracę.Jeśli nie to by wytłumaczyło jej wizerunek, a może? A może tu zatrudniają tylko takie...dziewczyny? Oh, ogarnij dupę, Swan.
-Hej-powiedziałam przyjaźnie-Przyszłam w sprawie rozmowy kwalifikacyjnej o pracę, nazywam się Isabella Marie Swan.
-A może by tak Dzień Dobry, zamiast Hej?-zaskrzeczała, aż biło po uszach. Chrząknęłam, a ta spojrzała na mnie.
-Dzień Dobry?-raczej zapytałam niż powiedziałam
-Tak lepiej, windą 10 piętro. Dalej radź sobie sama.
Jaka suka! Gdy nie przyjmą mnie do pracy obiję jej ten różowy ryjek! Dobra, nie ważne, nie taraz mi w głowie jakieś różowe lalunie. Podeszłam do windy, a jej drzwi się przede mną otworzyły, weszłam i nacisnęłam przycisk pod numerem 10. W trakcie jazdy na górę leciała jakaś denna melodyjka, nie lubię muzyki w windach, no jeśli to da się nazwać muzyką. W końcu moja przejażdżka dobiegła końca. Piętro na którym wysiadłam było przestronne, ale "chłodne". Biurka poustawiane w równych rzędach, a po bokach gabinety ze szklanymi drzwiami. Tylko na końcu pomieszczenia były drzwi, a za nimi pewnie gabinet redaktor naczelnej. Hmm, to tam mam iść. Ruszyłam, a wszystkie pary oczu były skierowane na mnie. Super, Swan'ówna znów w centrum uwagi, kocham to.stanęłam pod drzwiami, z bliska stwierdzam, że były bardzo drogie. Zapukałam. Otworzyła mi jakaś kobieta. Miała góra 45 lat, a może była po kilku operacjach plastycznych, przecież to LA. Krótkie czarne włosy dodawały jej wrogiej postury, a podkreślone czerwoną szminką usta drapieżności. Wpuściła mnie do środka bez słowa i wskazała gestem ręki abym usiadła przed biurkiem. Ona sama spoczęła na przeciwko mnie.
-Przedstaw się.-jej ton głosu był bezbarwny, mówiła od niechcenia.
-Isabella Marie Swan.-powiedziałam pewnym głosem i wyjęłam z torebki swoje CV, podałam jej je. Wzięła je.
-Jesteś z Forks, mała mieścina, nie znam.Pracowałaś tylko w tamtejszej gazetce?
-Tak, tylko. Nie jest ona najwyższej rangi, wiadomo, ale pozwalała mi na zrozumienie branży dziennikarki. Miałam dostęp do wielu tajników tego zawodu.
-Tak, zapewne. Zresztą studia zakończyłaś z wyróżnieniem. Ile masz lat Isabello?
-23-odpowiedziałam bez wahania. Jakiś czas śledziła jeszcze moje CV. W końcu powiedziała:
-Zadzwonię do ciebie.
Wyszłam z gabinetu, choć wiedziałam, ze nie dostanę tej pracy byłam rozbawiona. Wiadomo, że nie zadzwoni nawet nie wzięła numeru mojego telefonu, ani się mi nie przedstawiła. No trudno, jak nie ta to inna. Zadzwonił mój telefon. Odebrałam.
-Cześć, kochana. Jak tam?
-Nic z tego z pierwszej rozmowy, strata czasu. Babka nawet mi się nie przedstawiła, wyobrażasz sobie?-parsknęłam
-Oh, brak kultury. Nie przejmuj się, ile masz jeszcze rozmów.
-Hmm, ze 3? Tak dokładnie 3. Okej, muszę kończyć. Ciao.
Wsiadłam do auta i ruszyłam do kolejnego budynku. Rozmowy w gazetach "Victory" i "Foxy", też nie poszły mi za dobrze. Co prawda wzięła numer telefonu i się przedstawiły, ale moja kobieca intuicja mówiła mi, że nic z tego.Został ostatni magazyn, najpopularniejszy brukowiec w tym mieście, "LA Style", nie był nawet moim marzeniem. Skoro nie dostałam pracy w mniej popularnych gazetach. Ale gdy nie spróbuję będę żałować. W budynku panował totalny chaos. Ludzie krzyczeli coś, że zwolniła się asystentka i dziennikarka w jednym. Szefowa jest wkurzona i natychmiast potrzebuje pracownicy. Zakiełkowała we mnie nadzieja. Szybkim krokiem ruszyłam do jej gabinetu i zapukałam. Po chwilce usłyszałam donośne "Wejść". Pomieszczenie było urządzone w gustownym stylu, ładne i z gracją. Pasowało do redaktor naczelnej. Była ładna i elegancka.
-Isabella Swan, tak? Cieszę się, Bello, że przyszłaś. Mogę mówić, Bello, prawda? Zazwyczaj jestem bardziej zrównoważona, ale dziś zwolniła się moja asystentka i potrzebuję pilnie nowego pracownika. Była moją prawą ręką i najlepszą dziennikarką. Nie przedstawiłam się, Rosalie Hale.
-Dzień Dobry, tak Isabella Swan, wolę jak się mówi do mnie Bella-uśmiechnęłam się i podałam jej CV.
Przejrzała je błyskawicznie.
-Miałaś zaskakująco dobre wyniki, zakończyłaś studia szybciej niż inni i to z wyróżnieniem. Masz tę robotę.
-Bez żadnych pytań?-zapytałam
-Bello, masz tę robotę, wierzę twojemu CV. Teraz usiądź spokojnie. Wytłumaczę ci co masz w swoich obowiązkach.-zaczęła-Jesteś moją asystentką, koło moich dzwi do gabinetu są jeszcze jedne, od teraz tam jest twoje miejsce pracy.
-Mam osobny gabinet?-ucieszyłam się
-Dokładnie tak. Jesteś tuż obok mnie, za ścianą. Inni pracownicy wchodzą do ciebie jeśli nie ma mnie. Ja za to wchodzę przez te drzwi do ciebie-wskazała na wejście na bocznej ścianie swojego gabinetu. -To dla wygody, aby mieć bliżej. Nie jesteś tylko asystentką, jesteś również dziennikarką. Jak wiesz w naszym magazynie jest dział, na którym mamy pod lupą największe gwiazdy. Aktorzy, muzycy, zespoły. Ty masz pod swoim okiem tylko jedną, największą gwiazdę. Zrozumiano?
-Jasne.
-Cieszę się, twoje obowiązki wydają się przytłaczające, ale dasz sobie radę. Widzę twoja pewność siebie i błysk w oku. Nadajesz się idealnie. Zarobki tez nie są złe, zresztą ze mną wybijesz się w branży. nie jestem złą szefową, tak sądzę.
-Dziękuję, bardzo się cieszę, że dostałam tu pracę. kiedy mam zacząć?
-Jutro, wstaw się o 9:00 i tak od poniedziałku do piątku. Weekendy wolne. Do jutra, Bello.-wychodziłam już z gabinetu, ale się wróciłam.
-Przepraszam, ale kto jest gwiazdą, którą mam się zajmować?
-Edward Cullen, pisz o nim wszystko czego się dowiesz. Śledź go i dostarczaj najnowsze plotki. Isabello, jednak pod żadnym pozorem nie pisz na jego temat dobrych rzeczy.
-Dlaczego...?-zbiła mnie z tropu, chociaż praca nad sławnym aktorem, o którego wszyscy się biją mi pasowała.
-To moje polecenie, słuchaj ich. A teraz już idź, do jutra.- po uprzejmej Rosalie znikł ślad. może to nie będzie taka dobra i łatwa współpraca? Ale nie poddam się, dostałam pracę w najlepszym brukowcu i mam na celowniku Edwarda Cullena.
Oto niezależna Isabella Swan, nadchodzi.
**********************
Witam, kochane.
Oddaję w wasze ręce Rozdział 1, który jest napisany przeze mnie. Czyli z punktu widzenia Belli.
Mam nadzieję, że się podobał. Fakt, faktem za dużo się w nim nie działo. Jest on raczej wprowadzeniem do świata Belli i tym jak została dziennikarką.
Dziękujemy za komentarze pod prologiem :)
To tyle z mojej strony, teraz czekamy na Rozdział 2, który należy do moje współzałożycielki Alice.
Sama jestem ciekawa co wymyśli.
Wasza Bells Cullen-Swan